Sąd Najwyższy rzadko zajmuje się problemami nielegalnej imigracji. W mijającym tygodniu 9-osobowe gremium pochyliło się jednak nad dość niecodziennym aspektem tego zjawiska – granicą wolności słowa. Sprawa jest o tyle ciekawa, że dotyczy wyznaczenia legalnych granic pomocy dla migrantów i poradnictwa imigracyjnego.
W centrum sprawy znalazł się wyrok skazujący na 20 lat więzienia Helamana Hansena, który powołał do życia organizację pod szumną nazwą Americans Helping America Chamber of Commerce i przez kilka lat oszukiwał imigrantów. Według dokumentów sądowych oszukał on w latach 2012-2016 co najmniej 471 osób na łączną sumę 1,8 miliona dolarów, wmawiając im, że mogą zalegalizować swój pobyt w USA na podstawie… adopcji przez obywatela USA. Było to legalnie niewykonalne – Hansen został uznany za winnego 15 zarzutów i skazany w 2017 roku.
Kontrowersyjne „zachęcanie”
Wśród punktów aktu oskarżenia znalazły się dwa dotyczące zachęcania do nielegalnej imigracji. To właśnie te zapisy udało się podważyć podczas rozprawy apelacyjnej. Sąd Apelacyjny 9. Dystryktu uznał zapisy prawa za „zbyt ogólne” i „niekonstytucyjne”. W odpowiedzi na ten werdykt rząd odwołał się do Sądu Najwyższego. Według Białego Domu należy „przywrócić do życia ważne narzędzie do zwalczania zjawiska niezgodnej z prawem imigracji”.
Decyzja, jaką muszą podjąć sędziowie, będzie miała dużo poważniejsze konsekwencje niż losy samego Hansena. Sąd Najwyższy musi ustalić, czy prawo federalne, które kryminalizuje zachęcanie do nielegalnej imigracji, nie narusza granic wolności słowa chronionej przez Pierwszą Poprawkę do Konstytucji USA. W szerokiej interpretacji pod „zachęcanie” i „nakłanianie” do nielegalnej imigracji można by było podciągnąć nawet organizacje charytatywne i kościoły udzielające schronienia czy wydające posiłki dla nieudokumentowanych cudzoziemców albo członków rodzin, ponieważ instytucje te podejmują wysiłki, aby zatrzymać w Stanach osoby bez ważnego statusu. W szerokiej interpretacji prawo można nawet rozszerzyć na różnego rodzaju agencje pomagające w wypełnianiu formularzy imigracyjnych w „naciąganych” sprawach. Instytucje takie działały także w polonijnym środowisku w czasach, gdy nieudokumentowany pobyt w USA tysięcy Polaków był zjawiskiem powszechnym.
90 minut argumentów
Na razie doszło jedynie do przesłuchania stron, które trwało zaledwie półtorej godziny. Ostateczną decyzję sędziowie mają ogłosić do czerwca, więc do tego czasu jesteśmy skazani jedynie na domysły oraz analizę pytań zadawanych przez poszczególnych członków 9-osobowego gremium.
Konserwatywni sędziowie, którzy mają przewagę w stosunku 6-3, wydawali się raczej sceptyczni co do możliwości uznania federalnego prawa penalizujacego „zachęcanie” do nielegalnej imigracji za niezgodne z Konstytucją. Z tonu ich pytań wynikało, że w tym przypadku zgodzą się ze stanowiskiem administracji prezydenta Joe Bidena, którzy na sali sądowej bronili obecnego porządku prawnego. „Hansen zaszkodził swoim ofiarom i może posłużyć jako sztandarowy przykład, gdy zasadnicze przestępstwo można uznać za niepozorne, ale wciąż powinno być karane, ponieważ wykorzystywał on bezbronnych ludzi” – stwierdził konserwatywny sędzia Neil Gorsuch, odpowiadając na argumenty Eshy Bhandari z Amerykańskiej Unii Wolności Obywatelskich (ACLU), reprezentującej Hansena. Jego koleżanka Amy Conett Barrett także powątpiewała, czy rzeczywiście zapisy ustawy zagrażają adwokatom, lekarzom, naukowcom i wszystkim, którzy wspierają imigrację i imigrantów. Zwróciła uwagę, że nigdy w praktyce nie interpretowano pojęć „zachęcania” i „nakłaniania” do nielegalnej imigracji w szeroki sposób. „Prawo obowiązuje od dłuższego czasu i nie mieliśmy żadnych aktów oskarżenia. Nie mamy przykładów negatywnego oddziaływania [na wolność słowa]” – mówiła Barrett, odnosząc się do działalności organizacji charytatywnych i innych środowisk proimigracyjnych.
Hipotetyczne pytania liberałów
Zupełnie inne zdanie na ten temat mieli z kolei liberalni sędziowie. „Kryminalizujemy język dotyczący imigracji” – mówiła sędzia Sonia Sotomayor. „Porozmawiajmy o babci mieszkającej ze swoją rodziną, która przebywa w USA nielegalnie albo składa się z osób niemających obywatelstwa – mówiła liberalna sędzia – Babcia mówi swojemu synowi, że obawia się, iż stanowi obciążenie dla rodziny. Na to syn odpowiada: ‘Babciu, nigdy nie stanowiłaś dla nas ciężaru. Jeśli chcesz tu mieszkać, żyj razem z nami, twoje wnuki cię kochają’. Czy będziecie ścigać takie zachowanie?” – pytała Sotomayor Briana H. Fletchera, reprezentującego na sali sądowej administracje Joe Bidena. Wtórowała jej sędzia Elena Kagan. „Co się stanie we wszystkich przypadkach, gdy jakiś doktor, lekarz, sąsiad, przyjaciel czy ktokolwiek inny powie nie-obywatelowi: ‘Sądzę, że powinieneś tu zostać’. Co dzieje się w niezliczonych ilościach takich przypadków?” Sotomayor przypomniała, że administracja posiada listy ludzi, organizacji religijnych czy prawników pomagających imigrantom na granicy, którym będzie można zagrozić literalną interpretacją języka ustawy.
Strona rządowa poczyniła pewne koncesje. Fletcher przyznał, że prawa nie powinno się interpretować w zbyt szeroki sposób. Według prawnika Białego Domu słowa „zachęcanie” i „nakłanianie” („encourage” i „induce”) powinny być rozumiane jako intencjonalna pomoc lub podżeganie do przestępstwa, co zdaniem administracji ma miejsce w przypadku Hansena, gdzie mamy do czynienia z oszukiwaniem imigrantów. Fletcher próbował zachęcić Sąd Najwyższy do napisania opinii dotyczącej granic egzekwowania obowiązującego prawa. Dał więc do zrozumienia, że administracja nie zamierza więzić hipotetycznej babci, która będzie zachęcać swojego wnuka bez wizy do pozostania w USA.
Ironią obecnego postępowania – na co zwrócił uwagę sędzia Gorsuch – jest osoba, która stała się pretekstem do prawnego sporu. „Nie wygląda na to, aby Hansen miał w jakikolwiek sposób ograniczone prawo wolności wypowiedzi. Nie miał żadnego problemu z naciąganiem mieszkających w tym kraju ludzi i z wyłudzeniem od nich dużych sum pieniędzy” – przypomniał Gorsuch.
Żarty na bok. Stawką sprawy w Sądzie Najwyższym są nie tylko granice wolności słowa w potocznym rozumieniu tego słowa. Przy obecnym składzie SN najprawdopodobniej nie dojdzie do podważenia konstytucjonalności zapisów ustawy. Jest jednak szansa na takie zawężenie interpretacji prawa, aby hipotetyczni księża, prawnicy czy lekarze (wraz z przytaczaną przez sędziów i prawników babcią) nie czuli się jak przestępcy zagrożeni karą 5-10 lat więzienia tylko dlatego, że pomagają imigrantom. Na ostateczną opinię większości trzeba będzie jeszcze trochę poczekać.
Jolanta Telega[email protected]