Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 11:35
Reklama KD Market

Zalana Ukraina

Zalana Ukraina
Chersoń po powodzi fot. GEORGE IVANCHENKO/EPA-EFE/Shutterstock

Niszczenie przez Rosję infrastruktury na Ukrainie osiągnęło kolejny wymiar barbarzyństwa po wysadzeniu tamy i zniszczeniu elektrowni wodnej w dolnym biegu Dniepru. Spróbujmy sobie to wyobrazić, przenosząc się na grunt amerykański. Jak zareagowalibyśmy, gdy ktoś wrogi Ameryce wysadził w powietrze Zaporę Hoovera na rzece Kolorado, pozbawiając dostępu do wody kilka okolicznych stanów?

Satelitarne zdjęcia udostępnione mediom pokazują gigantyczne rozmiary powodzi wywołanej celowo poprzez eksplozję. Nie chodzi tu o drobny epizod w teatrze działań wojennych/ Zbiornik kachowski zatrzymywał i kontrolował poziom wody na wielkiej rzece o przepływie 1670 m3 na sekundę na wysokości Chersonia. Dla porównania to półtora raza więcej od wody niesionej przez Wisłę, mierzonej przy ujściu do Bałtyku. 

O Ukrainie znów usłyszeliśmy po kilku tygodniach względnej ciszy. W oczekiwaniu na zapowiadaną od miesięcy ukraińską kontrofensywę w celu odzyskania terytoriów zajętych przez Rosjan, zapomnieliśmy trochę o toczącym się bez przerwy konflikcie. Brak efektownych wydarzeń medialnych sprawia, że umyka naszej uwadze fakt, że wojna trwa, a nawet eskaluje, stanowiąc zagrożenie dla całej Europy. Świadczyć może o tym coraz ostrzejsza antypolska retoryka rosyjskiej i białoruskiej propagandy, pełna niedwuznacznych pogróżek wobec Warszawy. Polacy starają się je ignorować, czy po prostu wyśmiewać, wskazując na absurdalność niektórych tez. Tylko historycy nieśmiało przypominają, że w podobny sposób traktowano zapowiedzi Adolfa Hitlera przed II wojną światową.

W takich okolicznościach, podczas oczekiwania na jakiś przełom i konkretne zdobycze ukraińskiej ofensywy, o której nie wiadomo, czy w ogóle ruszyła, nadeszły zdjęcia i doniesienia o gigantycznej katastrofie spowodowanej najprawdopodobniej celowo i z premedytacją przez rosyjskich agresorów.  Zbiornik Kachowski oddziela deltę Dniepru od jego górnego biegu. Jego wysadzenie miało najprawdopodobniej na celu zablokowanie spodziewanej ukraińskiej kontrofensywy właśnie na odcinku poniżej zapory. Jak twierdzą analitycy wojskowi, dla Rosjan skraca to potencjalną linię frontu i ogranicza przestrzeń do dokonania kontrataku przez stronę ukraińską, bo przez zalane miejsca nie można się przeprawić. Ale wysadzenie tamy ma także długofalowe konsekwencje, bo od wody zgromadzonej w zbiorniku zależy bezpieczeństwo zaporoskiej elektrowni jądrowej, a także zabezpieczenie w wodę okupowanego przez Rosję Krymu. Wygląda więc na to, że tym razem, wysadzając tamę, myślano przede wszystkim o krótkoterminowych celach taktycznych, a nie długofalowej strategii.  

Z ostatnim podobnym wydarzeniem na tej rzece mieliśmy do czynienia latem 1941 roku, kiedy wycofujące się przed Niemcami wojska NKWD wysadziły w powietrze inną tamę na Dnieprze. Bez poważnych efektów, bo ofensywy hitlerowców nie zatrzymały. II wojna światowa była ostatnim wydarzeniem na tym terenie, w którym strony konfliktu stosowały nieludzką taktykę spalonej ziemi. W tym przypadku – zalanej ziemi. 

To przypomina o jeszcze innym aspekcie wysadzenia tamy na Zbiorniku Kachowskim. Katastrofa dotknie bezpośrednio co najmniej miliona osób mieszkających poniżej tamy.  Nie bez powodu strona ukraińska nazywa incydent jednym z największych aktów terrorystycznych w Europie. Zachodni prawnicy twierdzą, że mamy do czynienia z przestępstwem wojennym w rozumieniu konwencji genewskiej, choć Kreml stanowczo wypiera się udziału w zniszczeniu zapory. Skutki decyzji odczuł także sam agresor. Woda zalała olbrzymie obszary także na lewym brzegu, topiąc wielu Rosjan. Zginęli nawet rosyjscy żołnierze, bo nie uprzedzono ich na czas o detonacji tamy. Co więcej, ostrzelano nawet ewakuującą się cywilną ludność Chersonia po ukraińskiej stronie frontu. Fala powodziowa wypłukała nawet rosyjskie miny pozostawione przez Rosjan w celu zatrzymania ukraińskiej kontrofensywy, co jeszcze bardziej komplikuje sytuację i zwiększa zagrożenia dla ludności cywilnej. 

Jedną z pułapek myślenia o Ukrainie może okazać się oczekiwanie na magiczny przełom w postaci udanej ofensywy czy innego wydarzenia, które odwróci losy konfliktu i pozwoli wrócić do punktu wyjścia. Tymczasem coraz bardziej widać, że konflikt, który w zamyśle agresora miał trwać tylko kilka dni, przeobraził się  w długotrwałą wojnę na wyniszczenie. Zalana przez eksplozję delta Dniepru to tylko jeden z przykładów. Takiej, mimo pomocy Zachodu, Ukraina nie musi wcale wygrać, bo Rosja dysponuje dużo większymi rezerwami demograficznymi, ekonomicznymi i surowcowymi. Warto o tym pamiętać, myśląc o konsekwencjach wydarzeń we wschodniej Europie. Także dla Polski. 

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama