Kiedy w 2004 roku powstał Facebook, nikt nie przewidywał, że w ciągu kilku lat korzystanie z tej platformy stanie się główną formą komunikacji pomiędzy ludźmi na całym globie. W tamtych pierwszych latach, zanim boty, dezinformacja i prześladowanie w wirtualnej rzeczywistości stały się normą, podszywanie się pod innych ludzi w mediach społecznościowych nie było powszechne. Wiele osób nie miało pojęcia, że jest to w ogóle możliwe. Na pewno w 2010 roku nie miał go Manti Te’o, wschodząca gwiazda amerykańskiego futbolu...
Telefon z zaświatów
W 2012 roku Manti był u szczytu popularności. Grał w barwach uniwersyteckiej drużyny Notre Dame i wróżono mu ogromną karierę, kiedy nieoczekiwanie dotknęła go ogromna tragedia. 12 września wczesnym rankiem zmarła jego ukochana babcia a później tego samego dnia dziewczyna futbolisty, Lennay Kekua, przegrała walkę z białaczką. Te tragiczne wiadomości wywołały ogromną falę współczucia wśród kibiców. Z całego kraju słano mu kondolencje i podziwiano jego hart ducha i siłę, bowiem Te’o po początkowym załamaniu dość szybko wrócił na stadion. W ciągu kolejnych kilku miesięcy „grał jak natchniony”, dedykując każdy mecz zmarłej dziewczynie.
6 grudnia 2012 roku dla Mantiego Te’o świat zawalił się po raz drugi. Tego dnia zadzwoniła do niego… Lennay. Okazało się, że wcale nie umarła. Manti był zdezorientowany, nie rozumiał, co się dzieje. Rozmawiał z nią jeszcze kilka razy, nie pojmując jak mogła go okłamać. Tymczasem, jako jeden z najlepszych zawodników uniwersyteckiego futbolu udzielał nieustannie wywiadów telewizyjnych. Kiedy pytano go o jego zmarłą dziewczynę, nie był w stanie przyznać, że padł ofiarą oszustwa.
W tamtym momencie nie zdawał sobie sprawy, jak perfidna była to mistyfikacja. Cała prawda o tożsamości rzekomej Lennay Kekuy wyszła na jaw dopiero za sprawą anonimu, jaki w styczniu 2013 roku otrzymała redakcja blogu sportowego Deadspin. Jej autor twierdził, że… Lennay nigdy nie istniała. W toku dziennikarskiego śledztwa okazało się, że podszywał się pod nią pochodzący z Hawajów młody mężczyzna Ronaiah „Naya” Tuiasosopo.
Dziennikarze skontaktowali się z Ronaiah, który początkowo wszystkiemu zaprzeczał. Kiedy jednak dowiedział się, że przygotowywana jest publikacja artykułu o jego oszustwie, postanowił przyznać się do wszystkiego. Na Te’o rewelacje zawarte w artykule i jego publikacja spadły jak grom z jasnego nieba. Nikt nie wierzył, że nie wiedział o oszustwie. Zarzucano mu, że sam wymyślił całą historię, aby przykryć fakt rzekomo odmiennej orientacji seksualnej. W najgorszym wypadku nazywano go oszustem i kłamcą, w najlepszym – naiwniakiem, który dał nabrać się jak dziecko.
Nie pomogło mu też przyznanie, że nigdy nie spotkał się ze swoją rzekomą dziewczyną. Przecież skłamał wcześniej rodzicom i przyjaciołom, że poznali się na jednym z meczów, ale tak naprawdę znali się jedynie z rozmów telefonicznych i komunikacji przez Internet. Okazało się, że Ronaiah doskonale imituje kobiecy głos. Manti nigdy nie podejrzewał, że rozmawia z mężczyzną.
W sieci kłamstw
Ronaiah stworzył swój fałszywy profil na Facebooku w 2008 roku. Wykorzystał na nim zdjęcia Diane O’Meary, dawnej koleżanki ze szkoły średniej. Zaczął rozszerzać krąg znajomych, zręcznie tworząc swój fałszywy, kobiecy profil. Nawiązał wirtualne znajomości z kilkoma mężczyznami, które kończył natychmiast po tym, jak zaczynali nalegać na spotkanie.
Jak przyznał w jednym z wywiadów, od zawsze czuł, że różni się od rówieśników. Pochodził z rodziny znanych futbolistów i od dziecka oczekiwano od niego, że pójdzie w ślady ojca, braci i kuzynów. Jednak Ronaiah nie znosił futbolu i całej związanej z nim otoczki „prawdziwych mężczyzn”. W końcu przyznał sam przed sobą, że czuje się kobietą. Był w tamtym czasie bardzo zagubiony i szukał swojej tożsamości. Podszywanie się pod kobietę i zainteresowanie mężczyzn sprawiało mu radość.
W ten sposób poznał Mantiego i nawiązał z nim wirtualny romans. Oczywiście Manti nalegał na spotkanie, ale „Lennay” zawsze znalazła wymówkę, aby do niego nie doszło. Kiedy chłopak oświadczył, że leci do niej do Kalifornii, spanikowany Ronaiah sfingował wypadek samochodowy. Aby uwiarygodnić całą historię, wielokrotnie rozmawiał z Mantim, zmieniając głos i udając różnych członków rodziny „Lennay”, którzy rzekomo czuwali przy niej w szpitalu.
Ronaiah wiedział doskonale, że grunt pali mu się pod nogami i musi za wszelką cenę wywikłać się ze swojego wirtualnego romansu. Dlatego wymyślił kolejną historię – tym razem o tym, że w trakcie leczenia po wypadku u dziewczyny zdiagnozowano białaczkę w ostatnim stadium. Kiedy „umierał”, wymusił na chłopaku obietnicę, że nie przyleci na pogrzeb, „aby nie opuścił żadnego meczu”.
Co więcej, po rzekomej śmierci „Lennay”, zmieniając swój głos Ronaiah rozmawiał również z rodzicami chłopaka, którzy pocieszali zrozpaczonych rzekomych krewnych dziewczyny. W oszustwo uwikłana została cała rodzina Te’o. Nikt nie miał pojęcia, co naprawdę się dzieje, więc ujawnienie prawdy było szokiem dla wszystkich. Wszyscy „krewni” okazali się jedną i tą samą osobą. Nikt nie mógł pojąć, jak można było dopuścić się czegoś tak okrutnego.
Konsekwencje afery w dużo mniejszym stopniu dotknęły Ronaiah – wyjechał do rodziny na Hawaje i starał się wrócić do normalnego życia. Dla Mantiego skutki były jednak dużo poważniejsze. W czasie ogólnonarodowej medialnej nagonki musiał poradzić sobie nie tylko ze świadomością, że został oszukany, ale również z tym, że stał się pośmiewiskiem.
W świetle fleszy nieustannie pytano go nie o osiągnięcia sportowe, ale o jego udział w mistyfikacji. Fatalnie zagrał ostatni, najważniejszy mecz sezonu. Wcześniej miał szanse na dostanie się do najlepszych zespołów ligi krajowej, jednak skandal zupełnie te nadzieje pogrzebał. I choć Manti ostatecznie zagrał w NFL, jego kariera zakończyła się dość szybko. Nigdy już całkiem nie doszedł do siebie psychicznie.
Maggie Sawicka