Kiedy 1 lipca 2000 roku Tim Blackman otrzymał telefon, że jego 21-letnia córka Lucie zaginęła, początkowo w to nie uwierzył. Lucie i jej przyjaciółka Louise Phillips przeprowadziły się do Tokio, aby spędzić rok pracując i zwiedzając Azję. To miała być przygoda życia. Lucie marzyła o tym, aby podróżować po świecie, zanim podejmie studia i wkroczy w dorosłe życie…
Zaginiona hostessa
Rodzice nie sprzeciwiali się planom córki, wierząc, że jest na tyle odpowiedzialna i rozsądna, by zadbać o siebie. Lucie początkowo zatrudniła się jako stewardessa w brytyjskich liniach lotniczych, a po dwóch latach zdecydowała się na przeprowadzkę do Tokio. Minęło zaledwie kilka tygodni od rozstania z najbliższymi na londyńskim lotnisku, kiedy Lula, jak nazywała ją czule rodzina, nagle zniknęła, jakby zapadła się pod ziemię.
Tim dowiedział się o zaginięciu córki od jej przyjaciółki. Louise była zaniepokojona tym, że Lucie nie odezwała się po randce, na którą wybrała się dwa dni wcześniej. – Natychmiast pomyślałem, że musi być jakieś racjonalne wytłumaczenie, musi być jakiś powód, dla którego nie była w stanie się z nami skontaktować – wspominał Tim w dokumencie emitowanym w sieci Netflix.
Lucie pracowała jako hostessa w barze w rozrywkowej dzielnicy Roppongi w Tokio. Praca hostessy polegała na dotrzymywaniu towarzystwa bogatym klientom, których dziewczęta miały nakłaniać do wydawania w lokalu jak największej ilości pieniędzy. Niektóre z nich zgadzały się umawiać z klientami poza pracą, zwykle na kolację.
– Trudno wytłumaczyć, czym była praca hostessy, gdyż w Europie nie było czegoś takiego – wyjaśniała Louise w wywiadzie telewizyjnym. – Nie byłyśmy prostytutkami. Nasza praca polegała na dotrzymywaniu mężczyznom towarzystwa i nakłanianiu do kupowania nam drinków. Jeśli któraś z nas spotykała się z klientami po pracy, nikogo to nie interesowało.
W Roppongi pracowało dużo młodych Europejek, Amerykanek i Australijek, które, jak Lucie i Louise, zachłystnęły się azjatycką kulturą i chciały spędzić trochę czasu w japońskiej stolicy. Blond dziewczęta zawsze miały wzięcie i dobrze zarabiały, dlatego część z nich zostawała w Japonii i pracowała nawet po wygaśnięciu wiz. – Wiedzieliśmy, że wiele dziewcząt pracuje tam nielegalnie – mówił jeden z prowadzących sprawę Lucie policjantów. – Jeśli działa im się jakaś krzywda, nigdy nam tego nie zgłaszały, bo wiedziały doskonale, że oznaczałoby to deportację. Co działo się w Roppongi, zostawało w Roppongi.
Gdzie jesteś, Lucie?
Louise zaczęła się martwić, kiedy Lucie nie wróciła na noc do domu i nie pojawiła się przez cały następny dzień. Co więcej, nie odbierała telefonów i nie odpisywała na wiadomości przyjaciółki. Sprawa stała się jeszcze bardziej niepokojąca, gdy dzień później Louise otrzymała telefon od nieznajomego, który twierdził, że Lucie dołączyła do sekty i nigdy więcej jej nie zobaczy. W tym momencie Louise postanowiła zadzwonić do rodziny Lucie i podzielić się swoimi obawami. Rodzina Blackmanów natychmiast poleciała do Japonii.
Na miejscu okazało się, że działania policji w sprawie zniknięcia dziewczyny były dość niemrawe. Tim był zdumiony, jak mało wysiłku podejmują japońscy detektywi w celu rozwiązania sprawy. Dopiero spotkany w brytyjskiej ambasadzie mężczyzna wyjaśnił mu, że japońska policja z zasady nie wszczyna śledztw w sprawach dotyczących „gaijin”, jak określa się tu cudzoziemców. Zasugerował, że nagłośnienie sprawy w mediach mogłoby zmusić ich do podjęcia bardziej intensywnych działań.
Tim posłuchał rady. Zorganizował konferencję prasową, informując o zaginięciu Lucie i apelując o pomoc w jej odnalezieniu. Wydrukowano tysiące plakatów, które rodzina Lucie rozlepiała po całym mieście. Jej twarz była widoczna wszędzie – w witrynach sklepów, na przystankach, na latarniach. Policja nie miała wyjścia – musiała rozpocząć bardziej energiczne działania. Jednak zdesperowanemu ojcu to nie wystarczało. W tym czasie do Japonii przybył ówczesny premier brytyjski, Tony Blair. Tim, dzięki pomocy ambasady, zorganizował spotkanie z Blairem. Opowiedział mu o zniknięciu córki i opieszałości japońskich władz. Premier obiecał mu poruszyć tę kwestię podczas spotkania ze swoim japońskim odpowiednikiem.
Interwencja brytyjskiego premiera pomogła. – Dotychczas do takich spraw delegowano 3-4 funkcjonariuszy. W tym przypadku do pracy skierowano kilkuset policjantów, którzy dzień i noc sprawdzali wszystkie tropy – powiedziała w filmie dokumentalnym jedna z policjantek. Jednak nasilone działania detektywów nie wniosły wiele nowego do śledztwa.
Zatrudnione w Roppongi dziewczęta nie chciały rozmawiać z funkcjonariuszami z obawy przed deportacją. Zresztą nikt im wcześniej nie chciał wierzyć, kiedy mówiły o gwałcicielu, który zabierał dziewczyny na kolację do swojego apartamentu, by tam je odurzyć i gwałcić. Tylko jedna z pokrzywdzonych kilka miesięcy wcześniej zdecydowała się złożyć raport o gwałcie. Jednak została wówczas potraktowana lekceważąco przez policję a jej sprawę natychmiast zamknięto.
Seryjny gwałciciel
Minęły trzy miesiące i mimo intensywnych poszukiwań wciąż nie odnaleziono żadnego śladu, który mógłby naprowadzić policję na właściwe tory. Jeden z oficerów śledczych postanowił przejrzeć jeszcze raz wszystkie akta dotyczące zaginięcia Lucie. Uparł się, że gdzieś wśród nich uda mu się odnaleźć wskazówkę, która w końcu naprowadzi na trop sprawcy.
Przeglądając po raz kolejny zgromadzone materiały, natrafił na raport zgwałconej Brytyjki, której sprawę wcześniej umorzono. Udało mu się nakłonić ją do rozmowy. Kobieta potwierdziła swoje wcześniejsze zeznania i dodała, że zna więcej dziewcząt zgwałconych przez tajemniczego mężczyznę. Jedna z nich zapisała w notesie jego imię i nazwisko oraz numer telefonu. Jednak notes znajdował się w jej domu, w Anglii.
Kiedy policji udało się w końcu dotrzeć do notesu, mieli w rękach pierwszy poważny trop – imię i nazwisko oraz numer domniemanego sprawcy. Okazał się nim japońsko-koreański biznesmen, właściciel licznych nieruchomości, Joji Obara. Natychmiast sprawdzono zapisy jego rozmów telefonicznych i okazało się, że kontaktował się z Lucie w dniu poprzedzającym jej zaginięcie.
Obara nie przyznał się do morderstwa. Zaprzeczył, że wyszedł z nią po kolacji z restauracji, choć zgłosili się świadkowie, którzy widzieli ich razem. Policja uzyskała nakaz przeszukania jego licznych nieruchomości. W jednej z nich, luksusowym nadmorskim apartamencie, znaleziono niepodważalny dowód na to, że plotki o seryjnym gwałcicielu były prawdziwe.
Niewątpliwie był nim Joji Obara. Zgromadził on pokaźną kolekcję filmów video, na których uwiecznił, jak odurza i gwałci kobiety. Choć nagrań było około czterystu, na żadnym z nich nie było Lucie Blackman. Znaleziono też notatnik, w którym Obara opisywał swoje przemyślenia na temat kobiet oraz szczegóły aktów przemocy. W mieszkaniu znajdowały się również buteleczki ze środkami odurzającymi, w tym z chloroformem.
Jedno ze znalezionych nagrań było szczególnie ważne – Obara uwiecznił na nim zmarłą osiem lat wcześniej australijską modelkę Caritę Ridgway. W 1992 roku ktoś zostawił ją nieprzytomną pod wejściem do szpitala, gdzie wkrótce zmarła. Początkowo uznano, że przyczyną jej śmierci było zapalenie wątroby typu E spowodowane zatruciem pokarmowym, ale po dokonaniu ekshumacji ujawniono dużą ilość chloroformu w jej wątrobie. Zgadzało się to z zapiskiem z notatnika Obary: „Carita Ridgway – za dużo chloroformu”.
Grób w jaskini
Dopiero po siedmiu długich miesiącach, 9 lutego 2001 roku odnaleziono szczątki Lucie Blackman. Jej ciało zostało poćwiartowane i pochowane w płytkim grobie w niewielkiej jaskini, w odległości zaledwie kilkuset metrów od nadmorskiego apartamentu Obary. Przyczyna jej śmierci po tak długim czasie była niemożliwa do ustalenia.
W kwietniu 2002 roku Joji Obara został oskarżony o uprowadzenie i gwałt skutkujące śmiercią oraz pozbycie się ciała Lucie a także o zgwałcenie ośmiu innych kobiet i zabójstwo Carity Ridgway. Wyrok zapadł dopiero w 2007 roku – Obara został skazany na dożywotnie więzienie za zabójstwo Carity i osiem gwałtów. Jednak, ku rozczarowaniu rodziny Blackmanów, uniewinniono go z zarzutu gwałtu i morderstwa Lucie. BBC donosiło wówczas: „Sędzia powiedział, że nie ma dowodów na to, iż Obara był odpowiedzialny za śmierć panny Blackman. Było jasne, że ofiara i oskarżony byli razem, zanim zniknęła, a następnie zmarła, ale powiedział, że to nie wystarczy, aby go skazać”.
W 2008 roku prokuratorzy wnieśli apelację, a Sąd Najwyższy w Tokio orzekł, że Obara jest winny również śmierci Lucie. Tylko dzięki uporowi rodziny młoda Brytyjka ostatecznie doczekała się sprawiedliwości.
Maggie Sawicka