Coś mocno zatrzeszczało w stosunkach między Warszawą a Kijowem. W tle ujawnionych konfliktów interesów (sprawa embarga na zboże) pozostają wciąż demony historii.Uhonorowanie członka SS Galizien w Kanadzie stanowi czarną kartę w historii parlamentaryzmu krajów wolnego świata. Po tym incydencie propagandyści z Kremla musieli otwierać butelki z szampanem. Trudno było o lepsze potwierdzenie rosyjskiej linii narracyjnej o zwalczaniu rzekomego ukraińskiego „nazizmu”.Parlament Kanady zgotował Jarosławowi Hunce, weteranowi SS Galizien, który wyemigrował do Kanady owację na stojąco. Został nazwany „ukraińskim i kanadyjskim bohaterem”, który walczył z Rosją podczas II wojny światowej.
Jeśli nie parlamentarzyści, to na pewno obecny na sali Wołodymyr Zełenski, który także bił brawo, musiał wiedzieć, że to tylko połowa prawdy. Ta druga połowa jest już dużo mroczniejsza. 98-letni weteran podczas II wojny światowej służył w szeregach 14. Dywizji Grenadierów SS, a jednostka Hunki, była odpowiedzialna za mordowanie między innymi Żydów i Polaków. Do formacji tej wstępowali dobrowolnie ukraińscy ochotnicy z Galicji. Według Centrum Szymona Wiesenthala dywizja „była odpowiedzialna za masowe morderstwa niewinnych cywilów z niewyobrażalnym poziomem brutalności i złośliwości”. Dla Ukraińców formacja ta jest jednak częścią mitu założycielskiego państwa ukraińskiego. Żołnierze tej formacji są na Ukrainie, szczególnie w jej zachodniej części, uważani za bohaterów i patriotów. I nie tylko na Ukrainie, czego dowodem może być przykład pomnika Waffen-SS Galizien na ukraińskim cmentarzu Oakville w niedalekim Ontario, o licznych upamiętnieniach UPA nie wspominając.
Po incydencie zaprotestowały środowiska żydowskie i polskie, w tym Kongres Polonii Kanadyjskiej. Wymieniono też oficjalne noty dyplomatyczne.Spiker (przewodniczący) Izby Gmin Anthony Rota zapłacił za swój błąd stanowiskiem. Wziął winę na siebie, ale odium spadło na cały parlament i rząd Kanady. Przeproszono jednak tylko Żydów, o Polakach i przedstawicielach innych nacji nie wspominając.Z wizerunkowego punktu widzenia trudno o większy błąd w polityce historycznej. Owacja w Ottawie musiała wzbudzić ekstatyczną radość w Moskwie. Kremlowskiej machinie propagandowej dano do ręki nową broń, z której już z satysfakcją korzysta.Incydent w Ottawie zbiegł się z ochłodzeniem stosunków polsko-ukraińskich w związku z przedłużeniem przez Warszawę embarga na import zboża. Na szczyt ministrów spraw zagranicznych UE wysłano z Polski tylko podsekretarza stanu. Prokuratorzy Instytutu Pamięci Narodowej rozpoczęli analizę tomów akt dotyczących zbrodni na 800 obywatelach polskich w Hucie Pieniackiej z lutego 1944, aby ustalić, czy Hunka nie odegrał w niej jakiejś roli. Była to największa zbrodnia przed zbrodnią dokonaną przez SS „Galizien”, ale na liście znajdują się także wypadki w innych miejscowościach: Iwoniczu, Chodaczkowie Wielkim, Prehoryłe i Smoligowie. Zaczęto nawet wspominać o możliwości ekstradycji 98-latka do Polski.
Paradoksalnie jednak sprawa Hunki może stanowić otrzeźwienie dla wszystkich, którzy uważają, że w imię sojuszu i poparcia dla Ukrainy trzeba ulec historycznej amnezji. Z chwilą agresji Rosji na Ukrainę odłożono na bok spory o przeszłość. Starano się wytłumić głosy domagające się rozliczenia rzezi wołyńskiej i innych zbrodni popełnionych na Polakach w ostatnich latach wojny. Postanowiono też nie naciskać na ekshumacje ofiar. Sprawa Hunki przypomniała jednak, że od rozliczenia się z przeszłością nie da się uciec. Pokazała też, jak płytka jest wiedza historyczna obecnego pokolenia – im dalej od Europy Środkowej, tym bezmiar ignorancji jest większy. Owacje dla Hunki i reakcje świata powinny jednak być sygnałem dla strony ukraińskiej (i także polskiej w kontekście np. rozliczenia akcji „Wisła”), że nie ma zgody na wybielanie historii. A prawdziwe pojednanie zaczyna się od rozliczenia się z przeszłością – budowania własnej narodowej tożsamości na wzorcach i mitach, które nie budzą sprzeciwu wśród potomków ofiar.
Tomasz Deptuła
Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.