Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 25 września 2024 00:25
Reklama KD Market

Z warszawskich taksówek

Z warszawskich taksówek

Wsiadłem do zamówionej taksówki na Dworcu Zachodnim w Warszawie. Jadąc w stronę Konstancina-Jeziornej próbuję zagadnąć kierowcę. Tak mam w zwyczaju. Często są to okazje do ciekawych, choć krótkich rozmów. Słabo mówi po polsku, rozmawiamy trochę po angielsku. Wiem tyle, że jest z Uzbekistanu i cieszy się, że może żyć i pracować w Polsce. Ma na oko jakieś 25-26 lat. W tle arabska muzyka z radia, której ów młody człowiek słucha tak zwyczajnie, jak jego polscy rówieśnicy amerykańskiego pop.

Dzień później ta sama trasa, tyle, że z powrotem. Podjeżdża samochód, prowadzi go 26. letni chłopak, także z Uzbekistanu. Tym razem sam zaczyna rozmowę, mówiąc płynnie po polsku tak, że trudno nawet rozpoznać, że jest obcokrajowcem. Po kilku kurtuazyjnych zdaniach opowiada mi swoją historię. Mieszka w Polsce od siedmiu lat. Nie widział dla siebie szans w swojej ojczyźnie. Przyjechał tutaj, trochę w ciemno. Od razu trafił do Warszawy. Zaczął uczyć się polskiego dużo słuchając innych, porozumiewając się z nimi przez telefoniczną aplikację tłumacza. Radzi sobie. W rozmowie ze mną także od czasu do czasu korzysta z tłumacza. Zależy mu, żeby ta rozmowa była treściwa. Szybko zapisał się na studia w polskiej stolicy. Studiował po angielsku, ukończył je zdobywając tytuł inżyniera. Aktualnie zajmuje się leasingiem samochodów, co zresztą okazuje się dość popularne w Polsce. Docelowo chciałby kupić tira i przejść do branży dostawczej. Dorabia sobie jeżdżąc jako taksówkarz w aplikacji Bolt. W ten sposób poznaje ludzi. Mówi mi, że kiedy przyjechał do Polski, trafił od razu do Warszawy. Tak uczył się środowiska tutejszych mieszkańców. „Nie było łatwo się tu odnaleźć” – mówi. Któregoś dnia na internetowym czacie poznał dziewczynę. Zaczęli rozmawiać. Pojechał do niej na Górny Śląsk. „Poznałem zupełnie innych ludzi. Serdecznych, otwartych. Choć na początku trudno było nam się dogadać, jakoś przecież się rozumieliśmy. Zobaczyłem, że poza zróżnicowaną mocno Warszawą żyją inni ludzie. Polacy są wspaniałym narodem”. Dzisiaj ta śląska rodzina stała się jego rodziną. „Traktują mnie jak syna”. Lubi tam wracać i ma nadzieję, że będzie mógł założyć w Polsce swoją własną rodzinę i dom. Cieszy się, bo za dwa lata będzie mógł ubiegać się o polskie obywatelstwo i paszport.

To jednak jeszcze nie koniec historii. Mój rozmówca z drogi powrotnej odpowiada na moje pytania o Uzbekistan, bądź co bądź dla mnie bardzo odległy i nieznany. Opowiada mi z prawdziwą fascynacją o swojej ojczyźnie, która mieści się przecież w Azji Środkowej i niestety jest dla nas wciąż kojarzona z Rosją i reżimem sowieckim, a przecież była ofiarą tego reżimu, podobnie jak inne kraje, z których zrobiono republiki radzieckie. Wyjechał tak jak wielu jego rówieśników Polaków do kraju, gdzie żyje się lepiej. Nasi ruszyli w stronę Irlandii, Anglii, krajów skandynawskich, a wcześniej w stronę Ameryki Północnej, Niemiec i innych krajów. Dla ludzi z dawnych republik radzieckich i Azji takim krajem jest Polska. Nie zawiódł się mój rozmówca. Lubi żyć w Polsce, nie tracąc swojej uzbeckiej tożsamości. On i jego koledzy ma jednak problem. „W Polsce traktują nas często na równi z Ukraińcami i Białorusinami, a tych pierwszych wielu ma już dość. To niesprawiedliwe i smutne” – mówi. „To, że przyszliśmy ze Wschodu wcale nie znaczy, że jesteśmy tacy sami”. Wyczuwam smutek niesionych w sobie ocen, porównań i czasami wręcz niechęci, z którymi pewnie nierzadko się spotyka. I dodaje: „Często jeżdżąc w godzinach nocnych, zwłaszcza w weekendy, moi klienci wracają z imprez. Wiele z nich to ludzie zza wschodniej granicy Polski. Roznosi mnie, kiedy słyszę zwłaszcza tryumfy młodych dziewczyn i kobiet, że złapały polskich facetów, żonatych, na kasę i dobre wyjazdy”. „One się cieszą, a przecież często rozbijają małżeństwa i rodziny!”. Mój rozmówca nie ukrywał wzburzenia. I konkluduje: „Wie pan, ja jestem muzułmaninem. Nie fundamentalistą, po prostu tak się urodziłem i wychowałem. Dla nas rodzina ma znaczenie szczególne i nadrzędne. Cały czas finansowo pomagam moim rodzicom w Uzbekistanie. Jest to dla mnie potworne słuchać, jak pijani ludzie cieszą się z małżeńskich zdrad, którym się właśnie oddają”.

Można by napisać teraz: „Kurtyna”. Bo powyższe historie z 24 godzin w stolicy mojego kraju dały mi dużo. Mój kierowca wydaje się być bardzo szczerym i dobrym człowiekiem i życzę mu naprawdę wiele szczęścia. Kiedy kilka miesięcy temu podróżowałem taksówkami z tej samej aplikacji po Krakowie, kierowcy byli głównie z Ukrainy i Białorusi. Rozmowy były zupełnie inne. Obawiam się jednak, że to, co zagnieździło się w naszej polskiej mentalności, mianowicie wrzucanie wszystkich do jednego worka, jedna ocena, często niesprawiedliwa i niesłuszna, traktowanie z poczuciem wyższości, nie jest czymś właściwym. Przecież tak, jak wszędzie, jest wśród nich wielu bardzo pięknych, cennych, dobrych ludzi. Tak wiem, w obydwu opisanych przypadkach jest także w tle religia, w obu jest nią islam. Tu jednak także trzeba być bardzo ostrożnym w wyrażaniu ocen, żeby kogoś nie skrzywdzić. Od zawsze świat jest wieloreligijny i wielokulturowy i trzeba się w nim odnaleźć. Czy moi rozmówcy są „uchodźcami”? Nie. To najzwyklejsi emigranci, podobnie jak my. I nie wyczułem w nich ukrytej potrzeby tworzenia swoich zamkniętych enklaw lub przenikania do innych środowisk, aby je religijnie na przykład zdominować. Moje odczucia są bardzo zwyczajnie pozytywne. Potwierdził mi je mój przyjaciel, warszawiak z dziada-pradziada, mądry ksiądz katolicki, który regularnie jeździ pomagać polskim księżom pracującym w Kazachstanie. 

Temat był, jest i będzie gorący. Wcale nie jestem bezkrytyczny i uważam, że granice są potrzebne, podobnie jak ich szczelna ochrona. Tak też jest w życiu ludzkim. Jest jednak taki wymiar, w którym trzeba działać bez granic. To wymiar dobra, najlepiej bezinteresownego, świadczonego wobec innych, to także wymiar dzielenia się Ewangelią i tym, co najlepsze w chrześcijaństwie. Mój rozmówca z Warszawy przyjął ze szczerym zdumieniem i radością wiadomość, że jestem księdzem katolickim, który chce z nim rozmawiać i go rozumie. Czemu tak? Bo mnie dają mi spokoju słowa z Pisma świętego, które wciąż powracają: „Jeżeli w waszym kraju osiedli się przybysz, nie będziecie go uciskać. Przybysza, który się osiedlił wśród was, będziecie uważać za obywatela. Będziesz go miłował jak siebie samego, bo i wy byliście przybyszami w ziemi egipskiej. Ja jestem Pan, Bóg wasz!” (Kpł 19:33-34). Albo: „On wymierza sprawiedliwość sierotom i wdowom, miłuje cudzoziemca, udzielając mu chleba i odzienia. Wy także miłujcie cudzoziemca, boście sami byli cudzoziemcami w ziemi egipskiej” (Pwt 10, 18-19). Grunt, to być sprawiedliwym i ostrożnym w ocenie, a także gościnnym i „niech trwa braterska miłość. Nie zapominajmy też o gościnności, gdyż przez nią niektórzy, nie wiedząc, aniołom dali gościnę. Pamiętajcie o uwięzionych, jakbyście byli sami uwięzieni, i o tych, co cierpią, bo i sami jesteście w ciele” (Hbr 13, 1-3).

ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.


Podziel się
Oceń

ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama