Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 27 września 2024 08:19
Reklama KD Market

Lwy na Wawelu

Lwy na Wawelu
Lwy z menażerii Władysława Jagiełły
początkowo zostały umieszczone na zamku wawelskim
w pobliżu baszty Lubranki (fot. Wikipedia)

Już w czasach starożytnych zwierzęta odgrywały dużą rolę w budowaniu prestiżu władcy. Zwłaszcza lwy postrzegano jako stworzenia królewskie. Mogli na nie polować tylko władcy. Potężnemu królowi Asyrii, który w VIII stuleciu przed Chrystusem zbudował pałac w Niniwie, nie wystarczała sama obecność żywych lwów. Otaczał się ponadto płaskorzeźbami z podobiznami tych wspaniałych dzikich kotów...

Egzotyczne menażerie

W czasach rzymskich zbezczeszczono lwy. Wykorzystywano je, podobnie jak i niedźwiedzie, do walk z gladiatorami. Nierzadko nawet wprost obsadzano w roli katów, by rozszarpywały więźniów na oczach widzów. U Rzymian większym poważaniem cieszył się orzeł, który był uważany za ptaka Zeusa. Podczas pogrzebów cesarzy wypuszczano orła jako symbol duszy imperatora ulatującej do nieba.

Dokładnie nie wiadomo, gdzie w Europie, poza Rzymem, pojawiły się pierwsze menażerie z dzikimi, miejscowymi i egzotycznymi zwierzętami. Jedną z pierwszych znanych była menażeria cesarza niemieckiego Karola Wielkiego (VIII wiek). Miał w niej pierwszego, od czasu upadku Rzymu, słonia afrykańskiego. Poza tym hodował lwy, niedźwiedzie, małpy, wielbłądy, orły, jastrzębie i wiele egzotycznych ptaków.

Prawdopodobnie nasz Piast, Mieszko I, też miał małą menażerię. Wiemy, że u schyłku X stulecia Mieszko podarował cesarzowi Ottonowi III wielbłąda dwugarbnego. Raczej nie było to jedyne zwierzę w jego egzotycznej menażerii. Rzadkie okazy dostawał z Azji w zamian za niewolników. Mieszko I parał się bowiem i tym procederem. O jego darze dla cesarza zrobiło się głośno na dworach europejskich. Wielbłąd dwugarbny to był rarytas wśród zwierząt. Mieszko I, można zauważyć, doskonale wiedział, jak zrobić sobie reklamę w ówczesnej Europie.

Król francuski Ludwik XVI (XVIII wiek) przeznaczył na menażerię dużą część wersalskich ogrodów. Ponieważ ulegał wpływom często zmieniających się kochanek, w ogrodzie wersalskim najwięcej było egzotycznych ptaków, kolorowych i śpiewających. Jednak dla Ludwika XVI ważniejsze niż dzikie zwierzęta były konie i psy. W swojej królewskiej stajni trzymał 2 tysiące koni i 300 psów gończych.

Skok z wieży

W pierwszej menażerii na Wawelu, w ogrodach, też trzymano głównie ptaki – czyżyki, skowronki, słowiki i przede wszystkim papugi. Najcenniejsze papugi, z Brazylii, kupowano od portugalskich kupców. Były bardzo drogie. Jest odnotowany przypadek, kiedy to niezbyt uważny opiekun ptaszarni dopuścił do tego, że jedna z papug wyzionęła ducha. Opiekun tak się przestraszył możliwych konsekwencji, że wyskoczył z okna wieży.

Za Jagiellonów pojawiły się pierwsze w Polsce menażerie z dzikimi zwierzętami. Można je było oglądać jak w dzisiejszych ogrodach zoologicznych. Ale wcześniej polscy władcy i arystokraci budowali zwierzyńce, w których zwierzęta żyły jak na wolności. I tam możnowładcy polowali na nie, gdy nie chciało się im zagłębiać w las. Największy zwierzyniec znajdował się w Niepołomicach koło Krakowa. Był to duży, ogrodzony wycinek puszczy, gdzie trzymano takie gatunki łowne jak żubry, łosie, jelenie, zające.

Zamek w Niepołomicach zbudował jeszcze król Kazimierz Wielki, który uwielbiał polowania. Podczas jednego z polowań koń króla Kazimierza potknął się i upadł. Król został ciężko ranny. W ranę wplątała się gangrena, wówczas trudna do wyleczenia. I wielki władca zmarł przedwcześnie w wieku 60 lat. A biorąc pod uwagę chutliwość króla, Kazimierz mógłby jeszcze mieć dzieci i na nim nie zakończyłaby się wielka dynastia Piastów.

Królowa Bona, która również była miłośniczką polowań, została podczas łowów zaatakowana przez niedźwiedzia, przez co poroniła. Z jej inspiracji zamek w Niepołomicach został rozbudowany. Bona urządziła tam ogród we włoskim stylu, geometryczny. Lecz wciąż przede wszystkim był to zamek myśliwski. W Puszczy Niepołomickiej nie brakowało zwierząt.

Marzenie Jagiełły

Władysław Jagiełło, który więcej czasu spędzał na polowaniach w litewskich lasach niż na urzędowaniu na Wawelu, zamarzył o lwach. Do wizerunku wielkiego króla, uznał, brakowało mu tylko lwów w swojej menażerii. Kilka lat starał się o nie. Lwy mógł sprowadzić z Florencji. W późnym średniowieczu ta metropolia kupiecka stała się największym eksporterem królewskich zwierząt, które symbolizowały rangę monarszą.

W kancelarii Władysława Jagiełły zachował się list z 1406 roku od rady miasta Florencji. Florentczycy poinformowali, że na skutek gorących i uprzejmych próśb posła jego królewskiej mości zgodzili się wydać na imię Jagiełły jednego lwa z lwicą. Były to, jak pisali, „lwy florenckie i dosyć, na ile natura pozwala, oswojone”. W liście znajdowały się także wskazówki dotyczące opieki nad lwami. Przede wszystkim florenccy rajcy ostrzegali, że lwom nie sprzyja zimno i jeśli Jagiełło chce, aby okazy wydały potomstwo, należało baczyć, żeby chowano je w ciepłym miejscu.

Król Jagiełło zadbał o wielkie koty. W rachunkach królowej Jadwigi i Jagiełły znajduje się informacja o utrzymywaniu dozorcy królewskiej menażerii. Lwy początkowo zostały umieszczone na zamku wawelskim w pobliżu baszty Lubranki. Później zamieszkały w osobnym budynku zwanym Rabsztynem.

Lwy florenckie wydały potomstwo i przez cały okres jagielloński znajdowały się w królewskim posiadaniu.

Ryszard Sadaj


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama