Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 27 września 2024 10:26
Reklama KD Market
Reklama

Niebezpieczne morza

Niebezpieczne morza
(fot. Depositphotos)

Piękna pogoda zachęca do wyjazdów nad ciepłe morza, zarówno w Europie, Australii czy obu Amerykach. I choć wypoczynek przebiega najczęściej spokojnie, od czasu do czasu miłośnicy sportów wodnych padają ofiarą morskich drapieżników. Ostatnio wiele słyszy się o atakach rekinów w okolicach popularnego zwłaszcza wśród turystów z Europy Egiptu, ale na bliskie spotkania z tymi niebezpiecznymi drapieżnikami jesteśmy narażeni nie tylko u wybrzeży Afryki...

Krwawa seria

W wyniku ataków rekinów w ubiegłym roku zginęło na świecie 57 osób a wskaźnik ten powoli rośnie. Eksperci twierdzą, że nasileniu tego zjawiska sprzyja kryzys klimatyczny. Na skutek niszczenia ekosystemów i wzrostu temperatury oceanów ryby, które stanowią pożywienie drapieżników morskich, migrują w poszukiwaniu bardziej sprzyjającego im środowiska. Rekiny tracą swoje dotychczasowe żerowiska i również rozpoczynają migrację. W swych wędrówkach trafiają na wody bliższe miejsc, gdzie kąpią się ludzie, a brak pożywienia zmusza je do zmiany zachowań.

Piękne piaszczyste plaże, ciepła woda, możliwość nurkowania i snoreklingu od dawna ściągała w okolice Morza Czerwonego turystów nie tylko z Europy. Przez całe lata nie słyszało się tu o atakach rekinów, choć widywano je regularnie u wybrzeży Szarm el-Szejku, Hurghady czy słynnego raju nurków – Marsy Alam. Jednak coś się zmieniło w 2010 roku. Przez pięć dni trwała przerażająca seria ataków, do których doszło niezwykle blisko wybrzeża Szarm el-Szejku. Na skutek ataków rekinów jedna osoba poniosła śmierć a cztery inne zostały poważnie ranne.

W 2015 roku z tej samej przyczyny zginął turysta z Niemiec a trzy lata później z Czech. Do kolejnego ataku doszło w 2020 r., kiedy to młody chłopak z Ukrainy stracił rękę, a egipski przewodnik nogę. W lipcu ubiegłego roku 68-letnia Austriaczka Elisabeth Sauer została rozszarpana przez drapieżnika na oczach przerażonego męża i grupy plażowiczów. Kilka dni później 40-letnia obywatelka Rumunii zginęła przy tej samej plaży. Jej zmasakrowane szczątki odnaleziono dzień później na pobliskiej rafie koralowej.

Przerażający atak

Jednak chyba najbardziej przerażający atak miał miejsce w czerwcu tego roku na popularnej plaży w Hurghadzie. Relaksujący się na słońcu plażowicze nagle usłyszeli mrożący krew w żyłach krzyk: – Papa! Granatowe wody Morza Czerwonego nagle zmieniły kolor na czerwony. Mężczyzna, później zidentyfikowany jako 23-letni Rosjanin, miotał się przez chwilę w wodzie, desperacko walcząc z niewidzialnym napastnikiem i przeraźliwie krzycząc.

Po kilku sekundach nierównej walki został wciągnięty pod wodę i już nie wypłynął. Przerażający filmik, nagrany przez jednego z gapiów, ukazuje rekina krążącego wokół mężczyzny tuż przed atakiem. Drapieżnik wciąga mężczyznę pod wodę, uwalnia i odpływa, ale tylko na chwilę, by wrócić i dokończyć dzieła. Wszystko stało się tak szybko, że pomoc nadpłynęła zbyt późno.

Po tym ataku egipskie władze zamknęły lokalne plaże, chcąc najpierw złapać niebezpiecznego drapieżnika. Okazało się, że była to samica rekina tygrysiego, która prawdopodobnie szukała bezpiecznego miejsca do porodu. Jednak nikt nie był w stanie jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zapuściła się tak blisko ludzi i zabiła człowieka.

„Szczęki” w akcji

Oczywiście ataki morskich drapieżników zdarzały się zawsze. Chyba najbardziej przerażający atak w historii miał miejsce w lipcu 1945 roku, kiedy amerykański okręt wojenny USS Indianapolis został rozerwany na dwie części przez japońskie torpedy. Kiedy ratownicy dotarli na miejsce katastrofy cztery dni później, znaleźli 579 martwych ludzi, z których wielu zostało rozdartych na kawałki przez krążące wokół rekiny. Woody James, jeden z 316 ocalałych, wspominał: – Rekiny były w pobliżu, całe setki... Na wodzie panowała cisza, przerywana co jakiś czas przez czyjś przerażający krzyk i od razu było wiadomo, że kogoś dopadł rekin.

W czerwcu 1959 roku Robert Pamperin nurkował w zatoce La Jolla w Kalifornii. W pewnej chwili jego towarzysz, Gerald Lehrer, usłyszał krzyk Roberta. Popłynął w jego kierunku, ale nie znalazł przyjaciela. Zanurzył się pod powierzchnię i zobaczył Roberta w paszczy ogromnego rekina. Przybyli na miejsce ratownicy odnaleźli tylko jedną płetwę.

Latem 1974 roku 26-letni Terrence Manuel nurkował w poszukiwaniu ślimaków morskich. Na powierzchni, w łodzi czekał na niego jego przyjaciel. Nagle Terrence wynurzył się na powierzchnię wołając: – Rekin! Rekin! Próbował dopłynąć do łodzi, ale drapieżnik był szybszy. I choć przyjaciel próbował go ratować, uderzając rekina wiosłem, ten nie odpuszczał. Terrence wykrwawił się w wodzie.

Śmierć na Pacyfiku

Cztery ataki rekinów, w tym jeden śmiertelny, miały miejsce w ciągu zaledwie 15 dni u wybrzeży Pacyfiku w Stanach Zjednoczonych w 1984 roku. Wszystko zaczęło się od makabrycznej śmierci 28-letniego nurka. Omar Conger unosił się spokojnie na wodzie, gdy jego towarzysz, Chris Rehm, zobaczył wielkiego żarłacza białego wynurzającego się z wody tuż za nim.

– Chwycił go od tyłu i potrząsając nim gwałtownie, wciągnął go pod wodę – opowiadał później Rehm. Następnie rekin wynurzył się i uwolnił Congera, płynąc prosto na jego towarzysza, jednak w ostatniej chwili zrezygnował z ataku. Chrisowi udało się dopłynąć z Omarem do brzegu, jednak przyjaciela nie dało się już uratować. Trzy inne ataki miały miejsce w tej samej okolicy w odstępie zaledwie kilku dni. Na szczęście żaden z nich nie zakończył się tak tragicznie jak pierwszy.

Rok później Shirley Ann Durdin nurkowała w australijskiej zatoce Peake Bay, kiedy została zaatakowana przez liczącego około 20 stóp długości żarłacza białego. Potężna ryba rozerwała kobietę na pół, podczas gdy jej mąż i czwórka dzieci z przerażeniem obserwowali wszystko z brzegu. Do czasu przybycia ratowników wszystko, co pozostało, to jej bezgłowy tors unoszący się w wodzie. W ciągu kilku chwil rekin powrócił i pożarł resztę ciała.

Jak pokonać potwora

Jednak nie każde spotkanie z morskim drapieżnikiem musi skończyć się śmiercią. Można go na przykład… pobić, tak jak zrobiła pewna odważna 14-latka z Nowej Zelandii. W lutym 2010 roku Lydia Ward została zaatakowana przez rekina tuż przy samej plaży, na której wypoczywała z rodziną. Stała w wodzie, która sięgała jej zaledwie do pasa, kiedy „wielkie szare zwierzę” rzuciło się na nią, gryząc w biodro. Jednak dzielna dziewczyna z całej siły uderzyła go kilka razy prosto w nos. Oszołomiony olbrzym odpłynął a Lydia bezpiecznie wróciła na brzeg. – Zdałam sobie sprawę, że rekin mnie ugryzł dopiero, gdy wyszłam z wody i zobaczyłam ślady na mojej piance.

Trzy tygodnie później dokładnie tak samo wymknął się śmierci kolejny Nowozelandczyk. W czasie surfowania Nick Minogue został zaatakowany przez rekina, który ugryzł go w ramię. Następnie drapieżnik wbił zęby w deskę surfingową, na której znajdował się mężczyzna. Zdesperowany Nick próbował z całej siły uderzyć rekina w oko. Za pierwszym razem chybił, ale drugie uderzenie okazało się celne i zwierzę odpłynęło.

Razem z pływającym w pobliżu niemieckim turystą zaczęli jak najszybciej płynąć do brzegu. – Niemiec krzyczał przez całą drogę, co prawdopodobnie sprawiło, że wiosłowałem jeszcze szybciej – wspominał Nick. – Z rękawa mojej pianki kapała krew. Na szczęście rana nie była zbyt głęboka. Dwa zęby zrobiły dziury w moim kombinezonie, ale tylko jeden przebił skórę.

Nie były to jedyne przypadki, kiedy ofiarom udało się uniknąć najgorszego. 61-letni William Lytton z Massachusetts w 2018 roku również w podobny sposób wymknął się śmierci a Charlie Winter uratował tak swoją 17-letnią córkę, która została zaatakowana przy jednej z plaż w Karolinie Północnej.

– Zapamiętałem z jakiegoś filmu przyrodniczego, co należy zrobić w razie ataku rekina i to uratowało nam życie – powiedział później Charlie w wywiadzie telewizyjnym. Choć to zapewne niełatwe w konfrontacji z drapieżnikiem otwierającym paszczę pełną ostrych zębów, warto pamiętać, że jeden skuteczny cios w oko lub nos może nas wyratować ze śmiertelnego niebezpieczeństwa.

Maggie Sawicka


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama