Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 07:22
Reklama KD Market

Lotnisko dla bogaczy

Lotnisko dla bogaczy
(fot. Pixabay)

Tuż przed południem w Nowy Rok P.J. Breslin uznała, że ma dość. Kiedy ze złością pisała list do redaktora lokalnej gazety, ryk kolejnego odrzutowca zagłuszył jej myśli i zatrząsł oknami jej domowego biura. „To szaleństwo, jak wiele prywatnych odrzutowców lata na to jedno małe lotnisko” – napisała Breslin, która od ponad 25 lat mieszka w mieście Rifle w zachodniej części Kolorado...

Boom prywatnych odrzutowców

Odrzutowce należące do bogatych właścicieli kilku domów i różnych celebrytów lądują na lotnisku Rifle Garfield, położonym trzy godziny jazdy samochodem na zachód od Denver, niemal nieustannie. Z ostatnio przeprowadzonych analiz wynika, że ruch prywatnych odrzutowców wzrósł tam o prawie 73 proc. w ciągu ostatnich pięciu lat. Boom ten wpisuje się w ogólnokrajowy trend, częściowo napędzany przez zamożnych podróżnych rezygnujących z lotów komercyjnych na rzecz prywatnych odrzutowców w nadziei na uniknięcie zatłoczonych lotnisk i nagminnych opóźnień. Większość ludzi przylatujących do Rifle nie zostaje w tym miejscu. Podróżni na ogół szybko wyruszają do pobliskich górskich kurortów, takich jak Aspen czy Vail, prywatnymi samochodami, helikopterami i limuzynami.

Brian Condie, dyrektor lotniska z prawie 21-letnim stażem, zasiada także w radzie miasta Rifle jako zastępca burmistrza. Twierdzi, że nie przeszkadza mu to, iż ludzie nie zatrzymują się w jego mieście, ponieważ – jego zdaniem – opłaty wynikające z lądowań zasilają miejską kasę. Jednak mieszkańcy tacy jak Breslin uważają, że nie widzą bezpośrednich korzyści ekonomicznych. Zamiast tego – jak twierdzi Breslin – zwykli ludzie w Rifle, których nie stać na wynajęcie prywatnego odrzutowca, wspierają wystawny tryb życia bogatych, ponosząc jednocześnie największy ciężar związany z hałasem i negatywnym wpływem na środowisko naturalne.

Dynamika tej sytuacji była przedmiotem badań dr Amber Woodburn McNair, która jest adiunktem w dziedzinie planowania miejskiego i regionalnego na Uniwersytecie Stanowym Ohio oraz współpracowniczką Centrum Studiów Lotniczych OSU. Napięcia często wynikają z faktu, że znaczna część uprawnień decyzyjnych związanych z portami lotniczymi w USA spoczywa w rękach Federalnej Administracji Lotniczej (FAA), a jej głównym priorytetem jest zapewnienie skutecznego transportu dla ludzi biznesu.

– Domyślnym stanowiskiem FAA jest próba zapewnienia – w sposób bezpieczny – takiej liczby operacji i takiego rozwoju lotnictwa, jaki dyktuje rynek – twierdzi Woodburn McNair. Jej zdaniem budzi to obawy dotyczące tzw. sprawiedliwości środowiskowej. Zwykle ludzie, których dotykają takie zjawiska jak zwiększony hałas i znaczne zanieczyszczenie środowiska, nie mają w tego rodzaju sprawach zbyt wiele do powiedzenia.

Loty Elona Muska

Kiedy w 1925 roku otwarto lotnisko Rifle, było ono wykorzystywane głównie przez rolników opryskujących pobliskie pola. Dziś ma zupełnie inną klientelę. By przylecieć na lotnisko lub z niego wylecieć, pasażer musi zarezerwować prywatny lot czarterowy, którego koszt w obie strony wynosi od 10 do 47 tysięcy dolarów. Może też posiadać lub dzierżawić własny samolot, którego koszt może być bardzo zróżnicowany i często wynosi kilka milionów dolarów.

Obecna popularność tego obiektu wśród pilotów i bogatych podróżników wynika z kilku powodów. Pas startowy jest uważany przez pilotów za bezpieczniejszy niż pobliskie lotnisko Aspen-Pitkin. Nie obowiązują tu też żadne wymogi bezpieczeństwa komercyjnego ani ograniczenia hałasu. Ruch lotniczy do Aspen i Eagle jest często kierowany do Rifle w dni o dużym natężeniu lotów lub podczas złych warunków pogodowych. W przeciwieństwie do Aspen, w Rifle nie obowiązują ograniczenia godzin lotów, co oznacza, że pasażerowie mogą przylatywać i wylatywać o każdej porze dnia i nocy.

Zdaniem specjalistów zgodnie z obecnymi przepisami roczna liczba operacji na lotnisku Rifle może wzrosnąć ponad dwukrotnie. Lotnisko zajmuje powierzchnię 69 akrów, co przyciągnęło uwagę firm chcących wykupić hangary lotnicze w ramach inwestycji. Jeff Posey, dyrektor generalny Genesis Energy Ventures i właściciel Rifle Aviation LLC, zbudował w zeszłym roku dwa hangary na lotnisku Rifle za 3,6 miliona dolarów, by przejąć ruch rozprzestrzeniający się z lotnisk Aspen i Vail i dotrzymać kroku rosnącemu zapotrzebowaniu na hangary w całym kraju. Przechowuje tam dwa własne odrzutowce, a także wynajmuje przestrzeń innym pasażerom za dzienną opłatą. – Cena naszego hangaru podwoiła się w ciągu niecałego roku, ponieważ po prostu jest za mało tego rodzaju obiektów – twierdzi Posey.

Jednak wszystko to zdaniem Breslin i wielu innych lokalnych mieszkańców po prostu nie ma sensu. Tubylcy twierdzą, że nie można z małego, regionalnego lotniska zrobić bazy wypadowej dla bogaczy, ponieważ skutecznie niszczy to lokalną społeczność, zatruwa środowisko naturalne i naraża ludzi na nieustanny hałas. Niestety lotnisko w Rifle to tylko jeden przykład znacznie szerszego zjawiska. W całym kraju funkcjonuje tysiące małych i miejskich portów lotniczych, które obsługują wyłącznie lub głównie loty prywatne i korporacyjne, ale mają rozbudowaną infrastrukturę, taką jak pasy startowe, a są finansowane z pieniędzy publicznych.

Prosta matematyka bulwersuje. Elon Musk w 2022 roku odbył 171 lotów, co czyni go najbardziej aktywnym użytkownikiem prywatnych odrzutowców. Wszystkie wynikające z tych podróży opłaty i podatki mogłyby przynieść dodatkowe 4 miliony dolarów przychodów, co z kolei mogłoby oznaczać obniżenie cen biletów dla zwykłych pasażerów lub pomoc liniom lotniczym w płynniejszym przejściu na niskoemisyjną formę latania. Nic z tego. Bogacze są zwykle zwolnieni od tego rodzaju opłat. À propos, Musk lądował w Rifle wiele razy.

Krzysztof M. Kucharski

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama