Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 05:35
Reklama KD Market

Amerykański sen czy ułuda?

Amerykański sen czy ułuda?
(fot. Pixabay)

Od lat w USA mówi się o tzw. American dream, zgodnie z którym praktycznie każdy mieszkaniec kraju, o ile tylko pracuje i odpowiednio się stara, prędzej czy później osiągnie odpowiedni status i zarobki, będzie w stanie kupić samochód i zamieszkać we własnym domu. Niestety ta idylliczna wizja w dobie współczesnej wydaje się coraz bardziej nieosiągalna…

Ludzkie losy

Lisa Williams po śmierci męża w 2014 roku z radością przeprowadziła się do apartamentu typu studio w Las Vegas. Kiedy jednak w latach 2020-22 jej czynsz wzrósł o 25 proc., musiała szukać innych rozwiązań. Ta 63-letnia dziś kobieta parkuje swoją 17-metrową przyczepę w parkach narodowych i stanowych w Nevadzie, Kalifornii i Arizonie. Pracuje jako gospodarz centrum dla zwiedzających przez 25 do 30 godzin tygodniowo w zamian za miejsce dla samochodu kempingowego z pełnym podłączeniem użyteczności. Nadal musi uiszczać miesięczną opłatę za swój pojazd w wysokości 210 dolarów, czyli mniej więcej tyle, na ile może sobie pozwolić ze swoich dochodów z ubezpieczenia społecznego i emerytury wynoszących łącznie 35 tysięcy dolarów rocznie.

– Nie sądziłam, że będę mieszkać w kamperze na zawsze, ale teraz to moja jedyna opcja – mówi. Chociaż Williams przystosowała się do takiego stylu życia, a nawet cieszy się widokami pięknych miejsc, przyznaje, że wiąże się to z wieloma problemami. Jednym z nich jest zbyt mała przestrzeń. Ma do dyspozycji tylko około 130 stóp kwadratowych powierzchni użytkowej w swojej przyczepie. Williams jest jedną z setek osób, które znalazły się w podobnej sytuacji. Dla nich Ameryka dziś to kraj, w którym nawet skromne marzenia mieszkaniowe są poza zasięgiem finansowym zainteresowanych.

– Amerykański sen o posiadaniu domu niekoniecznie był czymś, czego zawsze chciałam, ale myślałam, że jest w zasięgu – twierdzi 48-letnia Katie Dahlquist, wynajmująca mieszkanie od 1999 roku. Około cztery lata temu jej czynsz zaczął rosnąć szybciej niż jej pensja. Zaczęła myśleć o kupnie domu, ale szybko zdała sobie sprawę, że jest to prawie niemożliwe. Dahlquist zarabia 68 tysięcy dolarów rocznie i płaci 1700 dolarów miesięcznego czynszu. Nie ma szans na zaoszczędzenie odpowiedniej sumy, by dokonać pierwszej wpłaty na ewentualny zakup nieruchomości.

Podobną historią dzieli się 53-letnia asystentka pielęgniarki Shawna De Gaetano. Miała nadzieję, że kupi mały dom. Zamiast tego spędziła ostatnie kilka lat mieszkając z córką, zatrzymując się w motelach i przesiadując na kanapach przyjaciół. W listopadzie wreszcie przeprowadziła się do kawalerki w Arlington, gdzie płaci miesięczny czynsz w wysokości 1370 dolarów. Jednak znalezienie tego miejsca i sprawienie, by wszystko działało, łącznie z transportem i nową pracą, było niezwykle trudne. De Gaetano nie stać na samochód i wybrała swoje mieszkanie, ponieważ znajduje się zaledwie dwie przecznice od jej nowej pracy w szpitalu. Zarabia jedynie 21,90 dolarów za godzinę. Planuje pracować kilka nocy w tygodniu jako sprzątaczka w szpitalu, by uzupełnić swoją pensję.

Ostry kryzys

Ten ostry kryzys mieszkaniowy nie dotyczy tylko ludzi o niskich zarobkach. Jeff Rodny to naukowiec zajmujący się badaniami nad sztuczną inteligencją w Oakland w Kalifornii i zarabia 190 tysięcy dolarów rocznie. – W wieku 35 lat miałem nadzieję, że kupię dom, tak jak moi rodzice – powiedział. Ale Rodny nadal wynajmuje swoje lokum. Po odliczeniu podatków, ubezpieczenia zdrowotnego i kosztów leczenia oraz spłaty kredytu studenckiego jemu i jego żonie zostaje około 5 tysięcy dolarów miesięcznie. Jednak przy oprocentowaniu kredytów hipotecznych osiągającym najwyższy poziom od 20 lat, gdyby zakupili dom za 600 tysięcy dolarów – czyli nieco powyżej średniej ceny w rejonie Oakland – nie zostanie im wystarczającej ilości pieniędzy na artykuły spożywcze. Rodny przyznaje, że wybrali życie w drogiej okolicy. Mimo to zadaje sobie pytanie: jeśli jego nie stać na zakup domu, to kto może to zrobić?

Przez ostatnie pięć lat liczba dostępnych do zakupu domów w Stanach Zjednoczonych systematycznie spadała. A wraz z Covidem, który otworzył więcej możliwości pracy zdalnej, koszty wynajmu mieszkań wzrosły nawet w dotychczas dość przystępnych stanach, takich jak Indiana i Missisipi, gdzie ceny wzrosły odpowiednio o 48,2 proc. i 38,2 proc.

Przed jeszcze większymi wyzwaniami stoją osoby niepełnosprawne. 56-letnia Sarah Longstaff cierpi na kontuzję szyi, która uniemożliwia pracę w jej fachu. Ona i jej dwójka dzieci są również autystyczni i mają podwyższoną wrażliwość na dźwięki i zapachy, co ogranicza ich możliwości mieszkaniowe. Po miesiącach poszukiwań na rynku wynajmu w Tampie na Florydzie Longstaff znalazła mieszkanie za 1775 dolarów miesięcznie w Port Richey, na północny zachód od miasta, gdzie popyt na mieszkania jest nieco mniejszy.

Jednak po wygaśnięciu umowy najmu w maju nie jest pewna, co ma robić dalej. Jej jedyny dochód to alimenty w wysokości 1400 dolarów miesięcznie, więc z konieczności wykorzystuje swoje oszczędności emerytalne. Wkrótce te środki się skończą. Jednak możliwości znalezienia tańszego miejsca lub całkowita wyprowadzka z Tampy również nie wyglądają zbyt obiecująco. Sarah jest przygotowana na to, że będzie spać w samochodzie z dziećmi.

Te wyrywkowe historie obrazują niestety skalę problemu w Stanach Zjednoczonych. Lokali mieszkaniowych nie brakuje, ale ich ceny są takie, że wykluczają skutecznie miliony ludzi. Według najnowszych danych dziś jest w USA największa liczba ludzi bezdomnych w historii. W niektórych stanach władze próbują różnych rozwiązań łagodzących problem, ale w większości innych stanów ludzie bez perspektyw mieszkaniowych są po prostu zapomniani.

Krzysztof M. Kucharski

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama