Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 14 listopada 2024 19:56
Reklama KD Market

Spolaryzowany świat 

Spolaryzowany świat 
fot. Unsplash.com

Słowo „polaryzacja” pojawia się często. Najprościej tłumacząc, chodzi w nim o uwydatnienie maksymalnych różnic. Zjawisko polaryzacji może dotykać wielu dziedzin, także świata polityki, poglądów na wiele spraw, religii, konfliktów. Chociaż nie powinno dziwić, że ludzie się różnią i mają prawo do różnic, także to do wypowiadania się zgodnie z tym, co myślą i jakie jest ich sumienie, to jednak, kiedy w te różnice wchodzi nienawiść i apodyktyczne prezentowanie swoich poglądów, rozpoczyna się prawdziwa wojna. Tego właśnie doświadcza się dziś szczególnie intensywnie. Jest to ogromnym problemem, który nie tylko dzieli, ale wrogo nastawia ludzi przeciwko sobie. Wystarczy tylko popatrzeć na informacje przekazywane przez media. Ile tam nienawiści między ludźmi! O zgrozo, czasami owa nienawiść staje się doktryną, w którą się wierzy i za wszelką cenę broni. Nie zamierzam wchodzić w szczegóły, zwłaszcza polityczne. Słusznym jest, że ksiądz powinien zachować dystans i nie prowokować debat prowadzących do walki i podziałów. Ksiądz ma być człowiekiem Ewangelii, głosić to, co głosił Jezus Chrystus i prowadzić siebie i innych do zbawienia.

To także ma być pierwszorzędnym celem Kościoła katolickiego. Słusznie stwierdza kardynał nominat Grzegorz Ryś: „Chodzi mi o Kościół, który istnieje dla ewangelizacji. Po drugie zależy mi na Kościele, który – jak to opisuje najważniejszy dokument Soboru Watykańskiego, czyli II Konstytucja „Lumen Gentium” – jest ‘jakby sakramentem, czyli znakiem i instrumentem [budowania] jedności całego rodzaju ludzkiego’”. Taki Kościół musi być zjednoczony, a nie spolaryzowany. A tym, co go jednoczy, może być tylko Chrystus i Jego Ewangelia. W tym samym wywiadzie udzielonym kilka dni temu Katolickiej Agencji Informacyjnej Ryś tłumaczy, że „ewangelizacja jest ostatecznie przestrzenią spotkania ze światem. A więc chodzi o kształt i o sposób tego spotkania. I tutaj pojawia się kwestia wyjścia ku światu, otwarcie Kościoła na świat oraz pojęcie dialogu”. Jest to rzeczywiście piękne i głębokie spojrzenie i program. Stawiam sobie jednak pytanie o to, dlaczego tak trudno go podjąć i realizować? Skąd bierze się ta siła zła, która polaryzuje ludzi wewnątrz wspólnoty Kościoła i stawia przeciwko sobie, zamiast otwierać ich na dialog i prowadzić ku zjednoczeniu? Owszem, zgadzam się z polskim teologiem, który stwierdził ostatnio, że „w różnych środowiskach jest taka moda, żeby słuchać tych, którzy do Kościoła nie chodzą, z Kościołem nie są związani, a z jakiejś racji chcieliby Kościół zmieniać”. Nie znaczy to jednak, aby takich ludzi nie słuchać i stronić od nich, nakładając łatki stereotypów. Być może ich postawa, a nawet bunt i gniew na Kościół, a nawet na samego Boga, ma swoje głębokie źródła w zranieniach i trudnych doświadczeniach, które w sobie noszą?

Przyszła do mnie pewna matka, od miesiąca wdowa, wyżalić się, że jej dwudziestokilkuletni syn pogniewał się na Pana Boga, postanowił nie przychodzić na mszę niedzielną. Kilka miesięcy codziennie gorliwie modlił się o zdrowie dla ojca, a ten zmarł. I gdzie jest Bóg? Czemu nie słuchał? Rozumiem ten ból i wyraziłem chęć spotkania się i porozmawiania z owym chłopakiem. Poprosiłem mamę, żeby nie walczyła z tym buntem, żeby pozwoliła mu go przeżyć, on wpisany jest w jego żałobę. Czy takie nierzadkie przecież postawy nie są czasami problemami rodzinnych konfliktów lub negatywnej oceny najbliższego otoczenia? A przecież gdzieś głęboko jest ból.

Innym przykładem może być zmarła w środę 56-letnia piosenkarka irlandzka, Sinéad O’Connor. Bez względu na jej poglądy i postawy lubiłem słuchać jej piosenek, jeszcze kiedy w latach 80’ systematycznie uczestniczyłem w Liście Przebojów Trójki. Nie znając jeszcze wtedy angielskiego, czułem, że głos tej kobiety, muzyka i słowa niosą jakiś ból i krzywdę. Później zrozumiałem to lepiej. Przypomniał mi właśnie mój brat Karol w swoim poście jej słowa, które opatrzył słowem komentarza: „O Bogu pisała na przykład tak, że niejeden mistyk by się zawstydził: „Jego odpowiedzi są zawsze nieme. Trochę mi to zajęło, żeby się w tym połapać. Początkowo strasznie mnie to wkurzało. Myślałam, że milczenie oznacza, że Go to nie obchodzi. Więc wrzeszczałam dalej, aż się wywrzeszczałam i sama mogłam być tylko milczeniem. Wydawało mi się, że powinno się słyszeć Jego głos, jak opowiadają. Ale dowiedziałam się, że On nie może mówić, bo sam strasznie dużo płacze. A kto umie mówić, jednocześnie szlochając?”. I pyta autor posta: „I szczerze? Kto miał rację?”. A wielu nie wchodząc w bolesną i tragiczną historię tej osoby, która doprowadziła ją do totalnej bezsilności i zaburzeń psychicznych, dawno ją przekreśliło, bo publicznie podarła fotografię z papieżem Janem Pawłem II, za co ludzie ją wygwizdywali i nienawidzili. A ona zrobiła to zdjęcie w imię protestu przeciwko wykorzystywaniu seksualnemu, którego ofiarą padały przez lata dzieci w Irlandii. Myślę, że sam Jan Paweł II wybaczył jej ten publiczny wybuch złości. A inni?

Przykładów można by mnożyć. Sam tego doświadczam, kiedy np. zacytuję publicznie śp. ks. prof. Tischnera, złożę życzenia urodzinowe ks. Bonieckiemu albo kiedy stawałem zagorzale w obronie papieża Franciszka. Wtedy dotykał i wciąż dotyka hejt „prawych i prawdziwych katolików”, którzy usiłują za wszelką cenę przekonywać mnie do tego, że lepiej zamilczeć, bo tak księdzu nie wypada, a w ogóle to lepiej myśleć według jedynej, słusznej linii. A kiedy pytam, gdzie w tym wszystkim Ewangelia? Nie otrzymuję odpowiedzi. 

Kiedy w ostatnią niedzielę czytałem słowa Ewangelii według Mateusza, w której Jezus mówi o tym, że „Królestwo niebieskie podobne jest do człowieka, który posiał dobre nasienie na swojej roli. Lecz gdy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel, nasiał chwastu między pszenicę i odszedł”, to rozumiem, że mówi o dobru, które pochodzi od dobrego Boga i złu, którego autorem jest szatan. Czy jednak nie zaskakują następne słowa Jezusa, kiedy mówi, że „gdy zboże wyrosło i wypuściło kłosy, wtedy pojawił się i chwast. Słudzy gospodarza przyszli i zapytali go: «Panie, czy nie posiałeś dobrego nasienia na swej roli? Skąd więc się wziął na niej chwast?» Odpowiedział im: «Nieprzyjazny człowiek to sprawił». Rzekli mu słudzy: «Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go?» A on im odrzekł: «Nie, byście zbierając chwast, nie wyrwali razem z nim i pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do mego spichlerza»”. Skoro zatem sam Pan pozwala obojgu róść do żniw, to czemu człowiek uparcie zabrania? A Panu chodzi o to, aby ocalić dobro, którego jest więcej, aby nie wyrwać go, koncentrując się na chwaście. Czy jednak warto widzieć tylko chwasty i przez ich pryzmat wszystko, co jest?

Cóż, trzeba uczyć się nawet różnienia się, bez zbędnych polaryzacji. Dość już wojen i konfliktów i hejtowania bez miłosierdzia. Trzeba nauczyć się słuchania i wsłuchiwania się w drugiego, pozwolenia na to, by się wypowiedział i wyraził, bez narzucania swojego myślenia. Jeśli nawet dziś jest błędne, nie oznacza to, że jutro może się nie zmienić. Czyż nie na tym polega nawracanie się? Dlatego „pozwólcie obojgu róść aż do żniwa”.

ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama