Wśród natłoku negatywnych czy wręcz hiobowych wieści politycznych, jakie atakują systematycznie amerykańską opinię publiczną, wreszcie pojawiła się iskra pozytywnej nadziei. Być może już wkrótce politycy będą mogli się wzajemnie zabijać na salach obrad, co znacznie zwiększa szanse na wymianę ogarniętej totalnym marazmem kadry, której usunięcie w drodze legalnych wyborów jest coraz trudniejsze.
A wszystko to za sprawą republikańskiego ustawodawcy stanowego w Missouri, który zaproponował, by przywrócić możliwość pojedynkowania się zwaśnionych politykierów. Nick Schroer reprezentuje Dystrykt 2 w senacie stanu Missouri, a z jego biografii wynika, że jest prawnikiem specjalizującym się w prawie rodzinnym i obronie karnej. Szef jego sztabu, Jamey Murphy, twierdzi, iż dzielny Nick „był zawsze głęboko zaangażowany w przywrócenie poczucia honoru w stanowym senacie”. A przecież powszechnie wiadomo, iż nic tak nie przywraca tegoż poczucia honoru jak możliwość strzelenia w majestacie prawa w łeb oponentowi ideologicznemu.
Prawodawca Schroer złożył ostatnio projekt ustawy, w której proponuje, by jałowe dyskusje na senackim forum, często zresztą karczemne, zastąpić czymś, co dawniej było w USA główną metodą rozwiązywania konfliktów między „dżentelmenami”. W projekcie jego ustawy czytamy: „Jeżeli senator kwestionuje honor innego senatora do tego stopnia, że nie da się tego naprawić tak, by urażony mógł zyskać satysfakcję, można to naprawić na drodze pojedynku. Zaufany przedstawiciel obrażonego senatora, zwany sekundantem, przesyła senatorowi, który dopuścił się naruszenia, pisemne wyzwanie. Obydwaj senatorowie godzą się wtedy na warunki pojedynku, w tym na wybór broni. Pojedynek odbędzie się w senackiej sali w samo południe lub w terminie uzgodnionym przez strony pojedynku”.
Gdyby ktoś myślał, że to jakieś jaja z pogrzebu, muszę donieść, iż niestety tak nie jest. Polityk w stanie Missouri na serio proponuje, że trzeba dać możliwość rozwiązywania scysji politycznych przez strzelanie do siebie, dźganie wrażych sił szablami lub pałowanie ich dowolnie wybranymi przedmiotami. Choć może to niektórych szokować, trzeba wspomnieć o tym, iż pojedynki przez długi czas były częścią amerykańskiej sceny politycznej, a ich słynną konsekwencją było zabicie ojca założyciela Aleksandra Hamiltona przez Aarona Burra w 1804 roku. I choć pojedynki w dużej mierze zniknęły w XIX wieku, inne formy przemocy politycznej były nadal kontynuowane. W 1856 roku doszło na przykład do chłosty Charlesa Sumnera, senatora z Massachusetts, sprzeciwiającego się niewolnictwu, przez kongresmena z Karoliny Południowej Prestona Brooksa.
Wracając do pana Schroera, pomysłodawcy przywrócenia legalności pojedynkowania się w imię rozwiązywania politycznych konfliktów, udzielił on wywiadu gazecie The Kansas City Star, w którym stwierdził: „Zachowania, które widzimy w senacie – brak komunikacji ze strony kierownictwa, erozja polityki – to zjawiska, które sugerują, że będziemy zachowywać się jak niecywilizowane społeczeństwo”. No i ma rację chłop. Tamą dla tych niecywilizowanych zachowań z pewnością winna być możliwość zaszlachtowania ideowego wroga tuż pod senacką mównicą. Drzewiej było tak, że pojedynki odbywały się w jakichś odległych zakamarkach, np. pod mostem lub na obrzeżu podmiejskiego lasu. Ale po co się z tym kryć? Jeśli już trzeba komuś zrobić w głowie dziurę kulą, znacznie lepiej jest przeprowadzić ten proceder jawnie, na oczach tylko nieznacznie zainteresowanego elektoratu.
Oczyma przewidywalnie chorobliwej wyobraźni widzę już scenę pojedynku między kongresmenką Marjorie Taylor Green i Alejandro Mayorkasem, sekretarzem departamentu bezpieczeństwa wewnętrznego. Mayorkas jest ostatnio obiektem postępowania, którego celem jest odsunięcie go od sprawowanego urzędu. No ale zamiast bawić się w jakiś impeachment, który jest skomplikowany i kosztowny, o wiele łatwiej jest rozwiązać ten konflikt na drodze strzelaniny w Kongresie. Chyba że któraś ze stron wybierze walkę na broń białą, co będzie jeszcze bardziej krwawe, a przez to niezwykle atrakcyjne.
Jeśli pomysł prawodawcy ze stanu Missouri się przyjmie, a w Stanach Zjednoczonych wszystko jest obecnie możliwe, być może „furtką” wiodącą poza to szaleństwo jest przykład jednego z najdziwniejszych pojedynków w historii USA między sekretarzem stanu Henrym Clayem i senatorem Johnem Randolphem. Pojedynek ten odbył się w 1826 roku. Randolph, znany wszystkim jako furiat, oskarżył Claya o „ukrzyżowanie Konstytucji i oszukiwanie w czasie gry w karty”, co zawarł w przemówieniu wygłoszonym w senacie.
Randolph był o wiele lepszym strzelcem i nie chciał zabić sekretarza stanu, więc współpracował z innym specem od pojedynków, Thomasem Hartem Bentonem, by celowo spudłować przy pierwszym strzale, tak by Clay zakończył pojedynek. Jednak pistolet Randolpha nie wypalił, a Clay zażądał kontynuowania pojedynku, w związku z czym Randolph strzelił do niego i spudłował. Następnie Clay strzelił dwukrotnie i też nie trafił. Po tej wymianie ognia obaj politycy uścisnęli sobie dłonie i zakończyli pojedynek.
No i proszę – jest szansa na to, że gdy Marjorie Taylor Greene strzeli do Mayorkasa i spudłuje, jej kula może potem trafić w kogokolwiek, nawet w kolegę lub koleżankę po tej samej stronie politycznej barykady, ale będzie to uzasadniona i w pełni prawna konsekwencja legalnych wydarzeń. Jeśli natomiast spudłuje Mayorkas, wszyscy nielegalni imigranci na granicy z Meksykiem i tak na wszelki wypadek uciekną w popłochu do swoich rodzinnych krajów, co wyeliminuje skutecznie przesłanki do usuwania sekretarza z urzędu.
Mam nadzieję, że w Polsce nikt nie śledzi zbyt pilnie pomysłu posła Schroera. Konsekwencje akceptacji tego pomysłu byłyby w RP niewyobrażalne.
Andrzej Heyduk