Na szczycie w Wilnie sojusznicy powinni podjąć kroki, by zapewnić ukraińskie zwycięstwo oraz wyznaczyć Ukrainie ścieżkę umożliwiającą jej akcesję w najbliższym możliwym terminie - napisało w liście otwartym na portalu Politico 46 byłych oficjeli USA i ekspertów w dziedzinie bezpieczeństwa. Wśród sygnatariuszy są m.in. byli dowódcy sił sojuszu.
Jak piszą w liście eksperci, sojusz w Wilnie nie powinien zostawiać Ukrainy w "szarej strefie niejasności", co zachęciłoby Rosję do dalszej agresji.
"To oznacza podjęcie kroków, by zapewnić, że Ukraina 1) wygra tę wojnę i ustanowi znów pełną kontrolę nad jej międzynarodowo uznanymi granicami z 1991 r. i 2) jest w pełni zakotwiczona w układach gospodarczych i bezpieczeństwa, które od 1945 do 2014 r. uczyniły Europę kontynentem pokoju, pomyślności i współpracy" - uważają sygnatariusze.
Jak dodają, w praktyce oznacza to dostarczenie Ukrainie wszelkiej potrzebnej broni, w tym zachodnich samolotów, czołgów i rakiet ATACMS oraz "uruchomienie mapy drogowej, która jasno doprowadzi do członkostwa Ukrainy w NATO w najbliższym możliwym terminie". Opowiadają się też za skróceniem drogi Kijowa do NATO poprzez eliminację wymogu przejścia przez tzw. Plan na rzecz Członkostwa (MAP) i za poleceniem Radzie Północnoatlantyckiej (NAC) stworzenia rekomendacji dotyczących formatu i czasu akcesji, które byłyby gotowe do czasu podjęcia decyzji na temat członkostwa Ukrainy podczas następnego szczytu NATO w Waszyngtonie w 2024 r.
Wśród podpisanych są m.in. byli głównodowodzący siłami NATO w Europie (SACEUR) generałowie Wesley Clark i Philip Breedlove, b. ambasadorowie USA przy NATO Alexander Vershbow i Doug Lute, byli wysocy rangą dyplomaci (Paula Dobriansky, Stephen Biegun, Daniel Fried) i urzędnicy Pentagonu (Ian Brzezinski, Evelyn Farkas) i intelektualiści, jak Francis Fukuyama.
"Wilno może być historycznym szczytem NATO. Powyższe kroki przybliżyłyby członkostwo w NATO dla Ukrainy, a wraz z tym wyeliminowanie szarych stref i dwuznacznych sytuacji w sferze bezpieczeństwa, które okazały się być zaproszeniem do agresji" - piszą eksperci.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)