Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 22 grudnia 2024 22:31
Reklama KD Market

Na gapę do USA, czyli o zachłanności kontrolowania

fot. Pixabay.com

Tę procedurę pamięta każdy, kto wracał do Stanów Zjednoczonych samolotem. Wyjście z samolotu długim rękawem, potem marsz krętymi korytarzami lotniskowych terminali do puntu kontroli imigracyjnej. Często z widokiem – po drugiej stronie szyby – na ludzi, którzy formalnie są już po drugiej stronie granicy i czekają na swój lot. Potem oczekiwanie w długiej kolejce (ogonek tym dłuższy, im więcej samolotów przyjęło właśnie lotnisko) na spotkanie z urzędnikiem i sprawdzenie paszportu. I jeszcze kolejne oczekiwanie na bagaż wraz z szansą na drugą kontrolę – tym razem celną. 

Okazuje się, że… można te formalności ominąć, choć może nie do końca legalnie. Taki przypadek spotkał 4 kwietnia pasażerów lecących z Paryża na lotnisko JFK w Nowym Jorku lotem NO301. Tanie linie lotnicze Norse Atlantic, które zaledwie od kilku tygodni obsługują to połączenie, wypuściły pasażerów z rękawa do terminalu z pominięciem kontroli paszportowej – tak jakby przylecieli do Wielkiego Jabłka jednym z lotów krajowych. A potem zaczęło się szukanie tych, którzy, bez swojej winy, wjechali do Ameryki na gapę.

Niestety pomyłka, jak miała miejsce w Nowym Jorku, nie sprawi, że latanie za granicę stanie się łatwiejsze. US Customs and Border Protection chce bowiem w jeszcze większym stopniu kontrolować, kto podróżuje do/z USA, z własnymi obywatelami włącznie. Ale o tym na końcu tego artykułu.

Błędy lotniczych nowicjuszy?O tym, co naprawdę stało się w Nowym Jorku i dlaczego do tego doszło, wiemy raczej niewiele. Portale poświęcone podróżowaniu i liniom lotniczym spekulują, iż zawiniła niedoświadczona załoga samolotu, bo Norse Atlantic są stosunkowo młodym graczem na rynku lotniczym.

Nie wiemy też, ile osób ominęło kontrolę imigracyjną. Oficjalny komunikat Norse Atlantic mówi o „nielicznych” pasażerach. Ale warto pamiętać, że Norse Atlantic są linią ultra-niskokosztową, która pobiera dodatkowe opłaty za każdy bagaż rejestrowany. Wiele osób oszczędza i podróżuje tylko z bagażem podręcznym. To zapewne ta grupa, wypuszczona wprost do terminalu z pominięciem krętych korytarzy prowadzących do stanowisk kontroli paszportowej, wyszła od razu „na miasto”. Można domniemywać, iż oczekujących na bagaż udało się jakoś „przechwycić” i skontrolować w strefie paszportowo-celnej.

Mail do pasażera: to twój własny interesPozostałych Norse Atlantic próbowały zawrócić na JFK za pomocą… poczty elektronicznej. Każdy z nieskontrolowanych pasażerów otrzymał wiadomość z dość kategoryczną prośbą, aby nazajutrz (samolot wylądował o godzinie 10 wieczorem) stawić się na Terminalu 7 lotniska o godzinie 9 rano i przejść kontrolę paszportową. „Poddanie się kontroli US Customs and Border Protection amerykańskiego rządu leży w twoim własnym interesie” – ostrzegał e-mail.

Linie skrytykowano jednak za nieprofesjonalne podejście i zbyt kategoryczny język, bo przecież to nie pasażerowie popełnili błąd. Wina leżała po stronie instytucji odpowiedzialnych za właściwe przeprowadzenie procedur: przewoźnika, portu lotniczego i być może samych służb federalnych.

Co jednak mieli robić pasażerowie, którzy po wyjściu z terminalu pojechali gdzieś dalej albo przesiedli się na inny samolot? Tu dopełnienie prawnego wymogu przejścia odprawy imigracyjno-celnej w pierwszym punkcie wjazdowym do USA było już bardzo trudne.Potem linie lotnicze nieco stonowały kategoryczny ton pierwszej wiadomości. Jeden z pasażerów ujawnił na Twitterze, że Norse jako rekompensatę za pomyłkę zaoferowały mu voucher na jeden darmowy lot oraz zaproponowały zwrot kosztów przejazdu taksówką z lotniska JFK na Manhattan.

Obywatele pewni bezkarnościWśród komentarzy nie brakuje głosów, że po popełnionym błędzie pełne wyegzekwowanie kontroli wszystkich pasażerów będzie trudne, jeśli nie niemożliwe. O ile osoby niebędące obywatelami USA mają się czego obawiać, bo mogą w przyszłości mieć kłopoty przy kolejnych podróżach do Stanów Zjednoczonych, o tyle posiadaczom amerykańskich paszportów nie można w zasadzie nic zrobić. Własnych paszportów agenci CBP od dawna nie stemplują, a za powrót bez kontroli do swojego kraju nie można ich ukarać.

O samym śledztwie też niewiele można się dowiedzieć. Wiadomo, że obejmuje zarówno linie lotnicze, port lotniczy, jak i samo US Customs and Border Protection. Każda z tych instytucji próbuje ustalić, co i z czyjej winy poszło nie tak. Najwięcej do stracenia mają Norse Airlines, którym grozi wysoka kara.

CBP: więcej informacji o pasażerachWiadomo natomiast, że CBP chce zbierać jeszcze więcej danych o osobach podróżujących do Stanów i opuszczających ten kraj. Właśnie zakończyły się konsultacje społeczne w sprawie nowych propozycji przepisów dotyczących gromadzenia informacji o pasażerach. Według U.S. Customs and Border Protection osoby korzystające z połączeń międzynarodowych będą musiały obowiązkowo podać adres, pod którym będą przebywać w USA, dwa numery telefonów (!) oraz adres poczty elektronicznej. Pasażerowie, którzy nie podadzą tych danych, nie będą mogli wsiąść na pokład samolotu. Co więcej, linie lotnicze, które będą odpowiedzialne za zbieranie danych, będą mogły wykorzystać je dla własnych celów, co w przypadku przewoźników zagranicznych nie wyklucza dzielenia się danymi z rządami innych krajów. Według rządu federalnego, celem zaostrzenia przepisów jest „ułatwienie procesu sprawdzania przez CBP, czy każdy z pasażerów podróżuje z ważnymi dokumentami, zanim jeszcze wejdzie na pokład samolotu”.

Propozycje spotkały się z lawiną krytyki. Zwracano uwagę przede wszystkim na niebezpieczeństwo naruszenia prawa do prywatności samych obywateli USA i przerzucanie kontroli nad podróżnymi na linie lotnicze w sytuacji, gdy rząd zgodnie z obowiązującym prawem nie może bezpośrednio zażądać podania danych od samych podróżnych. Inne wątpliwości dotyczą także obowiązku podania dwóch numerów kontaktowych (w sytuacji, gdy większość ludzi ma jeden telefon komórkowy) czy ujawnienia adresu poczty elektronicznej (którego posiadanie nie jest przecież obowiązkowe). Nawet podanie amerykańskiego adresu może budzić wątpliwości, bo co mają zrobić azylanci, uczestnicy zorganizowanych grup turystycznych?

Zachłanność CBP, jeśli chodzi o gromadzenie danych, jest trudna do zrozumienia. Warto pamiętać, że ogromna większość osób przylatujących do USA podróżuje już z bezpiecznymi paszportami biometrycznymi, a od cudzoziemców pobiera się na granicy odciski palców. Trudno będzie więc wytłumaczyć podróżnym, że podanie kolejnych danych zwiększy jeszcze bezpieczeństwo podróżowania.

Jolanta Telega[email protected]

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama