Kiedy po I wojnie światowej odradzała się niepodległa Polska, na szerokim świecie nikt nie słyszał o Józefie Piłsudskim. Za to wszyscy słyszeli o Ignacym Paderewskim, kompozytorze i pianiście. Na przełomie XIX i XX wieku był najbogatszym muzykiem na świecie. Koncertował na wszystkich kontynentach, włącznie z Afryką. I potrafił wykorzystać swoją sławę dla interesu Polski. Dzięki niemu prezydent USA Woodrow Wilson wystosował orędzie, w którym postawił ultimatum, że Stany Zjednoczone podpiszą traktat wersalski (1919 rok), jeśli zostanie w nim zagwarantowana niepodległość Polski...
Wiejski muzyk
Józef Piłsudski, zdając sobie sprawę ze sławy i międzynarodowych koneksji Paderewskiego, uczynił go premierem i jednocześnie ministrem spraw wewnętrznych Polski. I jako przedstawiciel Polski pianista podpisał traktat wersalski. Postanowienia tego traktatu uwzględniały polskie postulaty – przekazanie Polakom Górnego Śląska, Wielkopolski, Pomorza Gdańskiego z dostępem do morza. Nie wiadomo, czy gdyby Polskę reprezentował ktokolwiek inny, nasz kraj zyskałby tak wiele. Podczas pertraktacji przedstawiciele Francji i Anglii, bo to oni głównie decydowali, wiedzieli, że za Paderewskim stoi prezydent Stanów Zjednoczonych.
Nie zapowiadało się, że Ignacy Paderewski zostanie genialnym pianistą. Wprawdzie od dziecka przejawiał talent muzyczny, grając na starym rodzinnym fortepianie, lecz pobierał lekcje muzyki u marnych, prowincjonalnych nauczycieli, którzy nie mieli dużego doświadczenia. Poza tym ich repertuar ograniczał się do modnych operetek.
Młody Ignacy nauczył się improwizować. Stał się gwiazdą proszonych herbatek na okolicznych dworkach. Wzbudzał podziw pań jako cudowne dziecko. Kiedy miał 12 lat, ojciec wysłał go do Instytutu Muzycznego w Warszawie. Tam dopiero wyszło na jaw, że wiejscy nauczyciele zupełnie nie zadbali o rozwój jego umiejętności technicznych gry na fortepianie. Profesorowie nazywali go wręcz muzycznym analfabetą. I uważali, że w tak późnym wieku nie jest już w stanie wyćwiczyć palców na tyle, żeby w przyszłości zostać dobrym pianistą.
Po niespełna dwu latach nauki został wydalony z Instytutu Muzycznego. Sugerowano, by poświęcił się raczej grze na puzonie. Jednak Ignacy, przekonany o swoim geniuszu, na którym świat nie chciał się poznać, nie poddawał się. Zaczął brać lekcje u znanego profesora muzyki Rudolfa Strobla. Lecz i on szybko poradził uczniowi, żeby znalazł sobie inne zajęcie, gdyż dobrym pianistą nigdy nie będzie. Nawet tak brutalne słowa nie były w stanie sprawić, aby Paderewski porzucił pasję, jaką była dla niego gra na fortepianie.
W końcu uświadomił sobie, że bez biegłości technicznej niczego nie zwojuje na fortepianie i skończy jako stary wiejski muzyk. Jeszcze raz postanowił zdawać do Instytutu Muzycznego. Z oporami, ale został przyjęty. Jednak tym razem schował dumę do głębokiej kieszeni i z pokorą przyjmował rady profesorów. Ćwiczył obsesyjnie. Zdarzało mu się nie dojadać i nie dosypiać, a potem mdleć z wycieńczenia. Szybko nadrobił techniczne braki. Lecz ostatecznie o sukcesie zadecydowały nie tylko jego upór i praca. Pomogły mu kobiety.
Dwie Heleny i Anette
Młody Paderewski, z niesforną grzywą włosów, podobał się kobietom. Zwłaszcza starszym od niego. On sam też łatwo ulegał ich czarowi. Ożenił się już w wieku 21 lat i został ojcem. Jego żona, Antonina Korsakówna, zmarła wkrótce po urodzeniu ich syna. Matka Ignacego także zmarła zaraz po jego narodzeniu. W młodości nie doświadczył matczynej miłości. Starsze kobiety jakby to wyczuwały i starały się zapewnić mu coś w rodzaju matczynej opieki.
Po śmierci żony doszło drugie nieszczęście. Syn, Alfred, był częściowo sparaliżowany. Musiał być wożony na wózku inwalidzkim. Paderewski, zostawszy z chłopcem wymagającym nieustannej opieki, uświadamiał sobie, że jego marzenia o karierze pianisty oddalają się bezpowrotnie. Zaczął myśleć o wyjeździe do rodzinnego majątku na Podolu. Popadł w depresję.
Z rozpaczy wyciągnął go przyjaciel, dobrze sytuowany materialnie skrzypek Władysław Górski, który prowadził w Warszawie salon artystyczny. A tak naprawdę to z tarapatów wyciągnęła Paderewskiego żona Górskiego. Piękna, o wielkich czarnych oczach, Helena. Namówiła męża, żeby oboje wzięli pod opiekę sparaliżowanego Alfreda. W ten sposób chciała umożliwić Ignacemu koncertowanie. Zrobiła to, bo zakochała się w pianiście.
Paderewski też się w niej zakochał. Targały nim wątpliwości, czy godzi się pałać uczuciem do żony przyjaciela. Lecz wielkich skrupułów chyba nie miał, a piękna Helena Górska jeszcze mniej ich miała. Ona postanowiła o tę miłość zawalczyć do końca. Była uparta i konsekwentna. Czekała 17 lat na unieważnienie małżeństwa z Górskim, nim wreszcie została panią Paderewską, ostatnią żoną Ignacego. Ale to było później.
Tymczasem Paderewski ochoczo korzystał z pomocy Górskich. Uznał przy tym, że skoro jego kochanka jest zamężna, to on może uważać się za człowieka wolnego. I na jego drodze pojawiła się druga Helena gotowa zaopiekować się karierą dobrze zapowiadającego się pianisty. Była to sama Helena Modrzejewska.
Bogini teatru, starsza od Paderewskiego o kilkanaście lat, została uwiedziona muzyką i urodą pianisty. Ponoć z miejsca się w sobie zakochali. Modrzejewska chciała ufundować mu stypendium na dalsze kształcenie się za granicą. Ale Paderewski, nie chcąc zostać utrzymankiem, odrzucił tę propozycję. Więc Modrzejewska pomogła mu zarobić pieniądze. Zorganizowała Paderewskiemu koncert w Hotelu Saskim w Krakowie. Żeby przyciągnąć widzów, do programu koncertu włączyła swoje deklamacje. Nazwisko Modrzejewskiej było najlepszą reklamą. W Hotelu Saskim zjawił się tłum, bogata śmietanka krakowska. Paderewski zarobił sporą sumę.
Wyjechał na studia do Wiednia. W stolicy Austrii zgodził się go ugościć w swoim mieszkaniu Teodor Leszetycki. Miał piękną żonę Anette. Jej polecił zająć się gościem. Nie wiedział, co czyni. Pani domu tę prośbę wzięła sobie aż nadto do serca. Wybuchł płomienny romans. Lecz nie uszedł on uwadze Leszetyckiego.
Paderewski miał szczęście. Zdradzony małżonek, zamiast wyrzucić go na bruk, załatwił mu posadę w szkole w Strasburgu. Ignacy wyjechał, napisawszy dla kochanki słynny później w Ameryce Menuet G-dur.
Romans z Anette całkiem się nie urwał. Później spotykali się w Paryżu. Tam Anette poznała Paderewskiego ze swoją przyjaciółką, hrabiną Sarą de Brancovan. Hrabina, zachwycona koncertami Polaka, zajęła w jego sercu miejsce Anette. Wystarczy…
Z Paryża do Nowego Jorku
W 1888 roku Ignacy Paderewski zagrał serię koncertów w paryskiej Salle Erard. To zapoczątkowało jego wielką karierę pianisty. Dwa lata po paryskim sukcesie wylądował w Stanach Zjednoczonych. Organizatorami jego koncertów w USA byli bracia Steinwayowie, producenci fortepianów. Ci od razu dostrzegli w nim wielką gwiazdę muzyki. Zresztą już sam wygląd Paderewskiego predysponował go do bycia idolem. Rudoblond czupryna na głowie, arystokratyczne maniery, eleganckie stroje, wdzięk towarzyski i znajomość pięciu języków robiły wrażenie na Amerykanach.
Już pierwsze tournée Paderewskiego po Stanach Zjednoczonych przyniosło mu dochód w wysokości dzisiejszych 2 milionów dolarów. Drugie tournée – 3,2 miliona. Trzecie w 1895 roku – 5,6 miliona dolarów. Do tego dochodziły tantiemy z druków nut. Kompozycje Paderewskiego stały się modne. Grała je na pianinie każda amerykańska uczennica. Jego Menuet G-dur został wydany w Stanach Zjednoczonych w ponad milionie egzemplarzy.
Dzięki gazetom magnatów prasowych, Hearsta i Pulitzera, Paderewski zyskał ogromną sławę wśród milionów zwykłych ludzi, którzy nigdy nie byli w sali koncertowej. Gazety zamieszczały jego zdjęcia i karykatury. Popołudniówki drukowały wymyślone historie na temat jego życia, romansów i arystokratycznego pochodzenia. Nazywano go „Paddy”. Raz przedstawiano go jako polskiego hrabiego, innym razem jako bałkańskiego księcia. Był też uciekinierem z Rosji po zastrzeleniu w pojedynku carskiego generała.
Kobiety szalały za nim. A działo się to w czasach, gdy nie było jeszcze filmu i nagrań płytowych. Kiedy te czasy nadeszły, do Paderewskiego zgłosiły się i Hollywood, i wytwórnie płyt. Na początku XX wieku polski wirtuoz nagrał w samej Ameryce sto płyt gramofonowych.
Ówczesną popularność Paderewskiego można porównać tylko do szału, jaki nastąpił wiele lat później wokół zespołu The Beatles. Trzeba przy tym przyznać, że Paderewski jako jeden z pierwszych światowych artystów zdał sobie sprawę z siły reklamy. I potrafił to wykorzystać.
Pociąg Paderewskiego
Miał specjalny pociąg przeznaczony wyłącznie dla jego podróży i dostosowany do potrzeb artysty. Pociąg z salonką, w której był pokój do wypoczynku, sypialnia i pokój z fortepianem, żeby mógł ćwiczyć przed koncertami. W drugim wagonie jechał zapasowy fortepian ze stroicielem. Był też wagon dla lokaja, fotografa i tragarzy, którzy dźwigali bagaże artysty. Potem doczepiono wagon z kuchnią i jadalnią.
Pociąg Paderewskiego stał się sensacją w Ameryce. Pewnego razu, gdy pianista ruszył na tournée z Bostonu do Filadelfii, wzdłuż torów ustawiły się tysiące ludzi. Godzinami czekali na pociąg. Kiedy przejeżdżał, klaskali. A Paderewski, z cygarem w ręku, stał w otwartym oknie i pozdrawiał wiwatujący tłum.
Pomnik Kościuszki w Chicago
Paderewski był hojnym filantropem. Pomagał niezamożnej Polonii amerykańskiej, biednym artystom w Stanach Zjednoczonych i w Polsce. Gdy pod koniec XIX wieku budowano na Manhattanie Łuk Waszyngtona, Paderewski pokrył połowę kosztów jego budowy. Fundował także pomniki bohaterów Polski. Pomnik Pułaskiego w Waszyngtonie. W Chicago pomnik Kościuszki.
W 1910 roku był sprawcą największego w owym czasie patriotycznego wydarzenia, które zgromadziło 150 tysięcy Polaków z trzech zaborów. Przekazał rodakom, w pięćsetną rocznicę bitwy pod Grunwaldem, pomnik króla Władysława Jagiełły i polskiego rycerstwa. I osobiście odsłonił ten pomnik na placu Matejki w Krakowie, gdzie stoi do dziś. W całości sam go ufundował. Wybrał rzeźbiarza Antoniego Wiwulskiego, zlecił mu odlanie pomnika z brązu i dopilnował przewiezienia dzieła koleją z Paryża do Krakowa. To musiało kosztować krocie.
Paderewski i Woodrow Wilson
Ignacy Paderewski koncertował na wszystkich kontynentach. Znał świat i nastroje panujące na świecie. Przewidział, że po I wojnie światowej Ameryka stanie się mocarstwem. Wcześniej nim nie była. Stany Zjednoczone miały tylko jeden korpus ekspedycyjny na granicy z Meksykiem, liczący zaledwie 30 tysięcy żołnierzy.
Wojna wszystko zmieniła. Ameryka, mobilna jak żaden inny kraj, w trzecim roku wojny przerzuciła statkami do Europy ponad milion żołnierzy. Rozstrzygnęła o zwycięstwie na froncie. Armia pruska padła i podpisała bezwarunkowe zawieszenie broni. Rosja upadła wcześniej i została opanowana przez bolszewików. Skorzystała na tym Polska i inne kraje Europy Wschodniej.
Zanim wojna w Europie dobiegła końca, doszło do spotkania Ignacego Paderewskiego z prezydentem Stanów Zjednoczonych Woodrowem Wilsonem. Jeszcze wtedy nazwisko polskiego kompozytora było bardziej znane na świecie niż nazwisko prezydenta USA.
Poznali się w sali koncertowej. Wilson był tak zachwycony, że poznał genialnego muzyka, iż od razu zaprosił go do Białego Domu. Wówczas Paderewski przedstawił prezydentowi historię Polski i swoją wizję odrodzenia Polski. Zrobił to na swój uroczy i sugestywny sposób.
Prezydent Wilson, wytrawny polityk, ale zarazem i idealista, był pod wrażeniem. Gdyż jednocześnie Paderewski przedstawił plan ładu pokojowego w środkowej i wschodniej Europie. Stąd później wzięło się orędzie prezydenta Wilsona, w którym domagał się zagwarantowania niepodległości Polski w traktacie wersalskim.
Ignacy Paderewski zmarł w czerwcu 1941 roku w Nowym Jorku. Wówczas uważano, że przyczyną śmierci było zapalenie płuc. Dzisiaj wiadomo, że był to rak jelita grubego. Tuż przed śmiercią ustnie przekazał siostrze swoją ostatnią wolę. Chciał, by pochowano go w wolnej Polsce, ale jego serce pozostało w Ameryce.
Pianista spoczął na cmentarzu Arlington. Trumna z jego ciałem przybyła do Polski dopiero w 1992 roku i trafiła do podziemi katedry św. Jana w Warszawie. Zabalsamowane serce artysty, zgodnie z jego wolą, znajduje się w Stanach Zjednoczonych w Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Doylestown.
Ryszard Sadaj