Czwartkowa debata Joe Bidena i Donalda Trumpa w CNN otworzy kluczowy etap kampanii przed listopadowymi wyborami prezydenckimi. Jeszcze przed dniem wyborczym 5 listopada, odbędą się dwie konwencje wyborcze, dwie debaty, a pierwsze głosy Amerykanie oddadzą już w we wrześniu.
Biden i Trump zmierzą się o 21. czasu lokalnego (3 rano w Polsce) w nadzwyczajnych okolicznościach: w odróżnieniu od większości dotychczasowych debat, 90-minutowa potyczka odbędzie się bez udziału publiczności, zaś kandydaci będą mieli włączone mikrofony tylko kiedy będzie im udzielany głos przez prowadzących. Jest to wynik warunków stawianych przez sztab Bidena, który chciał w ten sposób ograniczyć showmańskie skłonności Trumpa. Będzie to też najwcześniej dotąd organizowana debata w kalendarzu wyborczym - na ponad cztery miesiące przed samymi wyborami.
Debatę poprowadzą znani prezenterzy CNN, Jake Tapper i Dana Bash, a wśród poruszanych tematów będą m.in. kwestie gospodarcze, aborcji, demokracji i wyborów, a także polityki zagranicznej, w tym wojen w Gazie i Ukrainie.
Według Keitha Nahigana, doświadczonego działacza kampanii politycznych Republikanów, który brał udział m.in. w przygotowaniach do debaty Johna McCaina w 2008 r., tak wczesne starcie podnosi stawkę pojedynku i może mieć znaczący wpływ na resztę kampanii.
"Dla wielu wyborców, którzy zwykle nie śledzą polityki, będzie to pierwszy raz od co najmniej dwóch lat, kiedy zobaczą na żywo. Biden rzadko udziela wywiadów, zaś Trump udziela ich tylko konserwatywnym stacjom. Zainteresowanie widzów będzie niemal takie, jak meczem Superbowl, co widać w cenach czasu reklamowego" - mówi Nahigan. "Myślę więc, że wrażenie, jakie wywrze ona na ludziach może być dramatyczne i większe od tego, jakie zwykle widzimy" - dodaje.
Według Nahigana i innych komentatorów wśród kluczowych kwestii przed debatą jest to, jak obaj kandydaci wypadną pod względem kondycyjnym i mentalnym. 78-letni Trump i 81-letni Biden to dwaj najstarsi kandydaci do prezydentury głównych partii w historii USA.
Wraz z czwartkową debatą, trwająca już od ubiegłego roku kampania wyborcza wejdzie w kluczowy i intensywny moment.
Kolejną kluczową datą kampanii - choć niezwiązaną bezpośrednio z wyborami - będzie 11 lipca. Wtedy w Nowym Jorku odbędzie się rozprawa, na której sędzia Juan Merchan zdecyduje o wymiarze kary dla Donalda Trumpa za 34 przestępstwa, za które został skazany w sprawie związanej za zapłatę za milczenie aktorki porno Stormy Daniels. Choć większość ekspertów nie spodziewa się wyroku więzienia (mimo że nie jest on wykluczony), to będzie to ważny moment kampanii.
Już cztery dni później - 15 lipca - w Milwaukee w Wisconsin rozpocznie się konwencja wyborcza Partii Republikańskiej. Podczas trwającej cztery dni imprezy partyjni delegaci oficjalnie wybiorą Donalda Trumpa na kandydata Republikanów wraz z jego kandydatem na wiceprezydenta - którego Trump dotąd nie ogłosił.
Na 23 lipca lub 13 sierpnia wstępnie ustalono debatę kandydatów na wiceprezydentów. 19 sierpnia w Chicago rozpocznie się konwencja Demokratów, która potrwa do 22 sierpnia i która formalnie ma zatwierdzić kandydaturę Joe Bidena i Kamali Harris. 10 września w telewizji ABC odbędzie się druga i ostatnia zaplanowana debata kandydatów. Choć dojdzie do niej na niecałe dwa miesiące przed dniem wyborczym, to już 10 dni później swoje głosy będą mogli zacząć oddawać wyborcy w pierwszych trzech stanach umożliwiających wczesne głosowanie - Wirginii, Minnesocie i Dakocie Południowej. W kolejnych tygodniach głosowanie rozpocznie się w kolejnych stanach, choć nie wszystkie je umożliwiają.
Zgodnie z konstytucją dniem wyborów federalnych jest pierwszy wtorek po pierwszym poniedziałku listopada; w tym roku wypadnie on 5 listopada. Głosy formalnie muszą zostać policzone - a wyniki we wszystkich stanach rozstrzygnięte - do 11 grudnia. To po to, by 17 grudnia wybrani w poszczególnych stanach elektorzy mogli formalnie oddać swoje głosy, formalizując wynik wyborów.
Następnie 3 stycznia nastąpi zaprzysiężenie nowego Kongresu (wybory do Izby Reprezentantów i 1/3 składu Senatu odbywają się razem z wyborami prezydenckimi), by mógł on trzy dni później, 6 stycznia formalnie policzyć głosy elektorskie i zatwierdzić wynik. Zwycięzca rozpocznie swoją kadencję od uroczystej inaguracji 20 stycznia. Niezależnie od tego, kto wygra wybory, będzie to dla niego ostatnia kadencja w Białym Domu. 22. poprawka do konstytucji zezwala bowiem tylko na sprawowanie władzy na łącznie dwie kadencje.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)