Stwierdzenie, że politycy są ludźmi i maja prawo chorować tak jak każdy z nas, jest zwykłym truizmem. Problem zdrowia osób odpowiedzialnych za nasze bezpieczeństwo przestaje jednak być prywatną sprawą ich samych. Dlatego w wielu demokracjach publikuje się wyniki badań lekarskich głów państw i szefów rządów. W USA normą stało się m.in. systematyczne informowanie opinii publicznej o stanie zdrowia prezydenta.
Właśnie dlatego walka sekretarza obrony USA Lloyda Austina z rakiem prostaty – a dokładniej, jego odmowa ujawnienia go opinii publicznej – wywołała burzę krytyki i postawiła Biały Dom w trudnej sytuacji. Republikańscy politycy wspierani przez prawicowe media nie zostawili na administracji Joe Bidena suchej nitki, domagając się nawet dymisji. Pomijając zajadłość ataków, trudno nie przyznać im pewnej racji.
Sekretarz Austin został przyjęty do szpitala 1 stycznia i trafił na oddział intensywnej terapii z powodu powikłań po operacji, która miała miejsce w grudniu. Raka prostaty we wczesnej fazie miano u niego zdiagnozować właśnie na początku minionego miesiąca. Powodem krytyki było niepoinformowanie o tym fakcie, co wzbudziło obawy dotyczące bezpieczeństwa narodowego i kwestie przejrzystości procedur w administracji Bidena. Sekretarz obrony znajduje się tuż pod prezydentem w strukturze dowodzenia armii amerykańskiej i jest jednym z najważniejszych członków gabinetu. W linii sukcesji do urzędu prezydenta znajduje się na szóstej pozycji. Jest też najwyżej postawionym cywilnym politykiem kontrolującym bezpieczeństwo narodowe i realizację budżetu obronnego USA, wynoszącego 800 mld rocznie. Mimo że – jak zapewnia Pentagon – przed udaniem się na operację Austin formalnie przekazał uprawnienia swojemu zastępcy, informacja na ten temat miała nie dotrzeć na czas do Białego Domu i mediów. Zmusiło to Austina do wystosowania przeprosin za „niezapewnienie odpowiedniego poinformowania opinii publicznej”.
Wahanie sekretarza obrony z czysto ludzkiego punktu widzenia można zrozumieć. Rak prostaty jest schorzeniem wkraczającym głęboko w męską intymność. Media przypomniały przy tej okazji o trudnościach z dzieleniem się słabościami, częściowo ze względu na postrzeganie męskości w naszej kulturze. Choć rak prostaty jest jednym z najczęstszych nowotworów, a wykryty odpowiednio wcześniej ma dobre rokowania pełnego wyzdrowienia, to powikłania związane z chorobą mogą obejmować utratę funkcji seksualnych, do czego szczególnie trudno mężczyznom się przyznać.
Ta czysto ludzka i psychologicznie wytłumaczalna postawa Austina zderzyła się z twardą rzeczywistością kraju zaangażowanego w dwa konflikty zbrojne – na Ukrainie i Bliskim Wschodzie, muszącego radzić sobie z rosnącym zagrożeniem ze strony Chin i perspektywą destabilizacji całego globalnego porządku. Przypadek Austina uderzył także w wyborczą narrację obozu prezydenta Bidena: przeciwstawienia profesjonalizmu i niezawodności jego administracji, szczególnie w kwestiach bezpieczeństwa narodowego, chaosowi panującemu podczas kadencji Donalda Trumpa.
I tu docieramy do innego nieuniknionego tematu związanego z nadchodzącą kampanią – wieku i stanu zdrowia najbardziej prawdopodobnych kandydatów do Białego Domu – Joe Bidena i Donalda Trumpa. O najwyższe stanowisko w państwie, związane z przywództwem całego wolnego świata ubiegać się będą osoby w wieku tak zaawansowanym, że otwarcie wyrażane są obawy dotyczące przeżycia drugiej kadencji każdego z nich. Prestiżowy „The Economist” pokusił się nawet o wyliczenie statystycznego prawdopodobieństwa przetrwania prezydentury w dobrym zdrowiu, opierając się na wyliczenia doktora Jaya Olshansky’ego z University of Illinois. „Obaj pochodzą z rodzin długowiecznych. (…) To dobry prognostyk. Jednak bracia Trumpa zmarli w wieku 42 i 71 lat, a u jego ojca stwierdzono chorobę Alzheimera. Obydwa czynniki przemawiają na jego niekorzyść – podobnie jak jego waga i brak ruchu w porównaniu z Bidenem” – czytamy opinie lekarzy-ekspertów wypowiadających się dla „Economista”. Ich zdaniem prawdopodobieństwo przeżycia kolejnych czterech lat w obu przypadkach Trumpa i Bidena jest wyższe niż przeciętne. Obliczyli, że Biden ma na to 95 proc. szans w porównaniu z 82 proc. w przypadku typowego mężczyzny w jego wieku. W przypadku Trumpa odsetek ten wyniósł 90 proc. w porównaniu z 86 proc. jego rówieśników. Warto zatem zauważyć, że ich obliczenia dały młodszemu Trumpowi gorsze rokowania. Statystyki mówią, że średnia długość mężczyzny w USA wynosi obecnie 73,5 roku. Ale oprócz samej długości życia, należy brać pod uwagę ryzyko chorób związanych z podeszłym wiekiem, które mogą utrudnić, jeśli nie uniemożliwić sprawowanie najwyższego urzędu w państwie: wylewów, demencji, choroby Alzheimera czy schorzeń układu krążenia.
Te pytania padać będą z pewnością podczas kampanii wyborczej. Ale problem jest jeszcze bardziej fundamentalny: dlaczego amerykański system prawyborczy już trzecią kadencję z rzędu wyłoni jako głównych kandydatów do Białego Domu osoby w wieku emerytalnym?
Tomasz Deptuła
Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.