Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 15:14
Reklama KD Market

Imigracja czy inflacja? O planach masowych deportacji Donalda Trumpa

Imigracja czy inflacja? O planach masowych deportacji Donalda Trumpa
fot. ICE.gov

„Gospodarka, głupcze” – to hasło przyświecało młodemu gubernatorowi Arkansas Billowi Clintonowi podczas kampanii wyborczej w 1992 roku. Położenie nacisku na kwestie ekonomiczne przyniosło mu zwycięstwo nad faworyzowanym George’em H. W. Bushem. Trzy dekady później – jeśli wierzyć powszechnej opinii ekonomistów –jeden z kandydatów do Białego Domu startuje z propozycjami, których wypełnienie może doprowadzić do recesji i niechybnego wzrostu inflacji. Mowa o projektach masowych deportacji Donalda Trumpa. 

W niedawnym wywiadzie dla magazynu „Time” były prezydent Donald Trump i zarazem republikański kandydat do Białego Domu na kolejną kadencję przedstawił plany drastycznego ograniczenia imigracji do USA, w tym plany deportacji „15, a może nawet 20 milionów” nieudokumentowanych cudzoziemców. W sumie – wszystkich osób bez ważnego statusu. Operację miano by przeprowadzić przy pomocy Gwardii Narodowej i być może armii amerykańskiej. Hasło drastycznego ograniczenia imigracji ma ponieść republikańskiego kandydata do zwycięstwa w listopadowych wyborach.

Ekonomiści: To przepis na recesjęNa wypowiedź Trumpa najgłośniej zareagowali nie politycy, ale ekonomiści, zajmujący się na co dzień kondycją największej gospodarki świata. Ich wypowiedzi zacytowały mainstreamowe media, m.in. finansowy „Forbes” czy portal CNN.Według obozu Donalda Trumpa celem masowych deportacji ma być ochrona amerykańskiej gospodarki i poprawa ekonomicznych perspektyw Amerykanów. Jednak w opinii ekonomistów skutki masowych wydaleń i wstrzymania imigracji mogą być odwrotne od zamierzonych. Eksperci zgodnym chórem powtarzają, że realizacja planu doprowadzi do zakłócenia równowagi na rynku pracy, co będzie miało negatywny – niektórzy używają przymiotnika „rujnujący” – wpływ na gospodarkę.

Wendy Edelberg, ekspertka studiów ekonomicznych w Brookings Institution, think tanku kojarzonego z Partią Demokratyczną, powiedziała portalowi CNN, że „jest pewna, iż tłumienie imigracji w formacie proponowanym przez Trumpa będzie miało negatywny wpływ na gospodarkę”. „To coś, co może wywołać recesję” – dodała Edelberg.Nie ona jedna ostrzega przed konsekwencjami. Przed radykalnymi działaniami ostrzegają także inni ekonomiści pracujący dla instytucji nieposiadających politycznych czy ideologicznych konotacji.

Mark Zandi, główny ekonomista Moody’s uważa, że deportacja znacznej liczby imigrantów przełoży się na olbrzymie problemy dla pracodawców, a brak pracowników wymusi nie tylko wzrost płac, ale także cen. W podobnym duchu wypowiada się także Joe Brusuelas, główny ekonomista firmy audytowej RSM, dla którego głównym problemem USA nie jest nadmiar, ale brak rąk do pracy. Ostrzega więc przed powrotem do klasycznej inflacji przy zbyt niskim poziomie bezrobocia, wywołanego przez ewentualne deportacje. Brusuelas powiedział CNN, że jednym z problemów związanych z wizją byłego prezydenta „jest to, że podaż rodzimych pracowników po prostu nie jest w stanie zaspokoić popytu”. Plan kandydata Republikanów może więc zrujnować gospodarkę, pogłębiając niedobory siły roboczej, ponownie wywołując inflację i zmuszając Rezerwę Federalną do jeszcze dłuższego utrzymywania wysokich stóp procentowych, a tym samym dużych kosztów kredytów. To z kolei jest receptą na recesję.

Doświadczenie Secure CommunitiesSą nawet historyczne przykłady negatywnego oddziaływania obostrzeń na rynek pracy. Michael Clemens profesor ekonomii na Uniwersytecie George’a Masona, przeanalizował badania przeprowadzone przez profesor Uniwersytetu Kolorado Chloe East, która z kolei przebadała wpływ realizacji kontrowersyjnego programu Secure Communities (Bezpieczne Społeczności), przekazującego lokalnym władzom więcej prerogatyw należących do rządu federalnego. Polegał on m.in. na sprawdzaniu w federalnych bazach danych odcisków wszystkich osób zatrzymywanych w lokalnych więzieniach. Z programu zrezygnowała jeszcze administracja Baracka Obamy, obawiając się nadużyć. Ponad 300 miast i miasteczek, nie wyłączając Nowego Jorku, Filadelfii, Los Angeles i Baltimore przyjęło zarządzenia ograniczające wymianę informacji i kolaborację lokalnej policji z Immigration and Customs Enforcement (ICE).

Co ciekawe, pierwszym miastem było tu Chicago, które podziękowało władzom federalnym jeszcze w 2011 roku. „Deportacje w ramach Bezpiecznych Społeczności wyrządziły w poszczególnych powiatach szkody pracownikom amerykańskim, redukując zarówno zatrudnienie, jak i płace – pisze Clemens – Najboleśniej odczuli to najmniej wykształceni i najbardziej bezbronni”. „Rynek pracy jest bardziej złożony od wyobrażeń polityków, którzy uważają, że właściciele firm w obliczu utraty pracowników-imigrantów po prostu zatrudnią na ich miejsce urodzonych w USA” – napisał Clemens w analizie dla Peterson Institute for International Economics.

Wkorzenieni w AmerykęOprócz tego, że nieudokumentowani imigranci pracują, to także są konsumentami towarów i usług wytwarzanych przez gospodarkę USA, często mocno zakorzenionymi w amerykańskim społeczeństwie. Nowe dane pokazują, że prawie 80 proc. nielegalnych imigrantów mieszka w Stanach Zjednoczonych od dziesięciu lat lub dłużej.Szacunki te można znaleźć w nowym raporcie Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego (DHS). W raporcie szacuje się, że w dniu 1 stycznia 2022 r. w Stanach Zjednoczonych mieszkało 11 milionów imigrantów bez statusu. To o około 1 milion mniej niż 12 milionów nielegalnych imigrantów z szacunków w 2015 r. Łączna liczba w 2022 r. była więc także wyższa niż w 2020 r., ale niższa od szacowanej na 11,6 mln liczby tych, którzy mieszkali w USA w 2018 r.

8,7 miliona z 11 milionów nielegalnych imigrantów przybyło do USA przed 2010 rokiem. Oznacza to, że zdecydowana większość społeczności nieudokumentowanych mocno zakorzeniła się w Ameryce. Masowe deportacje miałyby więc poważne konsekwencje nie tylko dla samych imigrantów, ale także dla ich rodzin, w tym urodzonych w USA dzieci (a więc obywateli) czy małżonków posiadających legalny status.Raport DHS obala także pewne mity i stereotypy dotyczące nieudokumentowanych. Populacja nielegalnych imigrantów z Meksyku w dalszym ciągu spada – z 5,5 mln w 2018 r. do 4,8 mln w 2022 r., czyli w tempie około 180 000 osób rocznie. W latach 2018–2022 o 54 proc. zmniejszyła się też populacja osób bez statusu pochodzących z Indii, a z Chin o 47 proc. Większość nowych imigrantów pochodzi z Ameryki Środkowej. Następne co do kolejności populacje nieudokumentowanych tworzą przybysze z Gwatemali, Salwadoru i Hondurasu. Liczba nielegalnych imigrantów z Gwatemali (750 000) i Hondurasu (560 000) wzrosła w porównaniu z 2018 r. odpowiednio o 21 proc. i 24 proc., głównie między styczniem 2019 r. a styczniem 2020 r.” – wynika z raportu DHS.

Listopadowy dylematZmniejszona podaż pracowników urodzonych za granicą, która rozpoczęła się w 2017 r., przyczyniła się do inflacji i doprowadziła do niższego wzrostu gospodarczego w 2022 r. –  konkluduje „Forbes”. Najnowsze szacunki dotyczące populacji nieudokumentowanych imigrantów dają możliwość przewidzenia konsekwencji deportacji milionów pracowników-imigrantów. Usunięcie milionów osób zakłóciłoby gospodarkę i spowodowałoby utratę zatrudnienia dla wielu pracowników urodzonych w USA.

„Forbes ” powołuje się na badania przeprowadzone przez National Foundation for American Policy (NFAP), z których wynika, iż istnieją opcje polityczne umożliwiające kontrolę nieudokumentowanej imigracji. „Rozszerzanie legalnych ścieżek ogranicza nielegalny wjazd skuteczniej niż tradycyjne podejścia polegające wyłącznie na twardym egzekwowaniu przepisów – czytamy w raporcie NFAP – Dane Straży Granicznej pokazują, że wizy pracownicze i programy humanitarnych zwolnień warunkowych prowadzone przez administrację Joe Bidena okazały się znacznie skuteczniejsze w walce z nielegalną imigracją niż polityka administracji Trumpa polegająca wyłącznie na egzekwowaniu prawa”. Ale w dzisiejszych kampaniach wyborczych nawet twarde argumenty schodzą na drugi plan, gdy w grę wchodzą emocje. Jeśli jednak wierzyć ekspertom, w listopadzie będziemy wybierać między imigracją a inflacją.

Jolanta Telega[email protected]

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama