Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 13 listopada 2024 19:50
Reklama KD Market

USA, Ukraina i nowy ład światowy

USA, Ukraina i nowy ład światowy
Rejon Charkowa fot. STRINGER/EPA-EFE/Shutterstock

Polityka międzynarodowa nie stanowi większego zmartwienia dla przeciętnego amerykańskiego wyborcy. Zwykle na listach najważniejszych problemów zaprzątających uwagę zajmuje dalekie miejsce po takich problemach, jak przestępczość, bezrobocie, inflacja, dostęp do opieki zdrowotnej czy imigracja. Zagrożenia dla bezpieczeństwa z zewnątrz, w tym strach przed globalnym konfliktem i scenariuszem nuklearnym od zakończenia zimnej wojny nie zaprzątają naszych głów. Stany Zjednoczone toczą mniejsze lub większe wojny niemal bez przerwy, ale jest to cena za odgrywanie roli najpotężniejszego państwa na świecie. Przyjęło się uważać, że hegemonia USA jest dana na zawsze. Historia przypomina, że tak wcale być nie musi. 

Próby kwestionowania obowiązującego porządku świata podejmowano zawsze. Co jakiś czas jakieś państwo próbuje kwestionować pozycję kraju uważanego za najsilniejszy. Konflikty zbrojne, zwłaszcza te zastępcze (tzw. proxy wars) stanowią zawsze okazję do oceny siły głównych graczy na arenie międzynarodowej. I nawet jeśli nie uda się zmienić porządku świata, zawsze można wygrać coś dla siebie, zgodnie z przysłowiem, że gdzie się dwóch bije, tam trzeci korzysta. 

Dla Polaków i Amerykanów interesujących się Europą zaangażowanie w pomoc dla Ukrainy wydaje się sprawą oczywistą. Za wschodnią granicą toczy się wojna napastnicza, w której większy kraj napadł na mniejszego sąsiada w celu jego zwasalizowania i pozyskania zdobyczy terytorialnych. Pomoc dla walczącej Ukrainy to także kwestia polskiej racji stanu i zwykłego instynktu samozachowaczego – doświadczenia historyczne wyraźnie wskazują, że po ewentualnym pochłonięciu Ukrainy przyszłaby prędzej czy później pora na Polskę i jej sąsiadów. Podobne diagnozy postawiono także w Waszyngtonie, choć Biały Dom gra w zupełnie innej lidze. 

Euroatlantyckiego punktu widzenia nie podziela jednak większość ludzkości. Istnieje grupa krajów popierających Rosję, bądź to otwarcie, bądź pod płaszczykiem życzliwej dla Kremla neutralności. Jeszcze liczniejsza jest grupa krajów, która nie zajęła w kwestii konfliktu jednoznacznego stanowiska, ale jednocześnie w jak największym stopniu usiłuje wykorzystać sytuację gospodarczo lub politycznie. Mamy tu często do czynienia z cyniczną grą interesów. 

Ciekawą analizę dotyczącą globalnej sytuacji opublikował Economist Intelligence Unit, grupa analityczna powiązana z tygodnikiem „The Economist”: w chwili obecnej Ukrainę wspiera 122 państw. Jest to co prawda mniej niż 131 krajów potępiających Kreml na początku konfliktu, ale wciąż jest to znakomita większość członków ONZ.  Są wśród nich największe (poza Chinami) potęgi gospodarcze, co sprawia, że grupa ta wytwarza ponad dwie trzecie globalnego PKB. Nieco inaczej będą jednak wyglądały sprawy, gdy spojrzymy na potencjał ludnościowy tego obozu. Obóz proukraiński to tylko 36 proc. populacji naszej planety. 

Dla porównania – wylicza „The Economist” – grupa państw neutralnych (35 krajów) jest porównywalna ludnościowo – to około 31 proc. światowej populacji, na czym zaważyła obecność takich krajów jak Indie, Indonezja czy Turcja. 

Grupa krajów sprzyjających Rosji zwiększyła się z kolei z 29 do 35 państw. Największym sprzymierzeńcem Kremla pozostają Chiny, które tylko formalnie mówią o swojej neutralności i próbują grać rolę mediatora. Ostatnio w tym kierunku Kremla podążyła Republika Południowej Afryki, w której Rosja ma spore wpływy, podobnie zresztą jak i w wielu innych krajach tego kontynentu. 

To ścieranie się wpływów to kolejna przymiarka do stworzenia nowego ładu światowego, w którym na pewno będzie mniej miejsca dla Stanów Zjednoczonych i Europy oraz elementarnych wartości takich jak demokracja, humanitaryzm czy prawa człowieka – uważanych przez konkurentów za „hipokryzię”. Oprócz Chin i coraz bardziej satelitarnej Rosji, które rzucają rękawicę Stanom Zjednoczonym i ich sojusznikom, nadal na światowej arenie rozpychać się będą najludniejsze lub najbogatsze kraje zaliczane do niedawna do tzw. Trzeciego Świata – Indie, Brazylia czy Katar.  To ta pozostała jedna trzecia ludności świata – zauważa „The Economist”. Widząc w obecnym konflikcie kontynuację zimnej wojny, państwa z tej ostatniej grupy próbują wygrać jak najwięcej dla siebie i zrobić dobry interes. I tak Indie kupują od Rosji z ogromnymi upustami ropę naftową, w której reżim Putina zaczął się topić. Brazylia z kolei traktuje pomoc Zachodu dla Ukrainy jako próbę dalszej ekspansji NATO w kierunku Rosji i stawia na rozwój stosunków z Chinami jako przeciwwagę wpływów USA na półkuli zachodniej. Arabia Saudyjska wykorzystuje sytuację poprzez… ograniczenie wydobycia ropy naftowej i windowanie w górę cen surowca. Na szczęście grupa ta nie jest jednolita, bo wśród krajów, które nie nałożyły sankcji i które próbują grać swoją neutralnością znaleźć można takie podmioty jak Indie, Pakistan, Wietnam, Indonezja, a nawet Turcja, która jest przecież członkiem NATO. Łączy je jednak dążenie do utrzymania stabilności handlu międzynarodowego i przepływu żywności oraz surowców energetycznych. 

To, co się dzieje wokół Ukrainy, może przesądzić o światowym układzie sił na przestrzeni kilku następnych dekad. Oprócz kwestii rosyjskiej przed Zachodem stoi trudne zadanie ułożenia stosunków z najludniejszymi krajami Południa, wśród których Rosja i Chiny prowadzą skuteczną dyplomację wpływów. Powiedzieć, że przyszło nam żyć w ciekawych czasach, to nie powiedzieć nic. 

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.


church-3481187

church-3481187

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama