26 lutego 1993 roku, 17 minut po południu dolnym Manhattanem wstrząsnęła potężna eksplozja. Jej epicentrum znajdowało się na parkingu pod World Trade Center. Dym i płomienie zaczęły wypełniać krater po wybuchu i unosić się. Sześciu ludzi zginęło na miejscu, ponad tysiąc osób zostało rannych. A była to relatywnie skromna przymiarka do tragedii, jaka miała rozegrać się w tym samym miejscu osiem lat później, w 2001 roku. Jak się okazało, pomysłodawcami obu zamachów byli członkowie tej samej rodziny…
Eksplozja
Lolita Jackson siedziała przy swoim biurku na 72. piętrze w World Trade Center, czując się, jakby pracowała na szczycie świata. Kochała swoją pracę i biuro z pięknym widokiem na miasto. Około południa, kiedy zbierała się z jedną z koleżanek na lunch, usłyszała głośny huk. Budynek zadrżał a z szybu windy zaczął wydobywać się dym. Zdezorientowana nie wiedziała, co się dzieje. Dołączyła do tysięcy innych pracowników, którzy ciemną, zadymioną klatką schodową rozpoczęli ucieczkę w dół. Na ulicy leżał gruz, powyginane stalowe części konstrukcji i pokruszone szyby, które podmuch wypchnął z okien.
Z tego, co kiedyś było podziemnym garażem i pierwszym piętrem jej biurowca, wydobywał się dym, słychać było wycie alarmów samochodowych, krzyki i jęki rannych. W podłodze podziemnego parkingu widniał wielki, głęboki na 100 stóp krater. Powyżej miejsca wybuchu znajdowała się wyrwa sięgająca w głąb budynku. Lolita stała w tłumie innych pracowników i przechodniów, nie rozumiejąc do końca, co się stało. Jeszcze nie wiedziała o ataku. Nie miała pojęcia, że przeżyła pierwszy atak terrorystyczny na World Trade Center. Oraz że osiem lat później uda jej się ujść z życiem również z drugiego, kiedy jeden z samolotów wleci w wieżę WTC kilkanaście pięter nad jej głową.
W gruzach
Zimą 1993 roku Tim Lang miał odbyć służbowe spotkanie w Word Trade Center. Kiedy wjeżdżał do podziemnego garażu, drogę zajechał mu rozpędzony ford Taurus. Po wjeździe do środka ford skręcił w prawo a Tim w lewo. Nie zwrócił uwagi na furgonetkę z wypożyczalni samochodowej, zaparkowaną na tym samym poziomie, ani na to, że krewki kierowca forda zaparkował tuż obok niej. Tim zatrzymał się pod betonową ścianą po drugiej stronie parkingu, wysiadł i otworzył drzwi z tyłu, by zabrać płaszcz i kilka dokumentów. Wtedy rozległ się huk a podmuch powietrza uniósł go i cisnął o ścianę. Stracił przytomność.
Obudziły go wyjące alarmy i syreny wozów strażackich oraz ambulansów. W powietrzu unosił się gryzący, czarny dym. Z tyłu głowy czuł lepką wilgoć, ale mógł się poruszać. Był zbyt oszołomiony, aby wstać, zaczął więc na kolanach przeciskać się przez zwały gruzu i poszarpane elementy konstrukcji w kierunku biura kierownika, aby znaleźć telefon. Nagle potknął się o coś i osunął wprost na czyjeś martwe ciało. Tuż przy krawędzi tlącej się przepaści powstałej w wyniku eksplozji. W ciemności nie widział wyjścia. Położył się na ziemi, zbyt wyczerpany i oszołomiony trującymi wyziewami, by próbować szukać drogi ewakuacyjnej. Zaczął ogarniać go spokój.
Wtedy w oddali rozległ się huk, który go otrzeźwił. Zaczął krzyczeć. Po dłuższej chwili dotarli do niego dwaj członkowie jednostki ratunkowej nowojorskiego departamentu policji, którzy jako pierwsi przybyli na miejsce zdarzenia. Detektyw Edward Joergens i oficer Cory Cuneo, z aparatami tlenowymi i długim wężem strażackim, który zastępował im linę ratunkową, mozolnie przeciskali się przez miejsce katastrofy, starając się dotrzeć do ocalałych. Jak wspominali później, mieli przy sobie ogromne, silne latarki, ale i tak nie widzieli dalej niż na 5 cali przed sobą. Zabrali Tima Langa i jako pierwszego z ocalałych wynieśli go na zewnątrz.
Ofiary
W pierwszym zamachu na World Trade Center zginęło sześć osób: 45-letni sprzedawca produktów dentystycznych John DiGiovanni, trzech konserwatorów wieży – Robert Kirkpatrick, Stephen Knapp i Bill Macko oraz Wilfredo Mercado, pracownik restauracji Windows on the World. Szóstą ofiarą była 35-letnia sekretarka Monica Rodriguez Smith. Monica była w siódmym miesiącu ciąży i to miał być jej ostatni dzień w pracy przed odejściem na urlop macierzyński.
W chwili wybuchu sprawdzała karty czasu pracy w swoim biurze na poziomie B-2. Robert, Stephen i Bill jedli razem lunch w pokoju socjalnym obok jej biura, Wilfredo sprawdzał dostawy dla restauracji a John DiGiovanni parkował swojego forda tuż obok samochodu wypełnionego ładunkiem wybuchowym. Ta stosunkowo niewielka liczba ofiar rozczarowała terrorystów. Podkładając ponad półtonowy ładunek pod pierwszą z wież zakładali, że budynek runie i pociągnie za sobą drugi. Gdyby ich plan się powiódł, mogło zginąć nawet 250 tysięcy ludzi – pracowników obu wieżowców, okolicznych mieszkańców i przechodniów. Konstrukcja jednak okazała się dużo bardziej wytrzymała niż przewidywały plany zamachowców.
Zamachowcy
FBI i zespół Joint Terrorism Task Force od początku zakładali, że zamachu dokonali islamscy ekstremiści, związani z meczetem radykalnego egipskiego szejka Omara Abdel Rahmana. Już trzy lata przed zamachem wystąpiono o jego wydalenie z kraju razem z grupą najbardziej zradykalizowanych wyznawców, ale proces toczył się bardzo wolno. FBI od 1992 roku obserwowało uważnie poczynania jego grupy, jednak ciągle brakowało im twardych dowodów na to, że zamierzają przeprowadzić ataki na cele w Stanach Zjednoczonych.
Tym razem jednak dowody mówiły same za siebie. W podziemiach wieży odnaleziono resztki samochodu, w którym umieszczono ładunek wybuchowy. Po numerze podwozia śledczy dotarli do wypożyczalni i nazwiska osoby, która go wynajęła – Mohammeda Salameha. Salameh również powiązany był z meczetem szejka Omara, co od razu wzbudziło podejrzenia. Furgonetkę wypożyczył na własne nazwisko a już po zamachu zgłosił się na policję, twierdząc, że samochód skradziono mu dzień wcześniej. Został aresztowany jako pierwszy.
Już wkrótce ustalono personalia trzech kolejnych terrorystów – Nidala Ayyada, Ahmeda Ajaja oraz Mahmuda Abouhalima, w których mieszkaniu znaleziono niebezpieczne chemikalia – w tym gaz cyjankowy w ilości wystarczającej do zniszczenia Nowego Jorku – oraz instrukcje, jak skonstruować bombę. Ayyad i Ajaj zostali aresztowani, jednak Abouhalim uciekł z kraju. Został ujęty już dwa tygodnie później w Egipcie i wydalony do Stanów Zjednoczonych.
Pomysłodawca ataku, Ramzi Yousef, również zdołał zbiec. Schwytano go w Pakistanie w lutym 1995 roku. Wcześniej przebywał na Filipinach a w komputerze, który tam zostawił, znaleziono plany terrorystyczne, w tym plan zabicia papieża Jana Pawła II i podłożenia bomb w piętnastu amerykańskich samolotach w ciągu 48 godzin. Podczas lotu powrotnego do USA Yousef podobno przyznał się agentowi Secret Service, że od początku kierował atakiem na World Trade Center. Wyznał mu też, że żałuje tylko jednego – iż wieże nie zawaliły się i nie zabiły większej liczby ludzi. I choć jego plan się nie powiódł, już osiem lat później, 11 września 2001 roku jego wuj, Khalid Sheikh Mohammed, zrealizował koszmarną wizję swojego bratanka.
Udaremnione ataki
Schwytanie osób odpowiedzialnych za zamach z lutego 1993 roku nie zakończyło śledztwa. Podążając za powiązaniami mężczyzn grupa zadaniowa wkrótce odkryła drugi spisek terrorystyczny mający na celu jednoczesne zdetonowanie bomb pod kilkoma nowojorskimi budynkami, w tym siedzibą FBI i ONZ oraz w dwóch ruchliwych nowojorskich tunelach.
24 czerwca 1994 roku agenci FBI dokonali rajdu na magazyn w Queens i złapali kilku członków komórki terrorystycznej na gorącym uczynku w trakcie montowania bomb. Aresztowano również szejka Rahmana jako pomysłodawcę ataków. Wszyscy zostali skazani na dożywotnie więzienie.
Maggie Sawicka