Debaty kandydatów na prezydentów rzadko są okazją do merytorycznej i konstruktywnej dyskusji. To raczej konkurs, w którym – używając terminologii z łyżwiarstwa figurowego – więcej punktów zdobywa się za wrażenie artystyczne niż za przedstawienie programu obowiązkowego. Nie inaczej było 27 czerwca w Atlancie, podczas pierwszej prezydenckiej debaty.
Zostawmy na boku ogólne oceny kandydatów po debacie, bo na ten temat zdążono już wylać morze atramentu. Wszyscy wiemy, dlaczego po pierwszym medialnym starciu pretendentów do kolejnej kadencji w Białym Domu jeden obóz polityczny wpadł w panikę, a drugi ma powody do euforii. Ale jeśli przyjrzymy się merytorycznej stronie debaty, to powody do paniki powinni mieć wyborcy. Zamiast rzeczowej rozmowy o problemach usłyszeliśmy mnóstwo populistycznych haseł, wypowiadanych zgodnie z zasadą, że jeśli fakty mówią co innego, to tym gorzej dla faktów.
Przyzwyczailiśmy się, że kandydaci podczas debat mijają się z prawdą, bądź wręcz kłamią, i uważamy to za normalne. Ich twierdzenia żmudnie dekonstruują potem tzw. fact checkers – sprawdzacze faktów. Ale słowa idą w świat i wzbudzają emocje u tych, którzy nie będą trudzili się sprawdzaniem, co jest prawdą, a co nie. Nie inaczej było podczas pierwszego telewizyjnego starcia Joe Bidena z Donaldem Trumpem, a dziedziną, której dotyczyło bodaj najwięcej kłamstw lub twierdzeń nie znajdujących poparcia, okazała się chyba imigracja.
Worek treningowy dla Republikanów
Dlaczego właśnie ten problem? Historyczny w swej skali kryzys migracyjny na granicy amerykańsko-meksykańskiej stał się jednym z najważniejszych problemów w tym cyklu wyborczym. W sondażach zaledwie 3 na 10 Amerykanów aprobuje sposób, w jaki Joe Biden podchodzi do kwestii imigracji, a wynik i tak „nabijają” zwolennicy Partii Demokratycznej, bo wśród wyborców niezależnych z obecnym prezydentem zgadza się około 2 na 10 badanych i mniej niż 1 wśród 10 Republikanów. Nic więc dziwnego, że dla byłego prezydenta Donalda Trumpa temat imigracji jest polem, na którym będzie chciał ugrać jak najwięcej, bijąc w administrację jak w worek treningowy. Kontynuując bokserskie analogie – kampania wyborcza Republikanina z uporem godnym lepszej sprawy skupia się na tej kwestii, „punktując” prezydenta Bidena za wszystkie niepowodzenia.Trump skupiał się zresztą na kwestii bezpieczeństwa granicy we wszystkich swoich trzech kampaniach prezydenckich, podczas gdy kwestia ta stała jedną z największych słabości Bidena, próbującego uporać się z problemem masowego nielegalnego przekraczania granic.
Trump: Przyjeżdżają i mordują
Nie było więc niespodzianką, że Trump skupił się głównie na dyskusji na temat przestępczości migracyjnej, twierdząc, iż migranci „zabijają naszych obywateli na poziomie, jakiego nigdy nie doświadczaliśmy”. Niedawno rzeczywiście doszło do kilku głośnych przypadków, w których nieudokumentowani imigranci popełnili brutalne przestępstwa, ale badania wykazują, że prawdopodobieństwo popełniania ciężkich przestępstw przez migrantów jest mniejsze w porównaniu z osobami urodzonymi w USA.Trump powiedział m.in., że migranci przybywają do USA nielegalnie z „zakładów psychiatrycznych” i „zakładów dla obłąkanych”. Później, odpowiadając podczas debaty na pytanie, czy zablokuje pigułki aborcyjne, Trump dodał: „Wiele młodych kobiet zostało zamordowanych przez tych samych ludzi, którym pozwolił przekroczyć granicę”.Pojawiły się też twierdzenia, że migranci przybywający do kraju nielegalnie są kwaterowani w „luksusowych hotelach”, podczas gdy weterani przebywają na ulicach. Fact checkerzy już dawno obalili też powtórzone podczas debaty twierdzenia, iż ludzie przekraczający granicę podejmują pracę i pozbawiają miejsc zatrudnienia Afroamerykanów i Latynosów, co nie znalazło potwierdzenia w statystykach.Trump dodał także, że zostawił po sobie „najbezpieczniejszą granicę w historii” – co także było twierdzeniem wysoce wątpliwym. Były prezydent nie przedstawiał dowodów poświadczających twierdzenia, które zresztą wielokrotnie powtarzał na wiecach wyborczych. Atak był jednak brutalny: Trump oskarżył Bidena o zniesienie większości kamieni milowych trumpowej restrykcyjnej polityki granicznej tylko dlatego, że Republikanin ją zatwierdził. Według Trumpa miało to być „szaleństwem”. Dodał, że Biden „zabił tak wielu ludzi na naszej granicy”.
Nielegalni i Social Security
Bodaj najbardziej karkołomnym wątkiem pierwszej prezydenckiej debaty okazała się próba powiązania kwestii imigracji z problemami stojącymi przed rządowymi programami Social Security oraz Medicare.„On niszczy Social Security, ponieważ miliony ludzi napływają do naszego kraju i korzystają ze świadczeń” – powiedział Trump – „Korzystają z Medicare i Medicaid. Trafiają do szpitali. Zajmują miejsce naszych obywateli”.To także twierdzenia bez pokrycia, ponieważ wiele badań wykazało, że nielegalni imigranci płacą podatek dochodowy i podatki na ubezpieczenie społeczne, nigdy nie otrzymując świadczeń z Social Security i Medicare. Badanie z 2019 r. wykazało, że gdyby wszyscy nielegalnie przebywający w USA zostali deportowani, Fundusz Powierniczy Social Security zostałby uszczuplony o około 13 miliardów dolarów.Biden za klucz do uratowania podstawowych programów emerytalnych i medycznych, którym grozi niewypłacalność, uważa podwyższenie progu dochodowego, do którego należy odprowadzać składki na te programy. „Niech bogaci zaczną płacić należną im część” – powiedział podczas debaty w CNN, co z kolei nie mogło spodobać się Republikanom.
Biden przypomniał także o ponadpartyjnym porozumieniu granicznym, które – za namową Trumpa – Republikanie zablokowali w Senacie i ostro skrytykował adwersarza za „oddzielanie dzieci od matek i umieszczanie ich w klatkach”, co także stanowiło pewne przerysowanie.
Dwie wizje polityki imigracyjnej
Trump od dawna prowadzi kampanię na rzecz ostrego podejścia do imigracji. Obiecał przeprowadzenie masowych deportacji osób przebywających w USA bez ważnego statusu imigracyjnego, chciałby także położyć kres obywatelstwu wynikającemu z „prawa ziemi”, sprawdzać poglądy potencjalnych imigrantów i wykorzystać wojsko do likwidowania przemytu narkotyków.
Biden ogłosił w minionym miesiącu dwie inicjatywy imigracyjne, co dało mu amunicję do odparcia ataków Trumpa. Najpierw wydał surowe zarządzenie wykonawcze, umożliwiające funkcjonariuszom granicznym szybkie zawracanie migrantów bez szans na azyl, którzy nielegalnie przekraczają granicę. Mechanizm uruchamia się automatycznie, gdy liczba przejść granicy przekroczy określony próg. Po wejściu w życie rozporządzenia liczba prób przekroczenia granicy spadła o około 40 proc.
Dodatkowo, Biden ułatwił także drogę do obywatelstwa setkom tysięcy nielegalnych imigrantów, którzy przebywają w kraju od lat i są małżonkami obywateli USA. Wątpliwe jednak, aby te decyzje pozwoliły mu skutecznie przejąć inicjatywę w sprawie imigracji. Z przegranej przez Bidena – w opinii większości obserwatorów – debaty niewiele konstruktywnego dowiedzieliśmy się o rzeczywistym problemie.
Wyborcy, dla których imigracja jest ważną kwestią, są więc skazani na szukanie informacji oraz ocenianie programów i poglądów kandydatów na własną rękę.
Jolanta Telega[email protected]