Przed tygodniem minęła druga rocznica rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Doniesień o tym, co dzieje się na froncie walk, nie brakuje. Bywają one dość pesymistyczne, ponieważ wiele wskazuje na to, że wojna stała się niemal całkowicie pozycyjna. Linia frontu zmienia się tylko nieznacznie, co zaczyna przypominać sytuację z I wojny światowej, kiedy to w północnej Francji krwawe boje prowadzone były głównie z okopów po obu stronach frontowej linii…
Trwałe oblężenie
Jednak Ukraina to duży kraj, który w ogromnej większości pozostaje poza zasięgiem bezpośrednich działań wojennych. Mieszkańcy stolicy, Kijowa, starają się prowadzić w miarę normalne życie, choć oczywiście wszyscy wiedzą, że do jakiejkolwiek normalności jest daleko. Zagraniczny gość przyjeżdżający do Kijowa może być zdumiony tym, że ulice miasta tętnią życiem, wszystkie sklepy są otwarte, a w kawiarniach i restauracjach siedzą setki ludzi.
Jednak ten stan rzeczy, o czym należy pamiętać, jest przede wszystkim rezultatem niezwykle skutecznej obrony przeciwlotniczej, najlepszej w całym kraju. Gdyby jej nie było, Kijów przypominałby dziś Charków, gdzie historyczne śródmieście zostało częściowo zniszczone, a niektóre przedmieścia leżą w gruzach.
Jak twierdzą reporterzy sieci BBC, w Kijowie życie może wydawać się normalne w ciągu dnia, ale w nocy sprawy mają się zupełnie inaczej. To właśnie wtedy ma miejsce większość ataków. Mieszkańcy doskonale orientują się, jak omijać zagrożenia. Istnieje sprawnie działający system ostrzeżeń, a media społecznościowe stosowane są do wskazywania poziomu zagrożenia w zależności od rodzaju używanej przez Rosjan broni. Wszyscy wiedzą na przykład, że mieszkanie na najwyższych piętrach w dzielnicach położonych w pobliżu stacji energetycznych jest najbardziej ryzykowne. Wszyscy też wiedzą, że zawsze dobrze jest być w pobliżu stacji metra, gdzie niemal natychmiast można znaleźć skuteczne schronienie przed nalotami. Są to realia wojny, do których mieszkańcy ukraińskiej stolicy zdążyli się przyzwyczaić.
Istnieje nawet oficjalna aplikacja ostrzegająca przed nalotami. Czasami wysyła ona do ludzi dość kreatywne treści: „Nie bądź nieostrożny. Twoja nadmierna pewność siebie jest twoją słabością. Zwykle to nie nadmierna pewność siebie naraża ludzi na ryzyko, ale zmęczenie po serii nieprzespanych nocy. Po otrzymaniu powiadomienia pozostań przy telefonie komórkowym i szukaj okolicy, która była celem ataku. Zabrania się nam publikowania dokładnego adresu ataków, bo mogłoby to dać Rosjanom możliwość wykonania bardziej precyzyjnego uderzenia”.
Dwa lata bezpośredniego zagrożenia nauczyły Ukraińców, że warto zachować spokój. Emocje nie pomagają zorganizować życia w obliczu trwałego oblężenia. Zachodnie debaty na temat wojny z Rosją mogą wydawać się bardziej emocjonalne i dramatyczne niż dyskusje w kraju. Krajowe debaty na temat wielu kwestii, takich jak mobilizacja, są gorące, ale pełne niuansów.
Niektórzy twierdzą, że jedynym sposobem obrony własnej rodziny nie jest pozostanie z nią, ale wstąpienie do sił zbrojnych. Twierdzą, że obecna polityka rządu nie jest wystarczająco rygorystyczna, a gospodarkę należy zreorganizować w oparciu o produkcję amunicji i sprzętu wojskowego. Są jednak również tacy, którzy uważają, że zachowywanie pozorów normalności codziennego życia ma kluczowe znaczenie dla podtrzymywania ducha walki i niezłomności.
Kobiety wojny
Brytyjski dziennikarz podczas niedawnej podróży pociągiem spotkał ukraińską żołnierkę. Hanna Wasyk była kiedyś menadżerką kultury i kuratorką festiwalu muzycznego w Kijowie. Przez pierwsze miesiące inwazji przebywała w Berlinie, ale pół roku później wstąpiła do armii jako spadochroniarka. Po pewnym czasie na froncie powierzono jej zorganizowanie kampanii informacyjnej, mającej na celu rekrutację większej liczby kobiet do wojska. W siłach zbrojnych Ukrainy służy około 60 tysięcy kobiet, z czego 5 tysięcy na stanowiskach bojowych. Hanna twierdzi, że nie żałuje podjętych przez siebie decyzji. Gdy jest w Kijowie, żyje w miarę normalnie, tak jak większość mieszkańców stolicy. Gdy jednak dołącza do swojego oddziału, staje się – jak sama twierdzi – „kobietą wojny”.
Jednak kobietami wojny są również Ukrainki, które z działaniami zbrojnymi nie mają bezpośrednio nic wspólnego. Wiera Makijewa, samotna matka wychowująca 10-letniego syna, pracowała w kijowskim urzędzie miejskim. W czasie jednego z nalotów zemdlała, a jej syn był przekonany, że zmarła. O 3.00 nad ranem zapukał do drzwi sąsiadki, prosząc o pomoc. Wiera przeżyła, ale pod wpływem tego wydarzenia zrezygnowała z pracy i twierdzi, że nie była w stanie nadal radzić sobie z wyczerpaniem i zniechęceniem.
Przyznanie się do tego zbiorowego wyczerpania może wydawać się oznaką słabości. Wiera mówi: – Międzynarodowa opinia publiczna oczekiwała od Ukraińców, że pokażą swoje sukcesy w bezbłędnej walce z Goliatem. Nasz kraj znajduje się w sytuacji niemożliwej, w której oczekuje się od nas pokazania, że mamy kontrolę, a jednocześnie zademonstrowania, jak krytyczna jest sytuacja.
Zniechęcenie Ukraińców jest z pewnością narastającym problemem. Końca wojny nie widać, dalsza amerykańska pomoc stoi pod znakiem zapytania, a doniesienia z frontu nie są ostatnio zbyt pozytywne. Jednak kraj żyje i funkcjonuje. W takich miastach jak Lwów, Kijów czy Odessa wojna nie jest za bardzo widoczna, ale to, że ludzie wciąż chodzą do kin, teatrów i restauracji nie jest w stanie zatuszować tragedii, która rozgrywa się tu od dwóch lat. Z drugiej strony, mieszkańcy Ukrainy doceniają fakt, że zdołali jak dotychczas uchronić się przed rosyjską okupacją, która w początkowych dniach tej bezsensownej wojny wydawała się niemal nieunikniona.
Andrzej Heyduk