Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 25 września 2024 08:27
Reklama KD Market

W oparach dezinformacji

W oparach dezinformacji

Kryzys związany z mniej lub bardziej rzeczywistym buntem w Rosji pozostawił po sobie więcej znaków zapytania niż informacji o tym, co się naprawdę stało. O ile w ogóle stało się cokolwiek ważnego dla toczącego się konfliktu. Otaczające nas opary dezinformacji nie pozwalają na jednoznaczną ocenę sytuacji i wyciąganie wniosków.

Minął tydzień i wciąż nie wiemy do końca, czy szef najemniczej grupy Wagnera Jewgienij Prigożin rzeczywiście zbuntował się przeciwko Władimirowi Putinowi, czy też mieliśmy do czynienia z wielkim teatrem, w którym „marszowi na Moskwę” przyświecały zupełnie inne cele. Nawet agencje wywiadowcze różnych krajów, które próbowały analizować szybko zmieniające się wydarzenia, raportowane głównie na rosyjskim komunikatorze Telegram w tym wszystkim się pogubiły. 

Z doniesień wynikało, że Prigożin oskarżył ministra obrony Rosji Siergieja Szojgu o celowe przeprowadzanie ataków na prokremlowskich najemników z grupy Wagnera. Przez 36 godzin publikowania komunikatów na Telegramie oddziały Wagnera zdążyły przejąć kontrolę nad Rostowem nad Donem – kluczowym hubem logistycznym dla prowadzenia operacji przeciwko Ukrainie. Marsz na Moskwę miał zostać zatrzymany, gdy Władimir Putin dogadał się z białoruskim dyktatorem Aleksandrem Łukaszenką na temat relokacji grupy Wagnera. 

Mimo że bunt w Rosji miał potencjał wydarzenia o globalnych konsekwencjach, nawet po kilku dniach od wydarzenia niewiele wiemy o tym, co się naprawdę wydarzyło. Wszystko przez brak sprawdzonych, wiarygodnych faktów i dezinformacyjne działania Kremla. Do tego doliczyć trzeba czynnik myślenia życzeniowego – bo większość z nas, dziennikarzy nie wyłączając, życzy szybkiego zwycięstwa Ukrainie i płynnego przejścia do etapu odbudowy. Zachodnie media zostały więc postawione w bardzo trudnej sytuacji. Padły ofiarą manipulacji, w której nic nie wiemy na pewno. Jeśli – jak twierdzą eksperci – sam Putin żyje w świecie kłamstw i dezinformacji, także my jesteśmy na co dzień bombardowani dokładnie tym samym. 

Mimo szybkiej ewolucji narzędzi służących do badania infosfery, przy obecnym chaosie informacyjnym znaleźliśmy się w sytuacji kremlinologów z lat 70. i 80. ubiegłego stulecia, gdy o tym, co się dzieje na szczytach władzy w Moskwie, spekulowano na podstawie analizy zdjęć trybun honorowych podczas transmisji z oficjalnych uroczystości. Dziś materiałów źródłowych do analizy jest więcej, co jednak nie przekłada się na naszą wiedzę dotyczącą rosyjskich elit władzy.  

Warto patrzeć na fakty. Rezultatem „buntu” Prigożina jest przemieszczenie grupy Wagnera do Białorusi – bliżej granicy z Polską i NATO, co z pewnością nie może cieszyć. Reszta pozostaje jedynie w sferze spekulacji.  

Na tej wojnie stosuje się wszystkie formy dezinformacji: uprawia się czarną propagandę, manipuluje się faktami, publikuje się fake newsy, rozpuszcza plotki. Rosyjska propaganda uprawia przede wszystkim propagandę na własny użytek i w celu złamania ukraińskiego oporu. Ale Kreml próbuje przekonać do swoich narracji zarówno swoich obywateli, jak i społeczeństwa byłego ZSRR, państwa „bliskiej zagranicy” (w tej grupie mieści się także Polska), a także kraje niezaangażowane oraz Zachód. Do każdego z tych celów stosuje inną strategię oraz narzędzia dezinformacji. Czy skuteczne? W pewnych wymiarach na pewno, bo w goebbelsowskiej sentencji o tym, że kłamstwo powtórzone 100 razy staje się prawdą, jest sporo racji. 

Istnieje co najmniej kilkanaście linii narracyjnych rosyjskiej dezinformacji służących do atakowania polskojęzycznej infosfery. Część z nich wydaje się absurdalna, inne jednak, powielane przez środowiska prorosyjskie, pożytecznych idiotów i zwykłych ludzi, w których rozbudzono poczucie lęku, padają na podatny grunt. Albo przynajmniej wzbudzają w odbiorcach wątpliwości – a może rzeczywiście jest coś na rzeczy? Stąd powielane przekazy o niebezpieczeństwie „ukrainizacji” Polski po przyjęciu uchodźców, obecności oddziałów polskich najemników na Ukrainie, przekazy dotyczące negatywnych skutków obecności Amerykanów w Polsce, czy narracja o zamianie okupacji rosyjskiej na amerykańską. Od czasu do czasu, w związku z nuklearnym szantażem Rosji pojawiają się fake newsy o radioaktywnych chmurach nadlatujących z ukraińskich elektrowni jądrowych.

Piszę o tym z perspektywy osoby mieszkającej w Polsce, ale te same elementy wojny dezinformacyjnej można zaobserwować także w USA. Nie bez powodu Prigożin znajduje się na celowniku federalnej prokuratury za domniemane próby wpływania na wyniki wyborów prezydenckich w 2016 roku. Tu rosyjskie narracje są bardziej subtelne, ale też często bazują na resentymentach, plotkach i zasiewaniu ziarna wątpliwości.

Wpływanie na dyskurs publiczny należy do jednych z głównych narzędzi prowadzenia wojny informacyjnej. To świadoma gra na ludzkiej niepewności i strachu. Dochodzi do tego, że czujemy się zmęczeni i w pewnym momencie rezygnujemy z wysiłku oddzielania informacyjnego ziarna od plew. I o to Rosjanom właśnie chodzi. 

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.


Podziel się
Oceń

ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama