To jeden z paradoksów historii: zdominowany przez Demokratów Senat może przyjąć projekt, który byłby jedną z najsurowszych ustaw imigracyjnych stulecia. Prezydent Joe Biden także jest gotowy ją podpisać. Ale Republikanie w Izbie Reprezentantów – zachęcani przez byłego prezydenta Donalda Trumpa – już przekreślili projekt, twierdząc, że nie powstrzyma on napływu nieudokumentowanych imigrantów do USA.
Umowa „całkowicie martwa”
Imigracja jest wymieniana przez wyborców wśród największych problemów Ameryki, a administracja Bidena desperacko szuka rozwiązań, zdając sobie sprawę, że kryzys graniczny stanowi poważne polityczne obciążenie. Donald Trump i konserwatywni Republikanie widzą z kolei polityczną szansę w atakowaniu oraz wywieraniu nacisków na Bidena i Demokratów w tej sprawie.
Pocałunkiem śmierci dla przygotowywanego projektu była ostra krytyka kompromisu ze strony Donalda Trumpa. Jego obóz polityczny, nabierający rozpędu w trakcie rozkręcającego się wyścigu prawyborczego, nie ma żadnego interesu w złagodzeniu kryzysu granicznego, o czym poniżej.
Według CNN, przewodniczący Izby Reprezentantów Mike Johnson prywatnie miał powiedzieć republikańskim kongresmanom, że dwupartyjne porozumienie Senatu w sprawie imigracji „nie ma dalszego ciągu”. Tak przynajmniej twierdzili uczestnicy spotkania za zamkniętymi drzwiami przedstawicieli większości w izbie niższej, które odbyło się we wtorek, 30 stycznia. Opuszczając spotkanie, Republikanie oświadczyli, że Johnson dał jasno do zrozumienia, iż umowa imigracyjna jest „całkowicie martwa”. „To się nie stanie i będę z tym walczyć do końca” – powiedział z kolei Donald Trump w sobotę w Nevadzie.
Projekt ostrzejszy niż za Trumpa
Nie znamy jeszcze wszystkich szczegółów negocjowanego w Senacie porozumienia, bo ostatecznego tekstu nie podano do wiadomości publicznej. Wiadomo jednak, że negocjując kompromis graniczny, Demokraci zrezygnowali z wielu postulowanych od lat zmian w prawie imigracyjnym. 14 miliardów dolarów miało zostać przeznaczonych przede wszystkim na wzmocnienie bezpieczeństwa granic, deportacje i inne obostrzenia, dużo bardziej restrykcyjne od tych, jakich domagał się Donald Trump za czasów swojej kadencji. W projekcie nie ma już mowy o możliwości stworzenia „ścieżki do obywatelstwa” dla osób, które już przebywają w kraju nielegalnie. Ewentualne porozumienie skupiłoby się wyłącznie na problemach granicznych. Mowa była o znacznych utrudnieniach w ubieganiu się o azyl po nielegalnym przekroczeniu granicy. Występowanie o azyl ma być niemożliwe, gdy liczba pojawiających się na granicy migrantów osiągnie średnio 5000 dziennie w tygodniu lub 8500 w ciągu jednego dnia. Ograniczenia te obowiązywałyby do czasu radykalnego i długoterminowego ograniczenia procederu nielegalnego przekraczania granic. Porozumienie przyspieszyłoby również proces azylowy i ograniczyło korzystanie z warunkowego wypuszczania migrantów znajdujących się w USA.
Polityczny „samograj” Republikanów
Załamanie się rozmów na temat kompromisu granicznego jeszcze pogłębi istniejące podziały. To także cios wymierzony w ważny pakiet bezpieczeństwa narodowego. Przypomnijmy, że zakładnikiem kompromisu granicznego stało się także odblokowanie krytycznej pomocy dla Ukrainy i Izraela. Przedłużający się impas może więc w długofalowej perspektywie zagrozić także bezpieczeństwu Polski.
Utrzymanie chaosu na granicy leży jednak w politycznym interesie obozu Trumpa, bo utrwala w wyborcach przekonanie, że obecna administracja nie jest w stanie zapanować nad problemem, który odczuwany jest nie tylko w południowych stanach. Chaos na granicy i w głównych miastach USA obciąża politycznie i wizerunkowo zarówno Bidena, jak i Demokratów, co w kontekście listopadowych wyborów jest bardzo poważnym problemem. W ostatnich miesiącach administracja zwiększyła wysiłki w celu rozwiązania kryzysu i zasygnalizował wręcz gotowość do „zamknięcia granicy”, jeśli otrzyma nowe uprawnienia na mocy wynegocjowanego w Senacie porozumienia.
Tymczasem okazuje się, że to obóz Trumpa trzyma w rękach niemal wszystkie atuty, aby utrzymać problemy imigracyjne w centrum uwagi. To Republikanie na nowo definiują warunki debaty, mając w ręku polityczny „samograj”, dzięki któremu mogą tylko wygrywać. Bardzo radykalny pakiet zaostrzający egzekwowanie prawa jest obecnie odrzucany jako niewystarczająco rygorystyczny. Republikanom złagodzenie kryzysu na granicy po prostu się obecnie nie opłaca, bo ewentualny sukces w postaci uspokojenia sytuacji na granicy wzmocniłby pozycję Bidena w wyborczym wyścigu. Zwracają na to uwagę nie tylko mainstreamowe amerykańskie media, tradycyjnie już niezbyt przychylne kandydaturze Trumpa. Ale nie brak także głosów krytycznych z prawej strony.
„Niemoralne” i „przerażające”
Republikański senator Karoliny Północnej Thom Tillis otwarcie mówi, że odrzucanie przez Republikanów porozumienia granicznego w celu pomocy byłemu prezydentowi Trumpowi jest „niemoralne”. „Nie przyszedłem tutaj, aby mieć prezydenta lub kandydata na prezydenta za szefa. Przybyłem tutaj, aby uchwalić dobrą, solidną ustawę” – powiedział Tillis. Senator Mitt Romney, Republikanin z Utah, nazwał próbę zablokowania ustawy „przerażającą”. Romney argumentował, że istnieje problem na południowej granicy i każdy, kto ubiega się o urząd prezydenta, powinien próbować rozwiązać go teraz, zamiast rozwiązywać go później i przypisywać sobie zasługi w przyszłości.
Lider Partii Republikańskiej w Senacie Mitch McConnell z Kentucky, podobno podsunął pomysł rozdzielenia wątków granicznego i ukraińskiego, ale połączenie tych spraw stanowi tak mocny mechanizm nacisku politycznego na administrację, że trudno sobie wyobrazić, aby z niego zrezygnowano. I tak imigranci znów stali się zakładnikami kalendarza wyborczego, a Ukraińcy – imigrantów.
Jolanta Telega
[email protected]