Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 14:32
Reklama KD Market

Konwoje pod specjalnym nadzorem

Konwoje pod specjalnym nadzorem
fot. ARSHAD ARBAB/EPA-EFE/Shutterstock

Przez kilka następnych dni przez Polskę przejeżdżać będą konwoje eskortowane przez rodzime służby. Nie chodzi tu jednak o transport broni na walczącą Ukrainę, ale o przewóz żywności z tego kraju tranzytem do różnych krajów świata. Alternatywą dla tego rozwiązania jest nawet całkowity zakaz wwozu ukraińskiej żywności do całej Unii Europejskiej.

Kryzys związany z obecnością zboża na terenie Unii Europejskiej to pierwszy poważny zgrzyt w stosunkach Kijowa z Warszawą, a także z Brukselą. Okazało się, że po ataku Rosji na Ukrainę zjednoczona Europa była w stanie przyjąć kilka milionów uchodźców wojennych i zaoferować konkretną pomoc zarówno wojskową, jak i humanitarną. Nie była jednak gotowa na zalew ukraińskiego zboża, wobec którego (podobnie jak w przypadku innych produktów żywnościowych) uchylono nawet cła.

Uruchomienie transportu ukraińskiej żywności przez Polskę, Słowację, Węgry i Rumunię miało być rozwiązaniem tymczasowym, w związku z zagrożeniem dotychczasowych szlaków handlowych przez Morze Czarne. Ukraina, podobnie jak większa Rosja, eksportowała bowiem gigantyczne ilości zboża i oleju słonecznikowego do krajów Trzeciego Świata. Jednym z zagrożeń konfliktu na Ukrainie było właśnie przerwanie połączeń transportowych. Ponieważ jednak obu stronom konfliktu zależało na utrzymaniu eksportu, udało się osiągnąć w tej sprawie konsensus. Tzw. porozumienie zbożowe umożliwia wywóz żywności z czarnomorskich portów. Ukraina budowała jednak równolegle alternatywne szlaki lądowe w stronę portów nad Bałtykiem czy nad Morzem Czarnym po południowej stronie od swojej granicy. Poza tym firmy z Ukrainy zaczęły szukać własnych rynków zbytu i sprzedawać zboże blisko swojej granicy – nawet te, które teoretycznie miało przejechać przez UE tranzytem. W rezultacie zboże zamiast opuścić Europę zaczęło zalewać wspólny rynek. Cena pszenicy zaczęła pikować w dół. Zaprotestowali rolnicy, przede wszystkim w Polsce i krajach bezpośrednio sąsiadujących z Ukrainą. Nad Wisłą na dobre zaczęła się już kampania wyborcza, co jeszcze zwiększyło temperaturę sporu. Rezultatem protestu było jednostronne ogłoszenie zakazu wwozu żywności z Ukrainy, co było sprzeczne z unijnym prawem. Głosy sprzeciwu z Brukseli były jednak raczej nieśmiałe, a z Ukraińcami udało się dogadać, przynajmniej jeśli chodzi o tranzyt. Wwożona żywność ma być odtąd skrupulatnie monitorowana w procesie tranzytu poza terytorium UE. Plomby elektroniczne, czujniki GPS i eskorta służb kontroli skarbowej to środki, na które zdecydowali się Polacy. Problemem pozostają jednak wypełnione spichlerze, które trzeba opróżnić przed nadchodzącymi żniwami oraz ograniczona przepustowość polskich portów. Zarysował się też bardzo wyraźny konflikt interesów – Ukraina desperacko usiłuje sprzedać swoje nadwyżki żywności, Unia Europejska chce bronić integralności własnego rynku rolnego.

Kryzys zbożowy zwrócił także uwagę na inne potencjalne problemy, jakie mogą pojawić się już po zakończeniu (oby zwycięskiego dla Ukrainy) konfliktu zbrojnego. Aspiracje Kijowa dołączenia do wspólnego europejskiego rynku mogą zostać zweryfikowane i to dość brutalnie. Przyłączenie dużego rolniczego kraju z niskim kosztem siły roboczej o ziemiach tak żyznych, że produkcja rolna okaże się nieporównywalnie niższa niż w Europie Zachodniej, może okazać się bardzo trudne. Mimo wszystkich sympatii podczas rozmów akcesyjnych w grę wchodzić będzie bowiem twardy rachunek ekonomiczny. Unia Europejska nie od dziś broni swojego rynku rolnego. Obawy te odczuli także Polacy w procesie akcesyjnym na początku obecnego stulecia. Wówczas głośne obawy przed pojawieniem się na wspólnym rynku tańszej polskiej żywności płynęły z Francji i innych krajów produkujących żywność. Problem rozwiązano wówczas m.in. poprzez ustalenie wysokości dopłat dla polskich rolników na dużo niższym poziomie niż w przypadku zachodnich farmerów. W przyszłości to polscy rolnicy mogą przejąć rolę francuskich kolegów, ostro walcząc o własne interesy kosztem ukraińskich sąsiadów.

Kryzys zbożowy pokazuje, że integracja Ukrainy wcale nie będzie procesem łatwym ani oczywistym. Może się nawet okazać, że Kijowowi – choć dziś wygląda to na political fiction – uda się najpierw schronić pod parasolem NATO niż wejść do UE. Oczywiście przy założeniu, że w toczącym się konflikcie Ukrainie uda się obronić swoją niezależność od Rosji. Nie znaczy to jednak, że należy rezygnować z procesu włączania wschodnich sąsiadów Polski w struktury europejskie. Będzie to jednak dużo bardziej skomplikowane, niż się na pozór wydaje.

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama