Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 14:49
Reklama KD Market

Wolność wyboru, czyli o szkodliwości TikToka

Wolność wyboru, czyli o szkodliwości TikToka
fot. EPA-EFE/Shutterstock

Montana jest pierwszym amerykańskim stanem, który wprowadził zakaz pobierania aplikacji TikTok. Chińska aplikacja internetowa pozwalająca na publikowanie krótkich filmików budzi ogromne kontrowersje. I to nie tylko dlatego, że jest właśnie chińska.

Dostęp do TikToka ograniczyły w ostatnim czasie takie kraje jak Kanada, Indie, Nowa Zelandia, Estonia, oraz Niemcy i Wielka Brytania. Nie bez powodu. TikTok, podobnie jak inne media społecznościowe ma możliwość zbierania danych wrażliwych swoich użytkowników. A jest ich niemało, bo z aplikacji korzysta ponad 2 miliardy użytkowników, z czego ogromna większość nie skończyła nawet 18 lat.Tymczasem dzięki aplikacji istnieje możliwość mapowania urządzenia, na którym została ona zainstalowana, uzyskania dostępu do kontaktów, kalendarza, a także schowka z hasłami. Istnieje też możliwość śledzenia aktywności na innych portalach społecznościowych. Słowem – aplikacja stwarza jej twórcom możliwość gromadzenia zarówno danych do badań masowych (tzw. big data), jak i do indywidualnego podglądania konsumentów. Informacje, jakie gromadzi TikTok, mogą się nie różnić od tych zbieranych przez inne serwisy społecznościowe (Facebook, Twitter, Instagram, YouTube etc.), ale problem polega na tym, kto ostatecznie może mieć do nich dostęp. W przypadku amerykańskich gigantów chodzi o władze wielkich korporacji z Doliny Krzemowej, kontrolowane przez prawo. Gdy chodzi o TikToka, prywatne dane użytkowników mogą znaleźć się w rękach chińskiego rządu. A wiadomo, że cele, jakie przyświecają Komunistycznej Partii Chin, są nieco inne niż w świecie Zachodu, a pokusa uzyskania dostępu do danych Amerykanów może okazać się zbyt wielka, aby z niej nie skorzystać.W Stanach podejrzliwość wobec TikToka to w sumie nic nowego, bo od trzech lat aplikacji tej nie można instalować na amerykańskich urządzeniach wojskowych, nie wyłączając telefonów służbowych. Od kilku miesięcy nie można także ściągać apki na cywilne urządzenia służbowe pracowników rządu federalnego. Skoro jednak o poziomie federalnym mowa, to w USA nie ma ustawy regulującej prawo do prywatności na poziomie ogólnokrajowym. Poszczególne stany będą więc sobie radzić z TikTokiem na różne sposoby. O ile w ogóle uznają apkę za problem. Zakaz wprowadzony w Montanie będzie można zresztą stosunkowo łatwo ominąć. Wystarczy skorzystanie z VPN, czyli możliwości wirtualnego „oszukania” sieci łączeniem z serwerów znajdującym się poza tym stanem. Nie wspominając o tym, że Montana należy do najmniej zaludnionych stanów USA.Przeciwko ograniczeniom protestują obrońcy wolności słowa. Sam TikTok w oficjalnym oświadczeniu też powołał się na prawa konstytucyjne mieszkańców Montany. Decyzję stanu oprotestowała już Amerykańska Unia Wolności Obywatelskich (ACLU – American Civil Liberties Union), przypominając, że zakaz dotyczy tylko TikToka, a nie wszystkich aplikacji gromadzących dane osobowe. Jest więc wybiórczy i w ten sposób ogranicza możliwość wyboru. Władze TikToka chcą też umieścić gromadzone dane na amerykańskich serwerach, aby oddalić podejrzenia. Po tej deklaracji od razu jednak zwrócono uwagę, że kopie zapasowe danych przechowywane są m.in. w Singapurze, a więc poza zasięgiem Amerykanów.Sprawa byłaby jednak zbyt prosta, gdyby chodziło tylko o Chińczyków. Oddzielną kwestią – jeśli chodzi o koszty społeczne na pewno nie mniej ważną – jest wpływ jaki TikTok wywiera na dzieci i młodzież. Badania Amerykańskiego Centrum Przeciwdziałania Nienawiści w Sieci dowiodły, iż algorytmy TikToka są tak zbudowane, że już po trzech minutach korzystania z aplikacji użytkownik jest przekierowywany do treści związanych nie tylko z przemocą, narkotykami czy seksem, ale także z samobójstwami czy zaburzeniami odżywiania. TikTok, prosty w obsłudze i – powiedzmy szczerze – dość prymitywny, może mieć szkodliwy wpływ na młode pokolenie. Nie mówiąc już o wzorcach osobowych i autorytetach, jakie bezmyślnie promuje jako platforma społecznościowa.„Nigdy nie ufaj niczemu i nikomu, jeśli nie wiesz, gdzie jest jego mózg” – tę proroczą refleksję zawdzięczamy brytyjskiej pisarce J.K. Rowling i jej książce „Harry Potter i Komnata Tajemnic”. Zdanie włożone w usta Artura Weasleya, ojca jednego z głównych bohaterów magicznej sagi, okazuje się prawdziwe także w realu. Warto o tym pamiętać, kiedy rzucamy się w otchłań mediów społecznościowych.

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama