Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 23:43
Reklama KD Market

Władysław Grochowski, prezes Grupy Arche: Ratujemy nie tylko zabytki, ale całe społeczności

Władysław Grochowski, prezes Grupy Arche: Ratujemy nie tylko zabytki, ale całe społeczności
Cukrownia Żnin

Mówią o nim ekscentryczny milioner i nietypowy deweloper. Ma sumiaste wąsy, telefon z klapką, nie sprawdza e-maila i nie lata samolotami. W biznesie kieruje się kreatywnością i zaufaniem do ludzi. Na przestrzeni ponad trzydziestu lat zbudował Grupę Arche – prowadzącą m.in. sieć hoteli, które powstają w rewitalizowanych zabytkach i dawnych obiektach przemysłowych. W swoje projekty wciąga lokalne społeczności, stawiając na ich rozwój.  „Arche znaczy początek rzeczy” – mówi. Mocno angażuje się też w pracę społeczną i działalność charytatywną. Otrzymał prestiżową nagrodę ONZ za działalność prowadzonej przez niego z żoną Fundacji Leny Grochowskiej.

Władysław Grochowski
Lena i Władysław Grochowscy

Joanna Marszałek: Panie Prezesie, czy był Pan kiedykolwiek w Chicago?

Władysław Grochowski: Nie. Praktycznie nie latam. Zdecydowanie wolę życie lokalne. Nie nocuję nawet w swoich hotelach. Wyjeżdżam tylko tyle, ile muszę. Gdy muszę gdzieś jechać, jestem w stanie wyjechać o trzeciej czy czwartej nad ranem, dojechać tam na ósmą i wrócić do domu koło północy tego samego dnia. Taki ze mnie dziwny przypadek.

Nie ciekawią Pana odległe, egzotyczne zakątki świata?

– W ogóle nie. Mieszkam w Lubelskiem, na wschodzie Polski. Lubię spacerować po swoich okolicach, lasach. Dużo jeżdżę na rowerze. Wolę odludzie i kontakt z naturą. Podobnie moja żona – jest malarką i też nie ma takich potrzeb. Pieniądze gdzieś tam zarabiamy, firma dobrze się rozwija, szybko rośnie. Nie wiem, czy to przypadek, czy przeznaczenie. Nie planuję dużo. Przyjmuję to, co mi się zdarzy i cieszę się tym.

Podejmuje się Pan bardzo trudnych, na pozór nieopłacalnych projektów. Nie ma Pan smartfona, nie korzysta z najnowszych technologii – a jednak wszystko się udaje. Jaki jest sekret Pana sukcesu?

– Przede wszystkim nie podglądam innych. Nie bywam w hotelach, nie inspiruję się, nie szukam rzeczy w internecie. Jako wolny człowiek mam swoje przemyślenia i doświadczenia, na których bazuję, i widzę, że to się sprawdza. Kończyłem liceum plastyczne, później szkołę filmową. Jestem osobą kreatywną, nie lubię inspirować się innymi. Malarze nieraz tacy są. Ja to przeniosłem do działalności. Można gromadzić kolekcję obrazów, zegarków, innych wartościowych rzeczy, albo… kolekcję zabytków.

Proszę opowiedzieć naszym chicagowskim Czytelnikom, czym zajmuje się Pan na co dzień.

W ostatnich latach głównie rewitalizacją zabytków. W życiu zajmowałem się jeszcze wieloma innymi rzeczami, ponieważ jestem już po siedemdziesiątce. Zaczynałem od realizacji filmów, później było ogrodnictwo, rolnictwo. Przez dwie kadencje byłem wójtem  – z różnymi przygodami. Równolegle założyłem firmę Arche, która najpierw budowała mieszkania, a później zajęła się rewitalizacją zabytków z przeznaczeniem na hotele. A w marcu 2022 r. opatentowałem autorski inwestycyjny System Arche®.

Cukrownia Żnin

Lokalizacje, które Pan wybiera na swoje hotele, są bardzo nietypowe. Jak je Pan znajduje?

– To one mnie znajdują. Najbardziej interesują nas te nieoczywiste lokalizacje – tereny zdegradowane, wcześniej zainwestowane, lecz porzucone w przeróżnym stanie, często zanieczyszczone środowiskowo. W ogóle nie wchodzimy tam, gdzie jest zainteresowanie innych deweloperów. Odpuszczamy sobie dobre lokalizacje. Wchodzimy tam, gdzie nikt nie chce i nie ma odwagi wejść. Szczególnie lubimy opuszczone tereny i budynki poprzemysłowe. Takie przedsięwzięcia są także najtrudniejsze od strony formalnej, ale na razie szczęście nam dopisuje. Dzięki temu powstają ciekawe projekty. Rewitalizujemy nie tylko budynki, ale i społeczności wokół nich.

Ile jest w tej chwili tych hoteli-zabytków?

– Około 18-19 w całej Polsce. Około 4 tys. pokoi. W trakcie budowy są kolejne cztery, a w tym roku pewnie rozpoczniemy kolejne cztery. Przybędzie ponad tysiąc pokoi; planujemy następne. Kilkanaście projektów jest w przygotowaniu. Mam co najmniej kilkadziesiąt projektów w głowie. Mocno idziemy w rewitalizację zabytków. Coraz mniej ich zostaje – są nękane przez pożary, katastrofy, różne przygody, a czas w nich robi swoje. Niestety tracimy bezpowrotnie wiele zabytków.

Czy Pana działalność hotelarska skierowana jest bardziej w stronę biznesu czy ratowania zabytków?

– Zdecydowanie w stronę ratowania zabytków. To było moje marzenie – pieniądze, które zarobiłem na budowie i sprzedaży mieszkań zacząłem przeznaczać na ratowanie zabytków. Trochę się już nauczyłem przez ten czas i teraz te zabytki same zarabiają nawet nieźle. Chyba mamy do nich dobre podejście – trochę inne niż typowi konserwatorzy zabytków. Zostawiamy bardzo dużo elementów zastanych – znaków czasu i do tego wprowadzamy jakąś nowość. Lubię tworzyć, ale nie lubię niczego powtarzać. Dla mnie każdy projekt musi być inny. Nawet kiedy robiłem „mieszkaniówkę”, to starałem się znaleźć sposób na wprowadzenie tam indywidualnych pomysłów.

Który z projektów stanowił dla Pana największe wyzwanie?

– Chyba Cukrownia Żnin w okolicach Bydgoszczy. Ta cukrownia miała być wyburzona. Przez wiele lat nie mogła znaleźć nabywcy, została podzielona na działki. Weszliśmy tam w ostatnim momencie. Cukrownia została uratowana. Nikt mi nie dawał szans z tym projektem, w tym żaden bank. Tymczasem ten hotel ma w tej chwili lepsze wyniki niż 4-, 5-gwiazdkowe hotele w Warszawie. Dzięki temu możemy realizować kolejne duże projekty, jak Papiernia Królewska w Konstancinie czy Elektrociepłownia Szombierki w Bytomiu. Wchodzimy w niektóre miejsca, gdzie normalnie nie można się zapuszczać. Nie ma wątpliwości, że to będą bardzo dobre projekty, również komercyjnie.

Lena i Władysław Grochowscy

Co przyciąga gości do Pana hoteli, które są położone z dala od centrum miast i atrakcji turystycznych?

– Ludzie dziś szukają wyjątkowych przeżyć i emocji. Znajdują je w takich obiektach. Spędzają tydzień w Cukrowni Żnin i nie są w stanie wszystkiego zobaczyć. Wracają po raz kolejny i kolejny. Co krok napotykają nowe wrażenia, odkrywają charakter tego miejsca. Nagle otwierają im się głowy. Mamy największe sale – na duże konferencje, kongresy itd. Firmy przywożą swoich partnerów, pracowników, aby zobaczyli coś wyjątkowego. To jest nieoczywiste, ale to po prostu działa. Dochodziliśmy do tego przez wiele lat.

Czy przyjeżdżają też rodziny?

– Początkowo nastawialiśmy się głównie na firmy, stąd oferta sal konferencyjnych itd. Po pandemii zauważyliśmy bardzo duże zainteresowanie indywidualnych osób. Często mamy sto procent obłożenia: na święta, Nowy Rok, weekendy. Okazuje się, że tereny poprzemysłowe mogą wzbudzać zainteresowanie dzieci, jeśli towarzyszą im przeróżne atrakcje – edukacyjne, kulturalne, teatralne,  muzyczne. W każdym obiekcie jest animator społeczności – zespół, który wymyśla i organizuje różne wydarzenia. Nie można tego porównać z typowym sieciowym hotelem.

Jak kształtują się ceny w Waszych hotelach?

– Wcale nie są wyższe niż w innych sieciowych hotelach. Mamy około stu tysięcy gości miesięcznie. Jesteśmy mocno rozpoznawalni. Zależy nam, aby jak najwięcej ludzi do nas trafiało i poznawało dziedzictwo naszej historii. W naszą działalność mocno włączamy lokalnych mieszkańców, społeczność w promieniu 50 km. Oni w nich  często kiedyś pracowali, więc staramy się oferować im miejsca pracy w tych samych lokalizacjach – teraz przerobionych na hotele. Zależy mi bardzo, żeby te hotele uruchamiać w całej Polsce. To są prestiżowe miejsca, gdzie można zorganizować wesela, zjazdy rodzinne, urodziny itd. Chcę, żeby okoliczni mieszkańcy utożsamiali się z danym miejscem.

Czym zajmuje się Fundacja Leny Grochowskiej, którą prowadzi Pan wraz z żoną?

– W tej chwili najbardziej zatrudnianiem osób z niepełnosprawnością, głównie z zespołem Downa. Od wybuchu wojny z Ukrainą zajmujemy się także przyjmowaniem uchodźców. Zapewniliśmy już  ponad 500 tys. noclegów z wyżywieniem. Prowadzimy 5 domów, w których jest w tej chwili około 1100 uchodźców. Dajemy im również zatrudnienie, dzięki czemu w tym nieszczęściu, jakim jest konieczność wyjazdu z własnego kraju, ci ludzie są szczęśliwi. Są otoczeni opieką, mają zapewnioną naukę języka polskiego w szkołach, warsztaty, zajęcia artystyczne, rehabilitację – wszystko, co im potrzeba.

Fundacja Leny Grochowskiej otrzymała w listopadzie Nagrodę Nansena, przyznawaną przez Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców. Po raz pierwszy ta prestiżowa nagroda trafiła do Polski.

– Początkowo Fundacja sprowadzała repatriantów z Kazachstanu. Później zajęła się pomocą dla osób z niepełnosprawnością. Praca, którą im oferujemy, jest świetną formą rehabilitacji. Ostatnio w przygotowaniu mamy również mieszkania i pracę dla osób wykluczonych. W naszych mieszkaniach wspierać się będzie kilka grup, m.in. uchodźcy, niepełnosprawni, osoby bezdomne, więźniowie czy osoby opuszczające domy dziecka, a także ludzie po przejściach i uzależnieniach. Każdy ma pracować przy przygotowaniu mieszkań, pustostanów. Każdy ma się uniezależnić od nałogów itd. Jeżeli ktoś sobie nie poradzi, to wraca do tego środowiska. U nas pomoc jest przez pracę, nie damy nic gotowego. Widzę, że to się sprawdza, że ludzie nabierają sił. Ten świat tak pędzi i dużo ludzi nie nadąża za  nim. Nie radzi sobie, nie dostaje szansy. My pomagamy i dajemy szansę.

Gdzie znajdują się domy dla uchodźców?

– W Ożarowie Mazowieckim, Konstancinie, Siedlcach, Lublinie i Łodzi. Dwa z nich to nasze pustostany po byłych budynkach biurowych. Dom w Łodzi użyczyła nam firma Orange, dom w Siedlcach to dawny akademik siedleckiego uniwersytetu. W Lublinie swój pustostan użyczył nam Uniwersytet Medyczny. Jesteśmy wdzięczni za te możliwości w czasie, kiedy jest potrzeba. Dostajemy też wiele pomocy finansowej i rzeczowej. Jako firma przeznaczamy 10% naszego zysku na potrzeby fundacji, czyli kwotę rzędu 5 mln zł, bo mamy około 50 mln zł zysku. Niestety pandemia nas mocno przyhamowała, mieliśmy zamknięte hotele, musieliśmy zwolnić dużo pracowników. Dopiero teraz się odbijamy, ale już jest dobrze.

Aby prowadzić tak szeroką działalność, trzeba mieć bardzo dobry zespół ludzi.

– Siłą całej organizacji są naprawdę świetni ludzie. Generalnie mam szczęście do ludzi. Podziwiam ich zaangażowanie, uczciwość. W tej chwili w całej Polsce w różnej formie mamy zatrudniamy około 2 tys. osób.

Bardzo zachęca Pan, aby pozostać w kraju i cieszyć się bogactwem polskiego dziedzictwa. Czy to oferta skierowana również dla Polaków i Amerykanów polskiego pochodzenia?

– Oczywiście. Zapraszam też potencjalnych inwestorów. Korzystamy z różnych form finansowania –  inwestorów indywidualnych, obligacji i kredytów. Naszą granicą jest 10-procentowa stopa zwrotu – w złotówkach oczywiście. Wychodzi to ponadprzeciętnie. Na wczesnym etapie są też nasze inwestycje senioralne, moim zdaniem bardzo ciekawe, z wieloma atrakcjami, nastawione na emeryturę, czy wcześniej na turystykę. Serdecznie zapraszamy.

Dziękujemy za rozmowę.

Joanna Marszałek
[email protected]

Zdjęcia: Grupa Arche

Lena Grochowska and Wladyslaw Grochowski, Europe Regional Winners of the 2023 UNHCR Nansen Refugee Award, receive an award certificate from UN High Commissioner for Refugees, Filippo Grandi.

reklama_DZ_PL_E

reklama_DZ_PL_E

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama