Kradzież dzieł sztuki to biznes na skalę międzynarodową. Więcej pieniędzy można zarobić tylko na handlu bronią i narkotykami. Co roku giną na świecie dzieła sztuki o wartości około 5 miliardów dolarów. Mimo coraz lepszych systemów zabezpieczających dzieła wciąż znikają z muzeów, galerii, kościołów i prywatnych kolekcji...
Pierwsza słynna kradzież
Jeżeli chodzi o liczbę, to największym wzięciem wśród złodziei cieszą się prace Pabla Picasso. Skradziono ich już ponad siedemset. Lecz Picasso był chyba najbardziej płodnym artystą na świecie. Tysiące obrazów, rysunków, rzeźb, ceramik, masek. Żył długo i każdego dnia pracował. Jest co kraść.
W 1911 roku ze ściany muzeum w Luwrze zniknęła słynna Mona Lisa namalowana przez Leonardo da Vinci. Została zastąpiona marną podróbką. Pracownicy Luwru dopiero po dwóch dniach spostrzegli kradzież.
Mona Lisę wyniósł z muzeum, pod roboczym fartuchem, Włoch Vincenzo Perugia. Pracował w Luwrze przy oprawach obrazów. Był włoskim patriotą i chciał, aby obraz Leonarda z powrotem wrócił do swojej ojczyzny. I wrócił. Tyle że przez dwa lata przeleżał w walizce pod łóżkiem Perugia. Złodziej wpadł w ręce policji, kiedy rzeczywiście usiłował oddać obraz Włochom. Sąd skazał go na siedem miesięcy więzienia. Sędziowie wzięli pod uwagę, że Perugia ukradł obraz Leonarda z pobudek patriotycznych.
Mona Lisa, do czasu kradzieży, była jednym z wielu niezwykle cennych obrazów znajdujących się w Luwrze. Tam nie brakowało wybitnych dzieł wielkich mistrzów. Przyciągała tyle samo uwagi co inne uznane płótna. Kradzież obrazu wywołała wielkie zainteresowanie prasy na wszystkich kontynentach. I w ciągu dwuletniej nieobecności w Luwrze Mona Lisa stała się najbardziej znanym obrazem na świecie.
Chętnych do ujrzenia pustego miejsca po tajemniczo uśmiechniętej damie było więcej niż uprzednio do obejrzenia portretu włoskiej arystokratki. Po raz pierwszy w historii muzeum kolejka ciągnęła się przed Luwrem.
Patologiczny złodziej
Stephane Breitwieser, Francuz, jest jednym z największych złodziei dzieł sztuki wszechczasów. Ukradł ponad trzysta eksponatów z muzeów i kościołów w całej Europie. Wartość zrabowanych przez niego dzieł ocenia się na około 2 miliardy dolarów. Przez sześć lat, zanim został złapany, kradł co kilkanaście dni. Nie mógł się temu oprzeć. Stał się niewolnikiem pięknych przedmiotów. Podczas procesu sądowego powiedział: – To stało się natręctwem. Chciałem wciąż coraz więcej, nie potrafiłem się powstrzymać.
Breitwieser podróżował po Europie. Zatrudniał się jako kelner i okradał lokalne muzea i pałace. Kradł niewielkie obiekty, takie, które dało się ukryć pod płaszczem. Zwoził je do domu swojej matki w Tuluzie we Francji.
Został schwytany w 2001 roku w Lucernie. Ukradł tam, w Muzeum Ryszarda Wagnera, róg myśliwski – jeden z trzech takich na świecie. Do Muzeum Wagnera wrócił po trzech dniach, aby coś tam sobie jeszcze dokraść. Wtedy nie spodobał się psu, z którym inny miłośnik sztuki spacerował w ogrodzie muzeum. Ów miłośnik zwrócił strażnikowi uwagę na podejrzanego gościa. Strażnik przypomniał sobie, że tego gościa widział dwa dni wcześniej, kiedy zginął róg, i zawiadomił policję.
Nie udało się odzyskać wszystkich dzieł skradzionych przez Breitwiesera. Jego matka, gdy tylko dowiedziała się o aresztowaniu Stephane’a, część dzieł całkowicie zniszczyła, a część wrzuciła do przepływającego obok domu kanału. Tylko nieliczne z nich udało się wyłowić nurkom.
Stephane Breitwieser został skazany na osiemnaście miesięcy więzienia. Pies miłośnika sztuki, który bezpośrednio przyczynił się do schwytania patologicznego złodzieja, dostał w nagrodę od szwajcarskiej policji karmę do końca życia. Breitwieser po wyjściu z więzienia dalej okradał muzea.
Pół miliarda w 80 minut
Od 23 lat na ścianach Isabella Steward Gardner Museum w Bostonie wiszą puste ramy. Trzynaście ram po obrazach, grafikach i rysunkach. Wcześniej znajdowały się tam dzieła tak wielkich mistrzów jak Rembrandt, Degas, Manet, Vermeer. Wartość tych dzieł oceniana była na pół miliarda dolarów. A gdyby dzisiaj pojawiły się w domu aukcyjnym, kosztowałyby o wiele więcej. Do teraz, mimo że policja wyznaczyła nagrodę 10 milionów dolarów za pomoc w odnalezieniu dzieł, nie natrafiono na żaden ślad złodziei.
Napad na muzeum był prosty. Metodą na policjanta. O 3.00 rano dwóch bostońskich policjantów przyjechało do muzeum, aby zbadać rzekome zgłoszenie o zakłóceniu spokoju. Strażnicy muzeum zapewniali ich, że nic takiego nie ma miejsca. Lecz stróże prawa osobiście chcieli się o tym przekonać. I weszli do muzeum. Strażników zakuli w kajdany i zamknęli w piwnicy. Kradzież trzynastu dzieł zajęła im 80 minut.
Na przestrzeni lat pojawiło się wiele teorii wyjaśniających kulisy napadu na muzeum w Bostonie. Śledczy FBI twierdzą, że łupy z tego napadu wędrowały pomiędzy zorganizowanymi grupami przestępczymi w Bostonie. Zaś organizatorami kradzieży byli rzekomo mafiosi Donati i Guarente. Dzieła sztuki miały stanowić kartę przetargową przy wyciąganiu z więzienia przyjaciela Guarentego, do czego jednak nie doszło. Obaj gangsterzy już nie żyją, a o obrazach ani słychu, ani widu.
Mafia i sztuka
Kiedy mafia zorientowała się, że na dziełach sztuki można wiele zarobić, także weszła w ten interes. Tyle że nie tworzyła dzieł, a kradła je. Rabowali nie z podziwu dla sztuki, lecz dla uzyskania okupu lub zabezpieczenia nielegalnych transakcji.
Cosa Nostra stała za kradzieżą słynnego płótna Caravaggia Narodzenie Chrystusa ze św. Franciszkiem i św. Wawrzyńcem. Obraz w 1969 roku został brzytwą wycięty z ramy w jednym z kościołów w Palermo. Znajdował się tam od 350 lat. To była łatwa kradzież. Kościół nie był w żaden sposób zabezpieczony przed włamaniem.
Po kilku miesiącach od kradzieży prałat kościoła otrzymał list z warunkami odzyskania dzieła. W następnej przesyłce znajdował się wycięty kawałek obrazu Caravaggia, który miał potwierdzić, że nadawcy przesyłki mają jego dzieło. Mafia zrobiła z obrazem to, co zwykle robi z ofiarami porwań. Wysłali fragment obrazu, tak jak zwykle wysyłają palec lub ucho ofiary porwania.
Narodzenia Caravaggia nigdy nie odnaleziono. Prawdopodobnie obraz został pocięty na kawałki, aby łatwiej go było sprzedać. Cóż, trudno oczekiwać od ludzi pokroju Ala Capone, aby mieli szacunek do arcydzieła.
Zbawiciel świata
Obraz Leonardo da Vinci był pierwszym dziełem, który zyskał światową sławę dzięki jego kradzieży. Inne arcydzieło tego samego malarza, Salvator Mundi, zyskało z kolei sławę jako najdroższy obraz na świecie. Ten obraz Jezusa Chrystusa został sprzedany w 1917 roku na aukcji w Christie’s w Nowym Jorku za rekordową sumę 450 milionów dolarów. Kupił go następca tronu Arabii Saudyjskiej, książę Muhammad ibn Salman. Od tego czasu Zbawiciel świata nigdy nie był pokazywany publicznie. Plotki mówią, że znajduje się na jachcie księcia.
Zbawiciel świata powstał w latach 1501-1513. Ma 66 centymetrów wysokości i 46 centymetrów szerokości. Przez lata toczył się spór o autorstwo tego dzieła. Część rzeczoznawców przypisywała stworzenie dzieła uczniom Leonarda, zaś sam mistrz miał jedynie nanieść końcowe poprawki. Taką opinię wydał m.in. paryski Luwr.
Po raz pierwszy Zbawiciel świata trafił na aukcję w 1958 roku. Sprzedano go wówczas za 45 funtów, jako pracę autorstwa uczniów Leonarda da Vinci. W 2005 roku konsorcjum marszandów z Nowego Orleanu kupiło obraz za 1175 dolarów. Później trafił do National Gallery w Londynie. Galeria wystawiła obraz w 2011 roku na wystawie poświęconej twórczości Leonarda, już jako jego oryginalne dzieło. Salwator Mundi został sprzedany za 127,5 milionów dolarów rosyjskiemu oligarsze Dmitrijowi Rybołewlowi. Ten z kolei sprzedał go arabskiemu następcy tronu.
Ryszard Sadaj