Październik jest dla katolików miesiącem modlitwy różańcowej. Jest zaproszeniem i zachętą do tego, żeby codziennie odmówić, albo lepiej, pomodlić się na różańcu. Sam różaniec jest jak licznik, który odmierza poszczególne tajemnice: radosne, światła, bolesne i chwalebne. I podobnie jak wiele innych rzeczy, może być jedynie ozdobą. Są tacy, co wieszają go na lusterku w samochodzie i traktują niczym talizman bezpieczeństwa. Są inni, którzy noszą go na piersi jak łańcuszek albo mają owinięty wokół dłoni. Czasami leży gdzieś na półce lub w szufladzie czy innym miejscu, zapomniany. W wielu miejscach wkłada się go także do trumny zmarłej osobie, owijając nim starannie zastygłe ręce. Niewiele to niestety znaczy, jeśli różaniec tylko jest jako zwykły przedmiot. On jednak jest przede wszystkim po to, aby pomagał w modlitwie, był jej drogą, przypominał o tym, że można nią iść ku Bogu przez Maryję. Ona jest tu jakby przewodniczką i wierną towarzyszką, mamą trzymającą swoje dzieci za ręce czy jest dobrze, czy źle. Inaczej będzie to tylko kolejny przedmiot, być może przypominający o czymś, jednak bez wartości, chyba że jest wykonany ze złota lub innego cennego materiału. Podobnie jak Pismo święte jest zbiorem książek, póki nie jest czytane.
Październik jest zatem miesiącem szczególnego zaproszenia do modlitwy różańcowej skierowanym przede wszystkim do tych, którzy bardzo sporadycznie go odmawiają lub jest im zupełnie obcy. Wielu przecież katolików modli się na różańcu często, a nawet codziennie. Są tacy, co odmawiają go kilkakrotnie każdego dnia. Bo różaniec jest modlitwą, która ma swoją niepowtarzalną głębię. Poszczególne części są wprowadzeniem w medytację życia Pana Jezusa, w którym jest zawsze obecna, często bardzo dyskretnie, Jego Matka. Równocześnie rozważając każdą tajemnicę, łatwo można zauważyć, jak wpisują się w nie różne chwile i momenty naszego życia. Od lat dziecięcych towarzyszy mi piosenka: „Jak paciorki różańca, przesuwają się chwile, nasze smutki, radości i blaski, a Ty Bogu je zanieś, połączone w różaniec, Święta Panno, Maryjo pełna łaski”. Tak to jest. Te chwile życia są różne i zdecydowanie lepiej jest wplatać je w modlitwę czy też omadlać niż zostawać z nimi sam na sam. Nie chodzi bynajmniej tylko o te trudne momenty. Oczywiście, wtedy zdecydowanie łatwiej jest się modlić, jednak jeśli jest się z Panem Bogiem w bliskiej relacji i w takiej jest się też z Matką Bożą, wtedy dobrze jest dzielić się także tym, co radosne, co powszednie i co szczęśliwe. Jak przyjaciel z przyjacielem.
W ostatnich latach wśród Polaków stała się znana tak zwana „Nowenna Pompejańska”. Jej nazwa prowadzi do sanktuarium Matki Bożej w Pompejach koło Neapolu we Włoszech. To tam jest dziś błogosławiony włoski adwokat, społecznik i wychowawca, Bartolo Longo. Zanim przeżył nawrócenie, miał w życiu okres wielkiego zagubienia, kiedy to nawet został oficjalnie kapłanem szatana w sekcie spirytystycznej. Był bliski obłędu. Wtedy to dzięki przyjaciołom udało mu się wyrwać z sieci sekty i odbywając pokutę, odkrył modlitwę różańcową i jej moc. Od tamtej chwili stał się wielkim propagatorem różańca. To on stoi u początku nowenny pompejańskiej. Nowenny to modlitwy na dziewięć kolejnych dni. Maryja wskazała, aby odmawiać trzy nowenny błagalne i dziękczynne, to – z prostego rachunku matematycznego – wynika, że ta „nowenna” trwa łącznie 54 dni. Jest sporym wyzwaniem. Wciąż jednak powiększa się grono tych, którzy ją odmawiają.
Lubię modlić się na różańcu. Często towarzyszy mi, kiedy jestem w drodze lub spaceruję. W październiku jednak lubię modlić się wspólnie z innymi, w czasie nabożeństwa w kościele czy kaplicy. W ogóle lubię modlić się we wspólnocie. Mam wtedy świadomość, że jesteśmy razem, że ta modlitwa nas łączy ze sobą, jesteśmy sobie bliscy. Każde nabożeństwo odprawiane w kościele w ciągu roku, jak na przykład „majowe”, Droga krzyżowa, Gorzkie Żale, Godzinki czy różaniec, mają swoją szczególną wymowę, kiedy są modlone razem. Dlatego też lubię październik z jego rozważaniami poszczególnych części i tajemnic różańcowych. Są na tych nabożeństwach także wyjątkowe dla mnie momenty, kiedy kolejną dziesiątkę odmawia któreś z dzieci lub wszystkie razem. To porusza bardzo, bo ci najmłodsi już podejmują tę niełatwą, a może nawet dla wielu nudną modlitwę.
Różaniec można przyrównać do drogi, do liny pozwalającej bezpiecznie piąć się w górę lub iść na krawędzi przepaści i jeszcze do wielu innych obrazów. Jakby nie było, jednak jest to też forma modlitwy wstawienniczej. Kiedy Maryja objawiając się dzieciom w Fatimie, prosiła o to, by codziennie odmawiać różaniec, mówiła to w kontekście wojen i zagłady, które one niosą. Przypomniała o różańcu jako modlitwie o pokój. Powiedzieć, że czasy, w których żyjemy, są niespokojne, to powtórzyć dobrze znany slogan. Te czasy są znowu w historii niezwykle trudne. To stan wojny, krwawej, niszczycielskiej, bezwzględnej, w wielu miejscach świata. Najnowsza wojna w Izraelu staje się kolejnym zapalnym punktem nie tylko gdzieś tam, ale dla całego świata. Trudno jest patrzeć na cierpiących niewinnych ludzi, cywilów, wśród których tak wiele dzieci i matek. Ich krzyk i płacz, ból i nieopisane cierpienie, a także nieustanny strach. To jest nieludzkie! Po obu stronach każdego konfliktu zbrojnego cierpią i giną niewinni ludzie. Czy to w Ukrainie, czy w Izraelu, czy w innych miejscach świata. Nie wystarczy potępić działań wojennych, wyrazić swoją dyplomatyczną opinię. To z punktu widzenia wiary stanowczo za mało! Trzeba podjąć modlitwę, a nawet jeszcze post w intencji rychłego zakończenia wojen i pokoju. Potrzeba konkretnego towarzyszenia duchowego i pomocy materialnej cierpiącym, niewinnym ludziom bez względu na to, jaką wyznają religię. Modlitwa o pokój musi być ponad wszelkimi podziałami!
To nie tylko Izrael, którego sojusznikami są wielkie państwa, to także ludzie żyjący i cierpiący po stronie Strefy Gazy i w innych miejscach, będący zakładnikami terroru. Nikt nie wie, ile to jeszcze krwi i męczeństwa pochłonie. Jest to kolejne miejscem, gdzie piekło wystąpiło do walki, a szatan pęta kolejnych przywódców i ich poddanych. Nie można nie patrzeć na to wszystko bez perspektywy duchowej, bo ona jest. Dlatego modlitwa i post są tak bardzo dziś potrzebne oraz świadome przyłączenie się do tej walki w wymiarze duchowym. Nie można pozostawać biernym. Wojna dzieje się obok nas, blisko, a także często jest w nas. Świadczy o tym nienawiść, zawiść, zazdrość, chęć odwetu.
Wspólna modlitwa ma swoją szczególną wartość. Trzeba zatem ją podjąć i włączyć się w to wielkie wołanie o pokój i bezpieczeństwo dla tych, którzy są przecież tak jak my, ludźmi, naszymi braćmi i siostrami.
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.