Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 16:35
Reklama KD Market
Reklama

„Sto lat to za mało, przynajmniej drugie tyle by się zdało” – 99. urodziny Stanisława Stawskiego (PODCAST)

„Sto lat to za mało, przynajmniej drugie tyle by się zdało” – 99. urodziny Stanisława Stawskiego (PODCAST)

20 sierpnia 1944 roku, w dniu swoich 20. urodzin, Stanisław Olgierd Stawski ps. Kazik był żołnierzem kompanii łączności K4 w pułku „Baszta”. Na celebrację tej ważnej daty w życiu młodego wówczas człowieka nie było wtedy czasu i po latach nawet nie pamięta, czy była jakakolwiek celebracja. Walczył w Powstaniu Warszawskim. Przeżył je od pierwszego do ostatniego dnia, tocząc boje na Mokotowie i innych miejscach w mordowanej przez hitlerowców stolicy.

Po 79 latach znakomicie pamięta swoje pierwsze starcie z wrogiem i mszę za spokój swojej duszy sprawowaną w oddziale, gdy nie wrócili z akcji. Głęboko w pamięci zapadł mu 14-godzinny marsz z Mokotowa do śródmieścia, gdy przedzierając się kanałami wypełnionymi fekaliami, dźwigał swoją radiostację. Później był obóz jeniecki, wyzwolenie i droga przez Londyn do Ameryki.

Podcast „Dziennika Związkowego” powstaje we współpracy z radiem WPNA 103.1 FM. Zaprasza Joanna Trzos

W wigilię swoich 99. urodzin spędzonych wraz z żoną Barbarą w otoczeniu rodziny i przyjaciół w rezydencji wnuczki Stefanii Kramer na przedmieściach Chicago uśmiecha się wymownie, wspominając tamte wydarzenia sprzed 79 lat. Tym razem z dala od gwizdu rozrywających się nad głową pocisków i wybuchów granatów, a za to w klimacie z czasów Juliusza Cezara, o co zadbali gospodarze przyjęcia, wręczając gościom symboliczne złote korony.

Był czas na wspomnienia, posmakowanie urodzinowego tortu, odśpiewanie zmodyfikowanej strofy toastu: „100 lat to za mało, przynajmniej drugie tyle by się zdało” i wypicie kieliszka koniaku. Jubilat, zapytany o receptę na długowieczność, powiedział, że ważne jest pozytywne myślenie, ruch, masaże i codziennie kieliszeczek czegoś mocniejszego, najlepiej od „Stawskiego”.

Urodził się 20 sierpnia 1924 roku w Stęszewie pod Poznaniem, gdzie jego ojciec, weteran Powstania Wielkopolskiego i syn Powstańca Styczniowego, rozwijał firmę produkującą jedwab używany do produkcji czaszy spadochronów. W 1941 roku został przez Niemców wysiedlony z rodzinnego majątku i wraz z rodzicami trafił do Warszawy. Do Armii Krajowej wstąpił w 1942 roku. W sierpniu 1944 roku trafił do powstania, w którym walczył od początku do końca – przez 63 dni.

Powstanie to była nie tylko walka ze znienawidzonym wrogiem, trudy marszu kanałami, ale także, co jest najbardziej przykre, rozstania z najbliższymi i przyjaciółmi. Na Mokotowie pan Stanisław stracił kuzynkę Emilię Jasińską, która była w kompanii łączniczką. Została ranna. Leżała w szpitalu, który był w piwnicy budynku przy ulicy Puławskiej.

– Gdy ja miałem okazję tam pójść, ona leżała już od kilkunastu dni. Miała masę odleżyn. Ciało odchodziło od kości. Pielęgniarki robiły, co mogły, ale nie było leków ani środków opatrunkowych. Przykro było patrzeć, jak umiera. Nic nie mogłem zrobić. Za parę dni budynek został zbombardowany. Ona tam została – wspominał.

Ze wzruszeniem powracał do cudownego wspomnienia spotkania z ojcem po wyjściu z kanałów. – Gdy wyszedłem przy ulicy Piusa XI razem z radiostacją, byłem praktycznie ślepy. Tam mnie umyli. Zgłosiłem się do komendy. Po wyjściu z kwatery szedłem przez ulicę wykopem wzdłuż barykady. Ludzie przechodzili w obydwie strony. To było niewiarygodne, ale w pewnym momencie spostrzegłem idącego w moim kierunku ojca Kazimierza. To było prawdziwe zrządzenie losu. Zaprowadził mnie tam, gdzie przez ostatnie dni się przechowywał. Była to piwnica w jednym ze zburzonych domów. Porozmawialiśmy i wróciłem do komendy. Nie sądziłem, że jeszcze się będziemy widzieć. Jak się po wojnie okazało, na szczęście wraz z mamą udało im się przeżyć – podkreślił.

Kazimierz i Wanda Stawscy przeżyli powstańczą zawieruchę, a wraz z nimi uciekinierka z warszawskiego getta. Za tę postawę zostali uhonorowani przez Instytut Yad Vashem w Jerozolimie tytułem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. W chicagowskim Muzeum Holocaustu znajduje się upamiętniająca ich tablica. Została odsłonięta 6 listopada 2011 roku.

Wspomnień jest wiele. Także tych dotyczących wydarzeń po wyzwoleniu przez wojska amerykańskie obozu jenieckiego w Murnau, gdzie pod koniec wojny trafił Stawski. Wstąpił do kompanii wartowniczej II Korpusu Władysława Andersa. Z Italii wraz z Korpusem trafił do Anglii. W 1951 roku z 20 dolarami w kieszeni na pokładzie statku Queen Elizabeth dotarł do Nowego Jorku, a następnie udał się do stanu Indiana, gdzie pracował w stalowni. Trzy lata później rozpoczął pracę jako obwoźny sprzedawca odkurzaczy, następnie przyjął posadę agenta ubezpieczeniowego i sprzedawcy napojów alkoholowych. W 1958 roku założył własną firmę importującą żywność oraz alkohole. Z życia zawodowego wycofał się kilka lat temu. Nigdy nie zaniedbał jednak swojej pasji – fotografowania i podróży. Do tej pory każdego roku w styczniu spędzał wakacje w Cabo San Lucas.

Niestety, w tym roku musiał przerwać tę tradycję, bo pod koniec ubiegłego roku dosięgnął go COVID-19, a jakby tego było mało, parę tygodni po wyjściu ze szpitala zaliczył kolejną wizytę u „łapiduchów” (tak żartobliwie powstańcy mówili o służbach medycznych) i uciążliwe schorzenie, które bardzo utrudniło normalne funkcjonowanie. Nie powstrzymało to jednak sympatycznej pary przed lipcowym pobytem w Polsce.

Dostojny jubilat, laureat wielu odznaczeń i wyróżnień, hojny darczyńca i społecznik, który ma czworo dzieci, pięcioro wnuków i ośmioro prawnuków, liczy na to, że za rok równie uroczyście będzie celebrował setną rocznicę swoich urodzin, może nawet w Warszawie, na obchodach 80. rocznicy Powstania, ale tym razem już nie w randze porucznika, ale kapitana.

Tekst i zdjęcia: Andrzej Baraniak/NEWSRP


DSC_4531

DSC_4531

DSC_4522

DSC_4522

DSC_4500

DSC_4500

DSC_4498

DSC_4498

DSC_4535

DSC_4535

DSC_4534

DSC_4534

DSC_4522

DSC_4522


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama