Amerykański reżyser Billy Wilder powiedział kiedyś: „Bóg cmoknął ją w policzek i tak już zostało”. Choć chciała być baletnicą a nie aktorką, to właśnie film zapewnił jej popularność i nieśmiertelność. Takie tytuły jak Rzymskie wakacje, Sabrina czy Śniadanie u Tiffany’ego sprawiły, że każda kobieta chciała być taka jak ona, jak Audrey Hepburn. W tym roku minęło 30 lat od śmierci aktorki, ale pamięć o niej wciąż jest żywa. To w końcu ikona XX wieku!
Córka baronówny i kobieciarza
Hepburn to przede wszystkim wspaniała aktorka. Wielokrotnie nominowana do najcenniejszych nagród filmowych, w tym Oscara i Złotych Globów, była też jedną z najlepiej opłacanych aktorek swoich czasów. Ale to także ikona stylu. To ona jako pierwsza po zakończeniu kariery baletnicy postanowiła przenieść baletki na ulice. Wprowadziła też modę na opaski na włosach, wielkie kolczyki i paski podkreślające talię.
Urodziła się jako Audrey Kathleen Rustoon w rodzinnej posiadłości jej matki położonej niedaleko Brukseli (Belgia). To był 4. dzień maja 1929 roku. Matka aktorki, baronówna Ella van Heemstra, pochodziła z zamożnej holenderskiej rodziny, której korzenie sięgały XVI wieku. Ojcem był Joseph Victor Hepburn-Ruston, przedstawiający się jako doradca finansowy. W rzeczywistości Brytyjczyk był raczej kobieciarzem i awanturnikiem, co przełożyło się na życie całej rodziny.
Rodzice przyszłej gwiazdy kina notorycznie się kłócili, a mała Audrey wchodziła wtedy pod stół i bawiła się swoimi zabawkami. W dorosłym życiu aktorka ceniła ciszę i spokój. Nigdy się nie kłóciła, nigdy nie podnosiła głosu, za wszelką cenę starała się łagodzić wszelkie konflikty.
Pewnego dnia baronowa nakryła męża w łóżku z nianią. Uznała, że małżonek przekroczył ostatnią granicę i zdecydowała się na rozwód. Audrey miała sześć lat, kiedy całkowicie straciła kontakt z ojcem. Odnalazła go dopiero po wielu latach dzięki pomocy Czerwonego Krzyża. Mieszkał w Dublinie. Do końca życia pomagała mu finansowo.
Audrey w ruchu oporu
W czasach nazistowskich zarówno matka, jak i ojciec Audrey popierali Hitlera. W latach 30. baronowa był członkinią Brytyjskiej Unii Faszystów. Na nic im się to jednak nie przydało. Naziści skonfiskowali resztki rodzinnego majątku a ojca aktorki internowali. I choć van Heemstra z czasem przejrzała na oczy, Audrey nigdy nie wybaczyła matce nazistowskich sympatii.
Kiedy II wojna światowa dotarła do Holandii, Audrey miała 13 lat. Kolejne pięć było dla niej wielką traumą, którą zapamiętała do końca życia. Przeżyła wielki głód zimą 1944 roku, kiedy to naziści zabierali cywilom resztki jedzenia. Ludzie umierali na ulicach z zimna i niedożywienia, a nastoletnia Audrey wyrabiała mąkę z cebulek tulipanów, by piec chleb. I wymieniała papierosy na penicylinę, kiedy jej matka zachorowała na zapalenie płuc. Te przeżycia odbiły się też na jej zdrowiu. Do końca życia odczuwała skutki przebytej w tym okresie anemii i niewydolności oddechowej.
W czasie wojny nastoletnia Audrey współpracowała z doktorem Hendrikiem Visserem Hooftem, członkiem holenderskiego ruchu oporu. Roznosiła jedzenie a zestrzelonym pilotom przekazywała wiadomości, które przenosiła w butach. Dawała też sekretne recitale taneczne, aby pomóc w zbiórce pieniędzy na rzecz holenderskiego ruchu oporu oraz osób ukrywających prześladowanych Żydów. Po latach wspominała: „Poznałam, czym jest paniczny ludzki strach, gdy miałam zaledwie kilkanaście lat. Widziałam go, czułam i słyszałam – i on nigdy nie odejdzie. To nie był senny koszmar; ja tam byłam i to wszystko się wydarzyło”.
Rzymskie wakacje
Po wojnie trafiła wraz z matką do Londynu, gdzie zdobyła stypendium na naukę u legendy brytyjskiego baletu Marie Ramber. Niestety zostanie primabaleriną przekreślił jej zbyt duży wzrost – 170 cm! Dziewczyna dorabiała więc jako sekretarka, modelka i grała drugoplanowe role w rozmaitych przedstawieniach i filmach. Pewnego dnia została zaproszona na casting do filmu Rzymskie wakacje Williama Wylera. Był rok 1952. Kiedy pojawiła się na castingu, wszyscy wiedzieli, że będzie idealną księżniczką Anną.
Reżyser wspominał: „Miała wszystko, czego szukałem – urok, niewinność i talent. Była bardzo zabawna. To było absolutnie urocze”. Zaś Gregory Peck, który partnerował jej w filmie, był tak zachwycony jej rolą, że wymógł na wytwórni, aby aktorka otrzymała taką samą gażę jak on, a jej nazwisko w napisach początkowych pojawiło się obok jego. Mówił producentom: „Jestem pewien, że ona za tę rolę dostanie Oscara. Jej nazwisko musi być nad tytułem razem z moim. To nie żaden akt dobroci z mojej strony – jeśli zrobimy inaczej, postąpimy po prostu głupio”.
Okazało się, że Peck miał świetną intuicję. Hepburn za swój hollywoodzki debiut otrzymała Oscara, Złoty Glob oraz nagrodę BAFTA i wiele innych. Narodziła się nowa gwiazda. Po sukcesie Rzymskich wakacji stała się najbardziej rozchwytywaną gwiazdą w Fabryce Snów. O jej uwagę zabiegali m.in. Alfred Hitchcock i Charles Chaplin. Aktorka posłuchała jednak ówczesnego męża, Mela Ferrera, który chciał w pełni kontrolować jej karierę. Odrzuciła ich propozycje i zdecydowała się na udział w komediach romantycznych.
Narodziny gwiazdy
Jedną z najsłynniejszych tego typu produkcji w dorobku Hepburn jest Sabrina. Aktorka wcieliła się w postać pięknej służącej, w której zakochują się synowie jej pracodawców. Film reżyserował Billy Wilder, a aktorce partnerował Humphrey Bogart. Z kolei jedną z najbardziej nietypowych ról jej karierze jest postać Gabrielle van der Mal, która porzuca dostatnie życie, by zostać zakonnicą i pomagać potrzebującym.
Kiedy jako siostra Łucja wyjeżdża na upragnioną misję do Kongo, szybko odkrywa, że jej wyobrażenia były dalekie od rzeczywistości. Ale podczas pracy nad filmem The Nun’s Story aktorka zainteresowała się działalnością Organizacji Narodów Zjednoczonych i została potem ambasadorką UNICEF-u. Do końca życia działalność humanitarna pozostała jej głównym zajęciem.
Kolejny słynny obraz z udziałem aktorki to Śniadanie u Tiffany’ego na podstawie książki Trumana Capote. Fabuła filmu opowiadała historię młodego pisarza Paula Varjaka, który wprowadza się do eleganckiej nowojorskiej kamienicy. Jego sąsiadką jest piękna, filigranowa i seksowna Holly Golightl, żyjąca na koszt bogatych adoratorów – w tej roli oczywiście Hepburn. Co ciekawe, początkowo pisarz nie był zadowolony z castingu, w głównej roli widział bardziej Marilyn Monroe. Jednak widzowie pokochali Audrey i ostatecznie sam Capote przyznał, że aktorka dobrze wykonała swoje zadanie.
Ta rola wyniosła Audrey Hepburn na szczyt, a postać Holly na stałe wpisała się w popkulturę. Mimo upływu lat film nadal zachwyca. Kreacje modowe autorstwa Huberta de Givenchy, na czele z najsłynniejszą „małą czarną” w historii kina, zdjęcia Franza Planera i muzyka Henry’ego Manciniego (z kultowym „Moon River” w wykonaniu Hepburn) niezmiennie czynią z filmu pozycję obowiązkową.
Marzenia o macierzyństwie
Audrey była na topie, kiedy po występie w filmie Wait Until Dark (1967 rok) zdecydowała się zakończyć karierę aktorską; choć potem czterokrotnie zdarzało się jej wrócić przed kamerę. W kolejnych latach poświęciła się rodzinie i prowadzeniu domu. Jej największym marzeniem było bowiem bycie żoną i matką. Na ślubnym kobiercu stanęła prawie trzy razy.
Podczas kręcenia Rzymskich wakacji Hepburn dzieliła czas między zdjęcia a planowanie ślubu z brytyjskim biznesmenem Jamesem Hansonem. Z prób biegała prosto na przymiarki sukni, jednak tuż przed ceremonią zerwała zaręczyny. Ale już 25 września 1954 roku Hepburn zawarła związek małżeński z 12 lat starszym aktorem i reżyserem Melem Ferrerem. Mel już wcześniej wpadł w oko młodej aktorce i zupełnie nie przeszkadzało jej, że był żonaty.
Nie był zresztą jedynym zajętym mężczyzną, z którym związała się Audrey. Już na planie Sabriny romansowała z Williamem Holdenem, ale kiedy dowiedziała się, że aktor, już wtedy ojciec trójki dzieci, poddał się wazektomii, zakończyła ten związek. Marzenie o byciu matką Hepburn postanowiła spełnić w małżeństwie z Ferrerem. Niestety, w przypadku filigranowej aktorki zostanie matką nie było łatwe.
Najpierw poroniła, potem urodziła martwe dziecko, przez co popadła w głęboką depresję. Wypalała trzy paczki papierosów dziennie, obgryzała paznokcie do krwi i spadła na wadze do 36 kg. Kiedy jednak po raz trzeci zaszła w ciążę, postanowiła zrezygnować ze wszystkich propozycji zawodowych i kolejne miesiące przeleżeć w łóżku, w domu w Szwajcarii. W końcu 17 lipca 1960 r. w wieku 30 lat Hepburn urodziła pierwszego syna, Seana.
Związek z Ferrerem nie należał do szczególnie udanych. W 1965 i 1967 aktorka poroniła kolejne ciąże. Oboje nie byli sobie wierni. W trakcie małżeństwa Hepburn miała co najmniej dwa romanse. Jeden ze scenarzystą filmu The Nun’s Story, Robertem Andersonem. Potem na planie komediodramatu Two for the Road Hepburn związała się z kolejnym filmowym partnerem, Albertem Finneyem. Ta ostatnia relacja została jednak gwałtownie zerwana: Ferrer – mimo że sam miewał skoki w bok – zagroził żonie, że wniesie o rozwód z orzeczeniem o winie i oskarży ją o zdradę. Oznaczałoby to czasową separację z synem, a tego by Audrey nie zniosła.
Krótkotrwałe szczęście
Ostatecznie, po 14 latach związku, w listopadzie 1968 r. Hepburn rozwiodła się z Ferrerem. Już 18 stycznia 1969 roku aktorka poślubiła włoskiego psychiatrę, dziewięć lat młodszego Andre Dottiego. Poznali się podczas rejsu. Jego otwarte, radosne usposobienie oraz imponująca erudycja sprawiły, że Hepburn zakochała się w nim bez pamięci. Porzuciła karierę, przeniosła się do Rzymu i cztery miesiące po ślubie ponownie zaszła w ciążę. W lutym 1970 r. Audrey powitała na świecie drugiego syna, którego z mężem nazwali Luca. W końcu zaczęła prowadzić wymarzone rodzinne życie.
Szczęście Hepburn nie trwało jednak długo. Cztery lata później aktorka doświadczyła kolejnego poronienia. Żeby nie popaść w depresję, wróciła do aktorstwa. W 1976 roku, kiedy pracowała w Hiszpanii na planie Robin and Marian, media obiegły zdjęcia Dottiego bawiącego się w kobiecym towarzystwie w jednym z rzymskich klubów nocnych. Mimo to Hepburn nie rozwiodła się od razu. Jednak kolejne romanse Włocha coraz częściej wychodziły na światło dzienne. W końcu, w 1982 roku Dotti i Hepburn oficjalnie zakończyli swoje ponad 12-letnie małżeństwo.
„Audrey moja matka”
Ostatnie 13 lat życia aktorka spędziła u boku poznanego w 1980 r. holenderskiego biznesmena i aktora Roberta Woldersa. Choć ich związek nigdy nie został sformalizowany, zdarzało się, że Hepburn przedstawiała go, mówiąc: „To mój mąż, Rob”. Pod koniec lat 80. Audrey zaangażowała się w działalność charytatywną i została ambasadorem dobrej woli UNICEF-u. Jak wspominał jej syn Luca: „Mama doszła do wniosku, że jako osoba publiczna może wykorzystać swój wizerunek i popularność, by pomagać. W innych wypadkach ona nie wykorzystywała swojej popularności”.
Na początku lat 90. Audrey odbyła ostatnią i najtrudniejszą podróż do Somalii, kraju zdewastowanego przez wojnę domową i głód. Sama też nie czuła się najlepiej. Po powrocie, pod koniec października 1992 roku została przyjęta do Centrum Medycznego w Los Angeles, gdzie wykryto u niej guza jelita grubego. Przeszła dwie operacje, po których wróciła wraz z rodziną do Szwajcarii. Po Bożym Narodzeniu 1992 r., które spędziła z najbliższymi, 20 stycznia 1993 r. Audrey Hepburn zmarła we śnie. Została pochowana w szwajcarskim Tolochenaz, gdzie mieszkała.
Dużo o aktorce można dowiedzieć się z książki Audrey mia madre napisanej przez syna, Lucę Dottiego. Napisał w niej m.in.: „Kiedy żyła, na pewno nie czuła się ikoną, to były inne czasy. Ikoną możesz się stać po śmierci albo jeżeli tragicznie umrzesz, tak jak James Dean czy Marilyn Monroe. Życie mojej mamy było dostępne dla innych, wszyscy wiedzieli, gdzie mieszka. Nie miała samochodu, wszędzie chodziła na piechotę. Znała wszystkich na ulicach i witała się z innymi”. Królowe serc tak właśnie mają.
Małgorzata Matuszewska