Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 13 listopada 2024 19:32
Reklama KD Market

Odwagi na drogę!

Odwagi na drogę!
fot. Pixabay.com

Raz po raz wracam do tematu powołania kapłańskiego i zakonnego. Jest to raczej bardzo naturalne, wszak zakonnikiem i księdzem, stąd dzielę się życiem i przemyśleniami. Aktualna sytuacja w bardzo wielu miejscach świata, gdzie chrześcijaństwo, a więc także Kościół katolicki, a co za tym idzie, także pozycja wszystkich, którzy pracują w kościołach, szczególnie duchownych i zakonników mocno spadła, prowokują do postawienia sobie wielu pytań o to, co dalej? Fakt jest taki, że w opinii wielu, jesteśmy już nieatrakcyjni. Tylko, czy kiedykolwiek byliśmy? Warto poczytać historię Kościoła, żeby uświadomić sobie, że tak było od samego początku i jest nadal. Z pozycji sekty będącej zagrożeniem w ówczesnym świecie doszliśmy wprawdzie do wolności religijnej, choć przecież nie wszędzie, gdyż mimo upływu wieków i rozwoju świata, wciąż trwa o nią zawzięta walka. Męczennicy byli, są i będą do końca. Tworzą jednak szczególną grupę, gdyż dzięki ich przelewanej krwi, na pozornej przegranej, Kościół zapuszcza jeszcze głębiej swoje korzenie i trwa. Od ponad roku towarzyszy mi wisząca na ścianie współczesna ikona Matki Bożej Wspomożycielki Chrześcijan Prześladowanych. Znalazłem ją kiedyś na internetowej stronie Rycerzy Kolumba, którzy jak się okazuje, promują ją powszechnie. Bardzo do mnie przemawia. Jest Matką Jezusa Zbawiciela i prześladowanych, niezliczonych sióstr i braci z każdego chrześcijańskiego wyznania, którzy chronią się w Jej płaszczu. Zakon Rycerzy Kolumba, promując ikonę, zachęcają do modlitwy i zbierają finanse na prześladowanych chrześcijan zwłaszcza na Bliskim Wschodzie.

W aktualnym kontekście zadaję sobie pytanie w kwestii nowych powołań do kapłaństwa i życia zakonnego. Wciąż mam wrażenie, że ich drastycznie spadająca liczba jest efektem nie tyle negatywnych informacji, których wciąż wiele w mediach na temat życia i przede wszystkim zachowania osób duchownych, ile lęku, który wyrasta na ich bazie. Lęk zawsze może paraliżować, a dotyczy to także pragnień młodych ludzi, stojących przed decyzją wyboru drogi życia. Przed laty, kiedy przełożeni w seminarium pytali nas, przed ostatecznym dopuszczeniem do święceń, co wpłynęło na moje konkretnie powołanie, przykład spotkanej osoby czy też coś innego, odpowiedź była w moim przypadku jasna: było to świadectwo życia nie jednej, a wielu osób. Zarówno mężczyzn, będących księżmi, jak i kobiet, które żyją w stanie zakonnym. Spotkałem w życiu wiele postaci, które mnie naprawdę fascynowały swoją autentycznością, prostym stylem życia, bardzo dużym zaangażowaniem w to, co robią, a przede wszystkim, że byli to ludzie modlitwy zakochani w Bogu. Do mnie, młodego wówczas człowieka, takie przykłady przemawiały mocno i pociągały, aby żyć podobnie. Odpowiadały na młodzieńcze ideały, którymi żyłem. Oczywiście z czasem odkrywałem, że każdy człowiek ma grzeszną naturę skłonną do upadków. Byłem świadkiem wewnętrznych zmagań i walki, a także duchowych nocy i cierpienia ludzi, w których ślady poszedłem. Dzisiaj znam to już z własnego życia.

Nigdy mnie to jednak nie gorszyło i nie gasiło ognia prowadzącego po drodze zakonnego i kapłańskiego powołania. Chyba że spotykałem się z formą bezczelnego bawienia się własną słabością, co mogło prowadzić i czasem prowadzi do dewiacji. Nigdy też nie fascynowała mnie sklerykalizowana forma życia duchownych. Nawet nastawiała mnie bardzo negatywnie. Cenię sobie szczerość także w przeżywaniu własnych słabości. Stąd nie ma we mnie zgody na grzech i antyświadectwo. Brało się to właśnie z przykładu życia spotkanych ludzi, księży, braci i sióstr zakonnych, którzy mimo wszystko, czasami jak na wojnie, poranieni, pobrudzeni, wymęczeni wewnętrznymi i zewnętrznymi walkami, trwali i szli do przodu. Ich życie było dla mnie świadectwem, wystarczającym do tego, aby iść krok za krokiem do przodu i nie wycofać się.

Oczywiście, te trzydzieści lat temu było zupełnie inaczej, zwłaszcza w Polsce. Bez wątpienia było łatwiej i atrakcyjniej. Dzisiaj jest bardzo trudno podjąć decyzję i dokonać takiego wyboru powołania. Wiem to i wierzę, że wielu się boi. Nie znaczy to jednak, że dzisiaj nie ma już takich dobrych świadectw. Przekonuję się, że oprócz robaczywych jednostek, o których głośno dzięki mediom, oprócz tych, którzy nie wyobrażają sobie nieklerykalnego stylu życia Kościoła, większość to jednak uczciwi ludzie, pełni zapału i gorliwości oraz naprawdę dobrych i cennych pomysłów, księża, a także siostry i bracia w zakonach. Spotykam ich i fascynują mnie. Lubię przyglądać się, jak realizują różne pomysły, cieszę się, widząc, że się modlą i szukają sposobów pogłębienia życia duchowego. I to, że walczą. Z pokusami do grzechu, jak i z samym grzechem i złem. Pytam się też, czy ja jestem takim przykładem i świadectwem dla innych? Mogę powiedzieć szczerze, że mimo wielu niedoskonałości i słabości, staram się, jak mogę, a jak nie mogę, to szukam pomocy, aby trwać i walczyć o świadectwo.

W tym kontekście ucieszyły mnie słowa papieża Franciszka, w których przypomniał niedawno, że „słowo męczeństwo pochodzi od greckiego martyria, które oznacza właśnie świadka. Męczennikiem jest osoba dająca świadectwo, aż do przelania krwi (…) Męczenników nie należy jednak postrzegać jako „bohaterów”, którzy działali indywidualnie, jak kwiaty kiełkujące na pustyni, ale jako dojrzałe i doskonałe owoce winnicy Pańskiej, którą jest Kościół.” Dzisiaj, po latach, mogę jasno stwierdzić, że każde trwanie w powołaniu, czy to kapłańskim, zakonnym, czy to w małżeństwie, wiąże się czasem z cichym męczeństwem walki o wierność i o to, żeby nie poddać się pokusom łatwej gry ze złem i grzechem, do której wszyscy są kuszeni. Na mojej półce z książkami jest wiele świadectw, które lubię czytać i do których wracam, prawdziwego życia moich braci księży i zakonników. Lubię wracać, gdyż pomagają mi w moich codziennych życiowych zmaganiach oraz inspirują mnie do lepszego życia i działania. Lubię też słuchać podcastów i „youtubów” moich młodszych braci i sióstr, gdzie mówią współczesnym językiem do współczesnych, zwyczajnie i wprost nie tylko o tym, co łatwe i idealne.

Najbliższa niedziela jest w Kościele katolickim dniem modlitw o powołania do kapłaństwa i życia zakonnego. Nigdy nie miałem wątpliwości, że powołanie jest inicjatywą samego Stwórcy. Papież pisze w swoim orędziu na ten dzień: „Powołanie jest darem i zadaniem, źródłem nowego życia i prawdziwej radości. Niech inicjatywy modlitewne i animacyjne, związane z tym Dniem, wzmocnią świadomość powołaniową w naszych rodzinach, wspólnotach parafialnych i wspólnotach życia konsekrowanego, stowarzyszeniach i ruchach kościelnych. Niech Duch zmartwychwstałego Pana przebudzi nas z apatii i obdarzy współczuciem i empatią, abyśmy każdego dnia żyli odrodzeni jako dzieci Boga Miłości (por. 1 J 4, 16) i sami stawali się kreatywni w miłości: zdolni do niesienia życia szczególnie tam, gdzie panuje wykluczenie i wyzysk, nędza i śmierć. Aby obszary miłości mogły się poszerzać, a Bóg mógł coraz bardziej królować w tym świecie.” Z tej okazji życzę wszystkim, młodym i starszym, poszukującym i tym, co są już w drodze: Odwagi!

ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama