Antyimigracyjna licytacja w debacie republikańskich kandydatów na prezydenta
Wysłanie amerykańskich żołnierzy na południową granicę, masowe deportacje imigrantów bez ważnego statusu, budowa muru granicznego za pieniądze zaoszczędzone na zmniejszeniu pomocy dla Ukrainy – takie propozycje pojawiły się podczas ubiegłotygodniowej debaty ośmiorga polityków Partii Republikańskiej mających ambicje prezydenckie. Do Milwaukee nie przyjechał jednak lider sondaży i były prezydent Donald Trump, który swój program imigracyjny ogłosił kilka dni wcześniej.
W zgodnej opinii komentatorów żadnemu z kandydatów biorących udział w debacie nie udało się zabłysnąć na tyle, aby porwać swoją charyzmą wyborców i stworzyć realną alternatywę dla Donalda Trumpa. Debatę bez głównego faworyta można by było więc zignorować, gdyby nie to, że już za kilka miesięcy zacznie się prawdziwa walka o prezydencką nominację. Opinie wygłaszane przez kandydatów, nawet niemających szansy na końcowy sukces, nadawać będą ton kampanii wyborczej i wpłyną na kształtowanie programu Partii Republikańskiej. Program ten wezmą zaś pod uwagę wyborcy, którzy podejmą decyzję w listopadzie przyszłego roku.
Granica? Wina Bidena
Wśród Republikanów panuje konsensus co do tego, że południowa granica nie jest wystarczająco chroniona i że odpowiedzialność za ten stan rzeczy spoczywa na administracji Joe Bidena. Ta narracja przynosi GOP konkretne zyski w sondażach wyborczych. Podczas debaty kandydaci chcieli brzmieć jak najbardziej twardo i nie ustępować temu, co proponuje w swoim programie wielki nieobecny republikańskiej debaty – Donald Trump.
Stąd można zrozumieć deklaracje Rona DeSantisa wysłania wojska na granicę, a nawet poza nią, w celu zwalczania karteli narkotykowych. Inni kandydaci także poparli wzmocnienie południowej granicy żołnierzami służby czynnej. Jedyny stonowany głos pochodził od Asy Hutchinsona, który zauważył, że Straż Graniczna i inne służby posiadają uprawnienia do użycia broni, a opcja wykorzystania wojska powinna być traktowana jako ostateczność. Siły zbrojne można by było natomiast wykorzystać przy gromadzeniu danych wywiadowczych dotyczących funkcjonowania karteli. „Powinniśmy stosować presję ekonomiczną (wobec Meksyku). Użycie sił zbrojnych powinno mieć ograniczony charakter” – mówił. Hutchinson wiedział, o czym mówi jako były gubernator Arkansas, a za czasów George’a W. Busha szef Drug Enforcement Administration (DEA). Wiadomość ta nie przebiła się jednak podczas debaty. Kandydaci opowiadający się za „wysłaniem oddziałów na granicę” nie wyjaśnili także, w jaki sposób wojsko miałoby operować jednostronnie na terytorium suwerennego Meksyku i zwalczać tam przestępców narkotykowych.
Dużo głośniej przebrzmiała zapowiedź senatora z Karoliny Południowej Tima Scotta skończenia projektu budowy muru granicznego za 10 miliardów dolarów. Z kolei były gubernator New Jersey Chris Christie opowiedział się za masowymi deportacjami nieudokumentowanych cudzoziemców już mieszkających na terytorium USA. Powtórzył stary argument, że osoby wjeżdżające lub mieszkające w USA nielegalnie nie powinny być za to wynagradzane, przecinając jakiekolwiek spekulacje o możliwości uregulowania statusu milionów nieudokumentowanych cudzoziemców.
Uczestnikiem debaty był także były wiceprezydent Mike Pence, który po stronie swoich zasług zapisuje między innymi wynegocjowanie z Meksykiem rozporządzenia „remain in Mexico” zmuszającego setki tysięcy migrantów do oczekiwania na przesłuchanie w sprawie azylu po południowej stronie granicy. Podczas debaty pojawiły się głosy domagające się przywrócenia tej praktyki.
Pieniądze na granicę zamiast na Ukrainę?
Podczas debaty nie pojawiły się też pomysły zreformowania systemu imigracyjnego, ograniczono się jedynie do propozycji działań doraźnych, w związku z trwającym kryzysem granicznym. Kandydaci DeSantis i Vivek Ramaswamy domagali się m.in. zmniejszenia pomocy dla Ukrainy i przekierowania pieniędzy na wzmocnienie wysiłków w celu powstrzymania napływu migrantów przez południową granicę. „Wysyłacie pieniądze, ale nie robicie tego, co do was należy na południowej granicy” – oskarżał administrację DeSantis. Jego zdaniem działania, jakie należy podjąć, muszą być stanowcze, ponieważ „kartele (narkotykowe) zabijają dziesiątki tysięcy naszych obywateli”, ale nawet przy tak jastrzębiej postawie stworzenie z Ukrainy zakładnika sytuacji na południowej granicy nie wydaje się dobrym pomysłem.
Ostra retoryka w sprawach imigracyjnych stwarza poważne problemy dla Demokratów. Bezpieczeństwo granicy jest tematem, na którym można politycznie sporo zyskać nie tylko wśród twardej bazy wyborców republikańskich, ale także wśród umiarkowanych wyborców. Innym powodem jest paradoks: nawet w takich stanach jak Arizona, Floryda, Newada czy Teksas, poparcie Latynosów dla republikańskich kandydatów waha się w granicach 35-50 proc. Było to widoczne podczas wyborów gubernatorskich w Arizonie, Teksasie i na Florydzie.
Pomieszanie pojęć
Krytycy ostatnich propozycji Republikanów dotyczących południowej granicy mówią o pomieszaniu faktów i pojęć. Nielegalnych imigrantów niesłusznie utożsamia się z przemytnikami narkotyków, co ma usprawiedliwiać twarde traktowanie tych pierwszych. Tymczasem twarde statystyki potwierdzają, że większość zakazanych substancji trafia do USA przez legalne przejścia graniczne i porty morskie w formie zwykłego przemytu. Właściwszym rozwiązaniem byłoby więc tu zainwestowanie w dodatkowy sprzęt pozwalający na przechwytywanie narkotykowej propagandy. Dużo efektywniejszym od organizowania (na razie w sferze werbalnej) rajdów na terytorium Meksyku z pogwałceniem prawa międzynarodowego byłoby zapewne zacieśnienie współpracy ze służbami południowego sąsiada, dla którego narkotykowe kartele są poważniejszym zagrożeniem niż dla Amerykanów. Ale tego rodzaju deklaracje nie brzmiałyby wystarczająco twardo, aby zyskać poparcie twardego rdzenia GOP, który zwykle decyduje o wyborze kandydata na prezydenta. Wobec tego problemu stanowisko zajął faworyt wyścigu Donald Trump. Jego republikańscy konkurenci będą się mocno starać, aby go przelicytować. Z kolei kandydaci Partii Demokratycznej będą podczas kampanii uciekać od tego tematu, świadomi, iż można na nim więcej stracić niż zyskać.
Jolanta Telega[email protected]