No i masz, babo, placek! Nie dość, że przyszłoroczne wybory prezydenckie mogą przerodzić się w prawdziwy cyrk, to po stronie republikańskiej, gdzie nadal kłębi się kilku kandydatów, pojawił się nowy problem. Kandydaci Donald Trump i Nikki Haley oskarżyli swojego republikańskiego rywala, Rona DeSantisa, o rzekome noszenie wysokich obcasów i wkładek do butów, co ma w sumie sprawić, że wygląda on na człowieka wyższego niż w rzeczywistości jest.
Oczywiście DeSantis zaprzeczył, jakoby jego buty nie były standardowe oraz stwierdził, że nie jest człowiekiem niskim i nie musi dodatkowego wzrostu sobie potajemnie dodawać. Zaprzeczył tym samym jakimkolwiek manipulacjom obuwniczym i oświadczył, że podczas większości swoich występów w kampanii wyborczej woli „standardowe, gotowe do użycia, czarne buty marki Lucchese”. Podał też, że mierzy sobie 5 stóp i 11 cali, czyli 180 cm.
Jednak specjaliści są innego zdania. Trzech producentów eleganckiego obuwia powiedziało serwisowi Politico, że 45-letni gubernator Florydy niemal na pewno korzysta z wkładek i specjalnych obcasów, by dodać sobie kilka centymetrów. – Miałem do czynienia z politykami wiele razy – powiedział Zephan Parker z Parker Boot Company z siedzibą w Houston. – DeSantis nosi obuwie ze specjalnymi wkładkami; nie ma co do tego wątpliwości. Zwrócił uwagę na fakt, że w czasie wystąpień publicznych pan gubernator wygląda czasami dość dziwnie, ponieważ jego obuwie jest „nienaturalnie zakrzywione”.
Moim zdaniem DeSantis w czasie wieców nie tyle wygląda co brzmi dziwnie, przede wszystkim z powodu często wygłaszanych przez siebie radykalnych kwestii. Raz widziano go w czasie wizyty złożonej po ataku huraganu na Florydzie w kuriozalnych białych kaloszach, co zainspirowało wielu internetowych prześmiewców. Teraz jednak oskarża się go publicznie o fałszowanie własnego wzrostu, mimo iż polityk nie zamierza zapewne grać zawodowo w koszykówkę.
Ta fascynująca dyskusja budzi u mnie tylko jedno pytanie: co to kogo obchodzi i dlaczego ma znaczenie? A drugie, pokrewne pytanie, jest takie: czy rośli politycy przekuwają swój wzrost na korzyści polityczne? Odpowiedzi nie znam, ale faktem jest to, iż czasami światowi przywódcy i czołowi politycy uciekają się do przedziwnych zabiegów tylko po to, by światu wydawało się, że są w miarę wysocy. Wyjątkowo sprytnie swój niski wzrost ukrywał były prezydent Francji Nicolas Sarkozy. Choć miał 165 cm wzrostu, to gdy musiał pokazać się publicznie, sprawiał wrażenie człowieka trochę wyższego. Ponieważ wiedział, że niscy kiepsko wypadają przed obiektywem, poświęcał się i podczas wystąpień często przez długi czas stał na palcach. Dziwię się, że po swojej kadencji nie został baletnicą.
Trudno jest stwierdzić, czy wysokim politykom wiedzie się z natury rzeczy lepiej niż konusom. Natomiast faktem jest to, iż szereg różnych większych i mniejszych dyktatorów nie zdradzało i nie zdradza zbyt imponującej postury. Nikita Chruszczow miał 160 cm wzrostu, a Stalin, Lenin i Mussolini byli od niego tylko nieznacznie wyżsi. Putin ma 170 cm wzrostu, a jego zaufany pajac, Miedwiediew, tylko 162, podobnie jak Kim Dżong Un. Były chiński przywódca, Deng Xiaoping, był 144-centymetrowym krasnalem, choć kiedyś Meksykiem rządził Benito Juárez, którego czubek głowy od ziemi odstawał jedynie na 137 centymetrów. Pan prezes Jarosław Kaczyński, który bywa czasami obiektem żartów na temat swojej urokliwej niskości, w gruncie rzeczy mierzy 168 cm (bez kapelusza), a zatem nie jest ani olbrzymem, ani też Pigmejem.
Najniższą monarchinią była królowa Wiktoria (145 cm), a w starożytnym Egipcie Cleopatra VII dotarła z trudem do poziomu 150 cm, ale wtedy ludzie ogólnie rzecz biorąc byli znacznie niżsi niż dziś. Z drugiej strony politycy i przywódcy rośli nie zawsze się sprawdzają. Wszyscy ostatni prezydenci USA począwszy od Ronalda Reagana byli wysocy, ale nie wszystkim się dobrze wiodło. Obecnie najwyższym przywódcą państwowym świata jest prezydent Serbii, Aleksandar Wucic, który ma prawie 2 metry wzrostu, ale umizguje się do putinowskiej Rosji i nie jest zbyt efektywnym liderem.
Wszystko to sugeruje, że wzrost w polityce nie ma większego znaczenia, co jednak nie zmienia faktu, iż liczni politycy się tym aspektem swojego wyglądu nadmiernie przejmują. Tymczasem jeśli istotnie okaże się, że Ron Desantis chodzi na jakichś specjalnych, ukrytych obcasach, to być może nie tym się powinien przejmować. Przy okazji swojej obuwniczej mini afery ujawnił, jaką firmę produkującą buty preferuje. Z chorobliwej ciekawości zajrzałem do internetowej witryny Lucchese i w ten sposób się dowiedziałem, że najtańsze buty kosztują tam około 400 dolarów, a wiele innych sprzedaje się za więcej niż 15 setek. Tak zwany przeciętny wyborca zwykle niezbyt przychylnie patrzy na ludzi, którzy chcą ich reprezentować, a zdradzają rozrzutność i upodobanie do luksusów.
Prawidłową postawę wobec swojego niedostatku wysokości zachowuje obecny prezydent Irlandii, Michael D. Higgins, który ma 159 cm wzrostu i często wygląda jak typowy irlandzki leprechaun, któremu ktoś ukradł zielony strój. Higgins nie tylko się swoją posturą nie przejmuje, ale często wygłasza na ten temat żarty. Jestem pewien, że on żadnych specjalnych wkładek do butów nie stosuje, a obuwie kupuje w zwykłych sklepach. W swoim czasie irlandzki prezydent zażądał, by jego roczne rządowe uposażenie zostało zmniejszone z 325 tysięcy euro do 250 tysięcy. Zanim został prezydentem, Higgins przez pewien czas był wizytującym profesorem w Southern Illinois University. Podobno z trudem wystawał ponad mównicę, ale się tym nie przejmował. Dedykuję ten przykład DeSantisowi.
Andrzej Heyduk