Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 13 listopada 2024 19:20
Reklama KD Market

À propos świętości

À propos świętości
Jan Paweł II fot. Maurizio Brambatti/EPA

Nagromadziło się w ostatnim czasie, w naszym, polskim środowisku trudnych informacji na temat świętości Jana Pawła II. Ewidentnie wciąż są ludzie, którzy jej zaprzeczają, a nawet podważając, zasiewają nieufność innych. Cóż, raz jeszcze powiem, że potrzeba dokładnego zbadania archiwów na ten temat, aby móc wydać stosowne orzeczenie. Poza tym sam proces kanonizacyjny jest raczej prowadzony bardzo dokładnie i absolutnie wszystko powinno być zbadane, zanim jeszcze wyda się orzeczenie o świętości kandydata na ołtarze. Nie dotyczy to jednak tylko św. Jana Pawła II. Dzisiaj mignęła mi, kolejny raz, informacja o św. Matce Teresie z Kalkuty. Ona też pewnym środowiskom nie pasuje, a dodatkowo miała kontakt z papieżem Polakiem i to on postarał się o szybkie jej wyniesienie na ołtarze. Ponoć miała stawiać nieludzkie wręcz wymagania swoim siostrom, a zarabiane pieniądze przekazywała do Watykanu. Wiele takich i innych historii można się naczytać niemal co dzień. I są one nie tylko niesmaczne, ale wręcz bulwersujące. W jakimś sensie ich celem jest osłabienie wiary i w świętość, i w Kościół, a to już prosta droga do uderzenia w wiarę w Boga. No ale już od grzechu pierworodnego zależy bardzo na tym samemu diabłu.

Uczestniczyłem wczoraj w katechezie, którą prowadził mój zakonny współbrat ks. Paweł, którego zaprosiliśmy na rekolekcje wielkopostne. Przyleciał z Krakowa. Od niedawna jest postulatorem, czyli odpowiedzialnym za przygotowanie i prowadzenie procesu beatyfikacyjnego Heleny Kmieć, 26-letniej wolontariuszki misyjnej, która w styczniu 2017 roku została bestialsko zasztyletowana w Boliwii. Nie była to raczej śmierć męczeńska za wiarę, ale popularność Helenki spowodowała, że setki ludzi, zwłaszcza młodych, inspiruje się jej życiem i zaangażowaniem. Sensowność procesu beatyfikacyjnego w tym przypadku jest ewidentna. Jest kolejną młodą, współczesną osobą, która „żyjąc krótko, przeżyła czasów wiele”. Słuchając o jej życiu, oglądając zdjęcia i wywiady, byłem poruszony i zainspirowany jej życiem. Z jej oczu płynęła zwyczajna dobroć, uśmiech i zaufanie, a przede wszystkim miłość do Boga i ludzi. Jednak wszystko to było takie zwyczajne. Słuchając świadectwa jej młodych przyjaciół, którzy opowiadali o Helenie ze łzami w oczach, sam byłem mocno wzruszony. Mało tego, dzieci i młodzież z polskiej szkoły w New Jersey słuchali w absolutnej ciszy. To pokazało mi jedno, że misja Heleny trwa. Ona wciąż żyje i ma wiele do powiedzenia współczesnym ludziom i światu. Wszak była jego przedstawicielką. 

Słusznie ktoś powiedział, że „będziemy w niebie zaskoczeni, ilu świętych spotkaliśmy w życiu”. Zwyczajnych ludzi, „świętych z sąsiedztwa”, którzy mieli w sobie po prostu dużo miłości. I byli to ludzie, którzy być może po wielu trudnościach w życiu, perturbacjach i turbulencjach, takich czy innych, odnaleźli w końcu Boga i weszli z Nim w przyjacielską relację. Być może stało się to także dzięki spotkaniu jakichś osób czy grup ludzi, poznaniu ich historii. Są to takie chwile, które zmieniają w życiu wszystko i stawiają na jedną szalę: na miłość, coraz bardziej bezinteresowną i czułą. Jestem przekonany, że każdy, kto spotkał w swoim życiu św. Jana Pawła II, kto wsłuchał się w jego nauczanie i kto widział dobro, które się działo, będzie miał także przekonanie o jego świętości. Ktoś, kto w życiu nie szuka Boga, nie dostrzega też świętych, którzy Go, jak witraże, przepuszczają w swoim życiu, dając światło i piękno. Ktoś taki będzie żył tylko tym, co złe, zasiewając wokół siebie atmosferę grozy, braku zaufania i posługując się kłamstwem. Ktoś, kto szuka w swoim życiu Boga, nawet jeśli to czyni nieporadnie, w końcu Go znajdzie i będzie to także wejście na drogę do tego, by stać się świętym, nawet jeśli oficjalnie nie kanonizowanym.

W Wielkim Poście, kiedy idę w każdy piątek drogą krzyżową, wciąż na nowo dociera do mnie, że Pan Jezus aż trzy razy upadał pod ciężarem krzyża. I za każdym razem powstawał, aby iść dalej. To daje mi naprawdę ogromne wsparcie na moje życie i drogę. Także osoby, które spotkał na krzyżowej drodze: Matka, Szymon Cyrenejczyk, Weronika, kobiety jerozolimskie, a w końcu Józef z Arymatei i Nikodem, oni wszyscy, z wyjątkiem Matki, musieli podjąć odważną decyzję. Nie zważając na to, co powiedzą i pomyślą inni, zdecydowali się na pomoc i udzielenie wsparcia Skazańcowi dźwigającemu krzyż, a po śmierci oddali Mu nawet nowy grób. Pytam się wtedy, czy potrafię być takim dla współczesnych, spotykanych na drodze „skazańców”? Czy też wygrywa we mnie zimna obojętność i egoizm?

Minęła właśnie 7 rocznica śmierci ks. Jana Kaczkowskiego. Dopiero co, jak się wydaje, był na rekolekcjach u św. Heleny w Chicago. Wielu nas tam wtedy przychodziło. Po co? Żeby spotkać Jana, posłuchać jego często twardych i wymagających słów, popartych świadectwem życia i choroby. On nie chciał koncentrować się na sobie i czymś, co mnie bardzo wzruszało wtedy, to moment podniesienia w czasie mszy, kiedy trzęsącymi rękami pokazywał wszystkim Ciało i Krew Chrystusa. Po 7 latach od śmierci wciąż żyje i działa.

Albo taka siostra Anna Bałchan, ze zgromadzenia Marianek z Katowic. Poświęciła swoje życie niesieniu pomocy ranionym kobietom. Jedna z książek-wywiadów z siostrą nosi tytuł: „Kobieta to nie grzech”. Przeczytałem właśnie w kolejnym wywiadzie z redaktorem Marcinek Jakimowiczem, jak mówi wprost: „Ludzie nie są źli. Są poranieni, bardzo zniszczeni. Bóg nie stworzył ludzi złych. Nie było takiej opcji. Żyjemy w zranieniach, chorych relacjach, konfiguracjach, zależnościach. Homo sapiens staje się często ledwo sapiens. Na co dzień uczymy innych przebaczania, ale uwaga: nie znaczy to wcale, że „ma być tak, jak dotąd”. Kobiety wracają do sprawców przemocy, bo mówią mi, że kochają. Odpowiadam: „I dlatego właśnie, że kochasz, nie zgadzaj się na przemoc”. Nie można, jak mawia mój znajomy terapeuta, „wycierać sobie gęby Panem Bogiem”. W domu rządzi przemoc, manipulacja, „używanie” drugiego człowieka, ale słyszę śpiewkę: „Ślubowałam, muszę być pokorna”.  Miłość to pragnienie dobra dla drugiej osoby. A jaka to miłość, gdy przyjmujesz to, że ktoś regularnie znęca się nad tobą czy szantażuje emocjonalnie? Jakie w tym dobro? Nie zgadzam się na poniżanie, „używanie” drugiej osoby.” Ktoś skomentował krótko: „S. Anna to Siłaczka współczesnych czasów”. W punkt. 

Tacy „siłacze”, nawet jeśli sami często niedoskonali, leżący na ziemi i popełniający błędy, żyli i żyją wśród nas. Warto ich poszukać, a w końcu samemu takim się stawać. Świętość jest prawdziwa i możliwa. Nie można jej deptać i podważać. Ona cały czas inspiruje i żyje w innych i przez nich.

ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama