Dalajlama XIV, duchowy i polityczny przywódca narodu tybetańskiego, przybył do nowojorskiego szpitala, żeby poddać się leczeniu kolana. Przed kliniką witały go setki wiwatujących zwolenników - informują amerykańskie media.
Podczas niedzielnego przejazdu limuzyną z hotelu przy Central Parku do szpitala 88-letni mnich buddyjski machał przez otwarte okno do zgromadzonego tłumu. Jego zwolennicy ubrani w tradycyjne tybetańskie szaty tańczyli na ulicy. Do drzwi kliniki podszedł wspierany przez pomocników.
Przybycie dalajlamy jest "ważnym momentem" – powiedział w rozmowie z agencja AFP Tenzin Pasang. "Wszyscy jesteśmy poruszeni, ponieważ jest on naszym przywódcą" – dodał 18-letni Amerykanin tybetańskiego pochodzenia.
To pierwsza wizyta dalajlamy w USA od 2017 r. Nie potwierdzono, czy podczas pobytu spotka się on z amerykańskimi urzędnikami.
W ubiegłym tygodniu amerykańscy politycy, w tym była spikerka Izby Reprezentantów, demokratka Nancy Pelosi, odwiedzili Dalajlamę XIV w jego rezydencji w Dharamśali w Indiach, gdzie mieści się tybetańska stolica na wygnaniu. Zapowiedzieli, że nie pozwolą, aby Chiny miały wpływ na wybór jego następcy.
Wizyta ta wywołała ostrą krytykę ze strony Chin. Ambasador Chin w Indiach nazywał dalajlamę "politycznym wygnańcem zaangażowanym w antychińską działalność separatystyczną pod przykrywką religii".
Spotkanie amerykańskich polityków nastąpiło po przyjęciu przez Kongres USA projektu ustawy, której celem jest zachęcenie Pekinu do powrotu do rozmów z przywódcami tybetańskimi, które są zamrożone od 2010 r.
Dalajlama XIV, który od 1959 r. przebywa na uchodźstwie w Indiach po upadku antychińskiego powstania w Tybecie, wciąż pozostaje nadzieją dla sześciu milionów Tybetańczyków żyjących w kontrolowanej przez Chiny prowincji. Eksperci oceniają, że rola starzejącego się przywódcy maleje, tak samo jak szanse na złagodzenie konfliktu z Chinami. Wielu Tybetańczyków obawia się, że po śmierci Dalajlamy XIV Pekin mianuje jego następcę, aby zapewnić sobie całkowitą kontrolę nad Tybetem.(PAP)