Pomysł składania zawiadomienia do prokuratury wobec marszałka Sejmu traktuję jako próbę dalszej destabilizacji państwa polskiego, destabilizacji funkcjonowania Sejmu - powiedział w piątek wiceszef Polski 2050 Michał Kobosko. Wcześniej o złożeniu takiego zawiadomienia poinformowali politycy PiS.
W środę do Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN wpłynęły przekazane przez marszałka Sejmu Szymona Hołownię odwołania Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego od decyzji marszałka o wygaszeniu im mandatów. Dokumenty zostały złożone bezpośrednio do tej Izby, z pominięciem Biura Podawczego SN.
W piątek posłowie PiS Marcin Warchoł i Michał Wójcik poinformowali na konferencji prasowej, że złożyli zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przez marszałka Sejmu Szymona Hołownię "przestępstwa przekroczenia uprawnień, działania na szkodę interesu publicznego poprzez ręczne sterowanie sądownictwem, poprzez wpływanie na sędziów w danej sprawie". Warchoł zarzucił Hołowni m.in., że "wybrał sobie SN, któremu po cichu przekazał akta i kogo ma wyznaczyć do orzekania".
Zdaniem wiceszefa Polski 2050 Michała Koboski - który był pytany o wypowiedzi polityków PiS przez dziennikarzy w Sejmie - są to "zarzuty kompletnie bzdurne i bezpodstawne".
"Nie ma żadnego ręcznego sterowania, ja traktuję pomysł składania zarzutów wobec marszałka jako próbę dalszej destabilizacji państwa polskiego, destabilizacji funkcjonowania Sejmu" - powiedział Kobosko.
Podkreślił, że "w tej chwili Sejm funkcjonuje dobrze". "Chciałbym, żeby tak było, żeby PiS nie urządził nam wielkiego cyrku w przyszłym tygodniu na posiedzenie Sejmu, bo w tle jest budżet państwa, nad którym pracujemy i który powinien być uchwalony w przyszłym tygodniu. To jest ważne dla funkcjonowania państwa polskiego i ciągłości kadencji parlamentu" - wskazywał Kobosko.
Jak jednocześnie dodał, "obawia się, że PiS-owi jest wszystko jedno". Według Koboski "dla nich im większa katastrofa państwa polskiego, tym lepiej". "To działania absolutnie antypolskie" - ocenił.
W zawiadomieniu - o którego złożeniu poinformowali w piątek posłowie PiS - napisano m.in., że "Szymon Hołownia Marszałek Sejmu RP, działając na szkodę interesu publicznego i prywatnego, przekroczył swoje uprawnienia poprzez próbę wpłynięcia na ustalenie składu Sądu Najwyższego, mającego rozpatrzyć odwołania od postanowień Marszałka Sejmu RP (tj. postanowień wydanych przez niego samego) o stwierdzeniu wygaśnięcia mandatu posła Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego".
"Szymon Hołownia - Marszałek Sejmu RP oraz Pan Stanisław Zakroczymski - Dyrektor Generalny Gabinetu Marszałka Sejmu RP, działając wspólnie i w porozumieniu bezpośrednio w Izbie Pracy i Ubezpieczeń Społecznych, tj. z pominięciem Biura Podawczego czy chociażby sekretariatu Prezesa Sądu Najwyższego, próbując tym samym wpłynąć na Sąd Najwyższy w celu rozpatrzenia odwołań posłów od postanowień stwierdzających wygaśnięcie ich mandatów przez niewłaściwą izbę, a także wywarcia niedopuszczalnego wpływu na samą treść rozstrzygnięć Sądu Najwyższego" - napisano w zawiadomieniu.
Rzeczniczka prasowa marszałka Sejmu Katarzyna Karpa-Świderek napisała w piątek na Twitterze: "najpierw przestępcy - p. M. Wąsik i p. M. Kamiński uznali, że osobiste doręczenie jest nieważne, bo musi iść pocztą, a teraz, że Szymon Hołownia nadużył władzy, bo pominął biuro podawcze SN".
"Wyjaśnimy: 1. poczta jest subsydiarna w stosunku do osobistego doręczenia. 2. Marszałek ma obowiązek dostarczyć odwołanie do SN, a nie biura podawczego SN" - napisała. "Skazani, jak widać, zrobią wszystko, by odsunąć karę więzienia" - oceniła Karpa-Świderek. Jej zdaniem "odpowiedzialni politycy nie powinni im w tym pomagać". "To niezgodne z polską racją stanu" - podkreśliła.
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia w czwartek na konferencji, pytany o ominięcie Biura Podawczego SN, wyjaśnił, że jego "obowiązkiem jako marszałka Sejmu jest złożyć dokumenty do Sądu Najwyższego". "Czy moi urzędnicy złożą je przez Biuro Podawcze, czy wobec wagi sprawy zadbam o to, żeby trafiły one bezpośrednio do szefów Izb, które w tej sprawie w naszej ocenie powinny orzekać, przepraszam co tu jest niezgodnego z prawem?" - pytał marszałek.
Dodał, że "dokumenty te nie były przekazywane potajemnie, ale dyrektor gabinetu marszałka Stanisław Zakroczymski w oficjalny sposób umówił się z sekretariatem prezesa SN". "Rozumiem, że można je było złożyć do Biura Podawczego, ale sprawa była na tyle istotna, że dyrektor Zakroczymski zdecydował się na taką formułę, w mojej ocenie legalną i mieszczącą się w standardach. Pismo należy przekazać do Sądu Najwyższego. To właśnie stało się w tej sprawie. Literalnie wypełniliśmy zapisy ustawy" - wyjaśnił Hołownia.(PAP)
Autor: Olga Łozińska