Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 05:51
Reklama KD Market

Wawel zdobyty

Wawel zdobyty
Wawel z lotu ptaka (fot. Wikipedia)

W dziejach sztuki wojennej nigdy nie odnotowano takiego przypadku. W 1772 roku Polacy odbili Wawel od Moskali. Przedostali się do zamku kanałem, który odprowadzał wodę z wawelskiego dziedzińca. Rosjanie byli tak zaskoczeni, że oddali wzgórze wawelskie niemal bez jednego wystrzału...

Królewska rezydencja

Zamek wawelski nigdy nie był prawdziwą twierdzą. Był budowany i przebudowywany z myślą o tym, iż ma służyć monarchom jako ich rezydencja. Miał znaczenie obronne, ale tylko na skalę lokalną, jako zabezpieczenie przed ewentualnym wrogiem wewnętrznym. Mury Wawelu były wprawdzie wysokie, lecz niezbyt grube. Do zamku prowadziły dwie bramy, a to było niespotykane w prawdziwych twierdzach. Poza tym żaden polski król nie trzymał na Wawelu garnizonu wojskowego. Wzgórze wawelskie było w gruncie rzeczy miasteczkiem, z królewską rezydencją, siedzibami możnowładców i z kościołami.

Mimo to Wawel wielokrotnie skutecznie odpierał ataki oblegających. Ale to było jeszcze w czasach, kiedy wojska nie miały armat oblężniczych. Dobre czasy dla Wawelu – i w ogóle dla Polski – skończyły się wraz z potopem szwedzkim. 600-tysięczna armia z północy przeszła przez bezbronny kraj nad Wisłą niczym szarańcza. Szwedzi niszczyli bądź rabowali wszystko, co napotkali na swej drodze. To oni zburzyli większość zamków wybudowanych przez króla Kazimierza Wielkiego. Historycy są zdania, że straty Polski podczas potopu szwedzkiego były większe niż podczas okupacji hitlerowskiej.

Szwedzi okupowali Kraków i Wawel przez dwa lata: 1665-1667. Później zamek odrestaurował król Jan III Sobieski. Zainwestował we wzgórze wawelskie ogromne pieniądze. I wszystko to poszło na marne. Na początku XVII wieku barbarzyńcy z północy powrócili i dokończyli dzieło zniszczenia. Podpalili zamek. Gigantyczny pożar na wzgórzu szalał przez kilka dni. Ze wspaniałego zamku zostały tylko mury.

Konfederaci barscy

Stanisław August Poniatowski zdobył koronę Polski dzięki carycy Katarzynie II, której był kochankiem. Jako pierwszy polski król nie koronował się na Wawelu, tylko w Warszawie. Wojska carycy stanowiły podporę panowania Stanisława Augusta. W Polsce rosyjskie garnizony były wszędzie.

W 1768 roku na zamku w podolskim Barze przedstawiciele polskiej szlachty zawiązali konfederację w obronie wiary katolickiej i wolności. Skierowali broń przeciwko królowi i wojskom carycy. Walki trwały cztery lata. Do konfederacji barskiej przystąpiła także szlachta krakowska. Oni pragnęli przede wszystkim utrzymać Wawel i Kraków, jako symbole polskości i wiary katolickiej. W trakcie walk Wawel kilkakrotnie przechodził z rąk do rąk, rosyjskich i konfederackich.

W zimie 1772 roku na wzgórzu wawelskim znowu byli Moskale. Tym razem już jako liczna i dobrze uzbrojona załoga. Polski atak na zamek szturmem, bez armat, nie wchodził w grę. Rosjanie, osłonięci murami, wystrzelaliby Polaków jak kaczki.

Obok smoczej jamy

Wśród krakowskich konfederatów było kilku oficerów francuskich. Jeden z nich, pułkownik Claude Gabriel de Choisy, podszedł do sprawy zdobycia zamku w sposób oryginalny. Kraków był w większości w rękach konfederatów. Choisy odszukał w mieście ludzi, którzy wcześniej pracowali na wzgórzu wawelskim. Od nich dowiedział się, na przykład, że w murze obronnym jest okno z kratami wykonanymi z drewna, które tylko wyglądały na żelazne. Jednak okno było położone za wysoko.

Przełom nastąpił dopiero, kiedy niejaki Rajmund Korytkowski zdradził, iż od strony Wisły, obok smoczej jamy, znajduje się ujście starego, zapomnianego kanału ściekowego. Prowadził on aż na dziedziniec zamkowy. Pułkownik Choisy nocą ruszył na poszukiwanie kanału. I znalazł go. Tylko że kanał był bardzo wąski. Dorosły człowiek nie mieścił się w nim. W dodatku cuchnął fekaliami. Najwidoczniej dawniej kanał służył nie tylko do odprowadzania wody z dziedzińca.

Choisy wynajął sześciu krakowskich murarzy, aby ci poszerzyli ściek. Zajęło im to kilka tygodni, gdyż musieli pracować tak, aby Rosjanie nie zauważyli ich z murów. To był długi tunel. Od smoczej jamy do dziedzińca wawelskiego, na dodatek cały czas piął się w górę. Na dziedzińcu znajdowała się zapomniana przez wszystkich przykrywka kanału. Gdy murarze zameldowali, że dotarli do przykrywki, konfederaci rozpoczęli akcję.

Brawurowy atak

Nocą z 1 na 2 lutego 1772 roku kilka dużych grup konfederackich zaatakowało wzgórze wawelskie od strony Krakowa i Kazimierza. Jednocześnie sześćdziesięciu konfederatów, jeden po drugim, przeczołgiwało się kanałem na szczyt wzgórza. Z powodu ciasnoty nie mogli zabrać ze sobą karabinów. Mieli szable i bagnety. Dowodził nimi inny Francuz, kapitan Viomenil. I on pierwszy, utytłany i cuchnący, wyszedł na zewnątrz.

Stojący nieopodal rosyjski żołnierz przeraził się zjawy, która pojawiła się znikąd. Nim zrozumiał, co się dzieje, Viomenil przebił mu gardło bagnetem. Z kanału wyszli pozostali konfederaci i rzucili się na Moskali z szablami i bagnetami. Żołnierze rosyjskiego garnizonu byli całkowicie zaskoczeni. Byli przekonani, że Polacy przedarli się przez mury. Tym bardziej iż wszędzie dokoła słyszeli strzały i nawoływania po polsku. Dziewięćdziesięciu z nich zginęło bądź zostało rozbrojonych. Pozostali, w mniej lub bardziej regularnym szyku, uciekli ze wzgórza wawelskiego.

Wawel znalazł się z powrotem w polskich rękach. Lecz, niestety, tylko na dwa i pół miesiąca. Kilka miesięcy później nastąpił pierwszy rozbiór Polski. Siedziba polskich królów na długie lata przeszła w obce ręce.

Ryszard Sadaj

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama