Pospolity szczur towarzyszy ludzkości od tysięcy lat. Nazywa się Rattus norvegicus i nie wiem, czym sobie Norwegowie zasłużyli na skojarzenie z tym gryzoniem. Powszechnie wiadomo, że jest to zwierzę obdarzone niezwykłymi zdolnościami, co pozwala mu na przetrwanie w niemal dowolnych warunkach. W przeciwieństwie do wielu ssaków, czaszka szczura nie jest całkowicie zrośnięta. Oznacza to, że zwierzę może zmienić kształt głowy, by przecisnąć się przez otwory lub szczeliny wielkości zaledwie niecałego cala (24 mm). Szczury potrafią skakać na odległość metra w bok i spadać z wysokości pięciu pięter bez żadnych obrażeń. Gryzonie te zazwyczaj poruszają się wąskimi, wydeptanymi ścieżkami i rzadko podróżują dalej niż 600 stóp (180 m) od miejsca urodzenia.
Niektórzy naukowcy są zdania, iż szczury zapewne przetrwałyby totalną wojnę nuklearną na naszym globie. Gdy ludzie wzajemnie się pozabijają, szczury ufundują sobie własną uczelnię M.I.R (Massachusetts Institute of Rats), gdzie zaczną kształcić swoje kadry naukowe i inżynierskie.
Zanim to jednak nastąpi, już teraz populacja szczurów jest często wielkim problemem miejskich konglomeracji. Obecnie w USA walczy z plagą szczurów Nowy Jork, a w Polsce – między innymi Poznań i Wrocław. Nowojorska inwazja tych gryzoni jest dość łatwo zauważalna. Wielokrotnie już obserwowano w mieście szczury przedostające się do mieszkań przez instalację wodociągową i wychodzące z toalet. Eksperci od zwalczania szkodników twierdzą, że wiele szczurów nie ma problemu z przedostawaniem się przez rury. Hydraulicy w Nowym Jorku są rzekomo tak przyzwyczajeni do radzenia sobie ze szczurami w toaletach, że wydają się zupełnie niewzruszeni, a nawet opowiadają sobie na ten temat dość niewybredne żarty, zwykle związane z zakłóceniami załatwiania potrzeb fizjologicznych.
Szczury w tzw. Big Apple można zobaczyć w kubłach na śmieci, na zatłoczonych placach i niestety również w restauracjach. Nie jest to zjawisko nowe. Gryzonie te mieszkały w pobliżu ludzi od początku dziejów miasta. Jeszcze w 1944 roku występowały dwa odrębne gatunki: szczur brunatny (ten norweski) i szczur czarny (tzw. okrętowy lub dachowy). W ciągu następnych kilku dziesięcioleci bardziej agresywna odmiana brązowa wyparła czarne szczury, zazwyczaj atakując je i zabijając, ale także konkurując z nimi o pożywienie i schronienie.
Według ostatnich szacunków w Nowym Jorku żyje obecnie ponad 3 miliony szczurów, co oznacza wzrost o prawie 1 milion w ciągu ostatniej dekady. W czasach pandemii Covid-19 zwierzęta skorzystały z tego, że ludzie zaczęli częściej jeść na świeżym powietrzu i wyrzucać odpadki, nie zawsze do zamykanych kubłów.
Coraz to nowe kampanie deratyzacji, przy użyciu rozmaitych środków, zwykle przynoszą tylko połowiczne i tymczasowe efekty. Ostatnio burmistrz Nowego Jorku, Eric Adams, postanowił po raz pierwszy w historii miasta powołać „szczurzego cara”, tyle że została nim caryca, Kathleen Corradi, pracownica Wydziału Edukacji. Jej oficjalny tytuł to „ogólnomiejski dyrektor ds. zwalczania gryzoni”. Posadę tę ogłoszono publicznie w dość niezwykły sposób, gdyż szukano kandydatów, którzy „są żądni krwi, mają instynkty zabójcy i mogą zaangażować się w hurtową rzeź szczurów”. Pani Corradi przyznała w czasie swojej pierwszej konferencji prasowej, że gdy po raz pierwszy zobaczyła to ogłoszenie, nie była pewna, czy jest prawdziwe. Frazy „żądni krwi” zwykle nie widuje się w opisie oferty pracy. Aż dziw bierze, że do roboty nie zgłosiło się kilku seryjnych morderców.
Nowo mianowana szczurza caryca traktuje swoje zadanie bardzo poważnie. Planuje stworzenie „strefy ograniczającej ryzyko szczurów” w dzielnicy Harlem, gdzie miasto zainwestuje 3,5 miliona dolarów we wdrożenie „planu przyspieszonej redukcji szczurów”, zatrudniając 19 pracowników pełnoetatowych i 14 sezonowych do zwalczania gryzoni. Strategie, które sprawdzą się w Harlemie, zostaną następnie rozszerzone na inne dzielnice Nowego Jorku.
Istnieje jednak również inna, nowa strategia eliminacji szczurów. Władze wynajęły tępiciela, który ma zabijać natrętnych zwierzęcych mieszkańców miasta poprzez wpompowywanie do szczurzych nor tlenku węgla. Zaangażowano do wykonania tego zadania eksterminatora Matta Deodato. Wytwarza on tlenek węgla przy pomocy małej maszyny na kołach zwanej BurrowRx, która miesza bezbarwny gaz z widocznym dymem smugowym. Wkłada wąż maszyny do wejścia nor i zwiększa obroty pompy. Chwilę później z wielu pobliskich miejsc w ziemi zaczynają wyłaniać się smugi dymu, odsłaniając w ten sposób układ sieci tuneli pod chodnikami.
Nie można na razie przewidzieć, czy poczynania te odniosą pożądany skutek. Jednak władze Nowego Jorku w zasadzie nie mają innego wyjścia. W sierpniu 2003 roku remiza strażacka przy Hillside Avenue w dzielnicy Queens została rozebrana, ponieważ jej fundamenty zostały dosłownie wyżarte przez szczury. Natomiast w roku 2020 pewien nowojorczyk zajrzał przypadkowo na kolację do szczurzej rodziny z chwilą, gdy zawalił się pod nim chodnik i wpadł do jamy pełnej gryzoni. Wyciągnięto do stamtąd, zanim sam stał się kolacyjnym daniem, choć został wstępnie nadgryziony.
Deodato przyznaje, że podziwia szczury, bo „robią zawsze wszystko, żeby przetrwać”. Twierdzi też, iż Nowy Jork znajduje się w bardzo trudnej sytuacji, ponieważ każdego ranka na ulicach miasta piętrzą się stosy śmieci. – Dla szczurów to tak, jakby bić głośno łyżką w rondel, zapraszając je na wystawny obiad – mówi. Jestem pewien, że nawet nie trzeba drukować karty dań, bo gryzonie w tym samoobsługowym lokalu same coś sobie z pewnością wybiorą.
Andrzej Heyduk