Przed kilkoma tygodniami felietonista dziennika The New York Times David Brooks umieścił tweet ozdobiony zdjęciem hamburgera, garści frytek, trzech opakowań ketchupu Heinz i kieliszka whisky: „Ten posiłek na lotnisku w Newarku kosztował mnie 78 dolarów”. Być może dlatego tak wielu Amerykanów uważa, iż gospodarka jest w fatalnym stanie, mimo że w rzeczywistości nie jest tak źle…
Szokujące rachunki
Brooks zwrócił w ten sposób uwagę na dość oczywisty fakt, znany niemal każdemu podróżnemu. Ceny napojów i żywności na amerykańskich lotniskach bywają astronomiczne, a konsumenci są często zszokowani rachunkami. Być może jednak wyższe ceny są w jakimś stopniu uzasadnione, co wyjaśnia Blaise Waguespack, profesor na Uniwersytecie Embry-Riddle, specjalizujący się w badaniu branży podróży lotniczych.
Waguespack wyjaśnia, iż w przeszłości mieliśmy do czynienia z sytuacją monopolistyczną. Na lotniskach była zwykle obecna jedna tylko firma, która kontrolowała przestrzeń handlową w całym obiekcie. Teraz jest zupełnie inaczej. Lotniskami nadal zarządzają podmioty rządowe – władze lokalne i powiatowe oraz władze lotnicze – a wszystkie te organizacje zdają sobie doskonale sprawę z wartości tej przestrzeni, którą wynajmuje się wielu firmom, co oznacza ostrą konkurencję.
Pasażerowie rzadko zastanawiają się nad tym, czego potrzeba, by żywność i napitki przedostały się spoza lotniska do środka obiektu. Głównie chodzi o tak zwany łańcuch dostaw. Z konieczności na lotniskach jest on zupełnie inny od tego, który dominuje w normalnych barach i restauracjach. Na chicagowskim O’Hare nie widać nigdzie ciężarówek parkujących przy terminalu w taki sam sposób, w jaki mogłyby podjechać pod lokalny McDonald’s.
Istnieje cały proces zapewnienia bezpieczeństwa dostaw na lotniska. Pracownicy lotniskowych restauracji muszą przejść proces identyfikacji i sprawdzenia przeszłości, co wiąże się z dodatkowymi kosztami. Istnieje również wiele problemów strukturalnych. Niektóre lotniska przez długi czas nie pozwalały na obecność Burger Kingów w portach lotniczych, ponieważ używano w nich gazowych grillów, a nie sprzętu elektrycznego, który jest tu wymagany.
Ponadto lotniskowe placówki gastronomiczne nie mają zbyt wiele miejsca do przechowywania czegokolwiek, a zatem muszą korzystać z jakichś centralnych magazynów. Niektóre lotniska posiadają centralny magazyn dystrybucyjny – do wspólnego użytku – gdzie wszyscy sprzedawcy mają własne szafy i chłodnie z zaopatrzeniem. Być może raz wieczorem i raz rano lotnisko umożliwia uzupełnianie tych szaf. Oczywiście za posiadanie takich magazynów trzeba płacić. Trzeba też płacić za wynajem lokalu do prowadzenia działalności, a ceny są zwykle wyższe od oferowanych poza lotniskami.
Jeśli chodzi o same ceny napojów i żywności, ich wysokość musi w sobie zawierać mniej więcej 15 proc. zysku dla samego lotniska, a nie dla sprzedawcy, co wyjaśnia w pewnej mierze, iż kufel piwa może tam kosztować do 20 dolarów. Ponadto lotniska podejmują ostatnio wysiłki, by stać się miejscami bardziej butikowymi i ekskluzywnymi. Na lotnisku w Austin znajduje się obecnie wiele barów oferujących wyższej jakości piwa, a w zasięgu wzroku nie ma McDonald’sa. W Atlancie był kiedyś lokal Checkers, ale dziś go już nie ma. Teraz jest w tym samym miejscu Smashburger, w którym nie można zjeść hamburgera z frytkami i napojem w cenie poniżej 20 dolarów.
Zniewoleni konsumenci
Są też inne czynniki, które w pewnej mierze uzasadniają niezwykle wysokie ceny na lotniskach. Ponieważ porty lotnicze mają wyraźnie ograniczoną przestrzeń, konkurencja między poszczególnymi firmami jest ograniczona, a to sprzyja pewnej dowolności, jeśli chodzi o ustalanie cen. Jest też tzw. czynnik wygody: podróżnym zwykle zależy na czasie, gdy przebywają na lotnisku. Mogą się spieszyć na samolot lub mieć ograniczony czas przesiadek.
Firmy lotniskowe korzystają z tego skwapliwie, pobierając wyższe ceny, ponieważ klienci są skłonni zapłacić więcej za natychmiastowy dostęp do żywności i napojów. Pasażerów na lotniskach często uważa się za tak zwanych zniewolonych konsumentów. Mają ograniczone możliwości spożywania posiłków, a ponieważ nie mogą łatwo opuścić bezpiecznych obszarów obiektu, są bardziej skłonni do płacenia wyższych cen za wygodę spożywania posiłków na terenie terminalu.
W sumie zatem raczej nie można liczyć na to, że ceny lotniskowe spadną lub staną się bliższe cenom ulicznym. Jednak eksperci są zgodni co do tego, że pewne reformy całego tego systemu są konieczne. Pojawił się pomysł, by wszystko, co można kupić na lotnisku, mogło odpowiadać kosztowi tego samego produktu poza nim. Przykładowo, na lotnisku w Baltimore wszędzie są wywieszki o tym, iż placówki gastronomiczne oraz sklepy nie sprzedają niczego po zawyżonych cenach. Nie jest to jednak do końca prawda, gdyż realia działania w portach lotniczych zawsze będą wymagać stosowania mniej więcej 10-procentowej marży. Jednak cena wyższa tylko o 10 proc. stwarza szansę na wyzwolenie się od koszmaru dość nędznych posiłków za prawie 80 dolarów.
Chociaż ceny żywności na lotniskach pozostaną zapewne wysokie, podróżni nadal mogą znaleźć bardziej przyjazne dla budżetu opcje, decydując się na restauracje szybkiej obsługi lub przynosząc na lotnisko własne przekąski i posiłki, by zaoszczędzić na kosztach. Ponadto niektóre lotniska pracują nad zapewnieniem szerszej oferty lokali gastronomicznych w różnych przedziałach cenowych, co ma zaspokoić potrzeby różnych budżetów podróżnych.
Obecnie ceny są takie, że na chicagowskim O’Hare małe piwo kosztuje 8 dolarów, a średnia cena posiłku na dwie osoby wynosi około 90 dolarów. Niestety na spadek tych cen nie można liczyć, ale dobrze jest wiedzieć, skąd się one biorą.
Andrzej Malak