Upadek kilku sporych banków na przestrzeni kilku dni obudził demony przeszłości. Wróciły czarne wspomnienia sprzed półtorej dekady. Czy rzeczywiście jest się czego obawiać?Powiało grozą, zwłaszcza wśród tych, którzy pamiętają kryzys sektora finansów sprzed 15 lat i konsekwencje wielkiej recesji. W 2008 r. upadek Lehman Brothers z aktywami 639 miliardów dolarów był zapowiedzią katastrofy. Dla wielu ludzi oznaczało to utratę domu, bo przed pęknięciem bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości banki udzielały kredyty bez opamiętania i właściwej oceny ryzyka. Dla innych – utratę miejsca pracy i konieczność zmiany zawodu, często znacznie poniżej zdobytego wykształcenia. Największe instytucje finansowe, które uznano za zbyt duże, aby mogły upaść bez katastrofalnych konsekwencji, uratowano zastrzykami z publicznych pieniędzy (tzw. bailout). A konsekwencje wielkiej recesji są odczuwalne do dziś, bo wielu miejsc pracy dla wysoko wykwalifikowanych pracowników nie udało się odtworzyć.Może dlatego ostatnie wiadomości o upadku trzech banków wzbudziły spory niepokój. Fala niepokoju rozlała się na cały świat. Szwajcarski bank centralny musiał udzielić natychmiastowej pomocy Credit Suisse w wysokości 50 mld dol. i zapewniać o dobrej kondycji giganta. Po bankructwach głos zabrał prezydent Joe Biden, który starał się uspokoić zarówno rynki finansowe, jak i zwykłych depozytariuszy. Przypomniał, że pieniądze na kontach są ubezpieczone przez FDIC, czyli Federalną Korporację Ubezpieczeń Depozytów do kwoty 250 tys. dolarów.Na tle całego sektora Valley Silicon Bank był jednak specyficzną instytucją. Był co prawda pod względem aktywów (210 mld dol.) 17. bankiem co do wielkości w USA, ale w odróżnieniu od banków uniwersalnych posiadał dość nietypową alokację kapitału oraz bazę klientów. Były to mało stabilne start-upy i spółki venture capital, których obsługa wiąże się ze zwiększonym ryzykiem kredytowym, włącznie z obecnością na rynkach kryptowalut. Do tego doświadczył runu na depozyty, którego nie przetrzymałaby żadna instytucja finansowa. Mniejszy Signature Bank (110 mld dolarów w aktywach) był w jeszcze większym stopniu powiązany z kryptowalutami i firmami specjalizującymi się w obsłudze tego stosunkowo nowego segmentu sektora finansowego. Trzecia upadła instytucja – Silvergate Capital – praktycznie kojarzona była już wyłącznie z obsługą sektora cyfrowych aktywów.Bankructwa nie przejdą bez echa. Będą oznaczały kłopoty dla wielu firm technologicznych, które były klientami upadłych banków i zostały teraz odcięte od gotówki. To często najbardziej obiecujące przedsięwzięcia w sektorze high-tech, którym trudno będzie znaleźć źródła finansowania, tym bardziej, że banki uniwersalne będą także dużo ostrożniejsze. Może dlatego niektórzy ekonomiści minimalnie obniżyli prognozy wzrostu dla całej gospodarki.Niepokój, jaki odczuwamy, jest zrozumiały, jeśli weźmiemy pod uwagę doświadczenia przeszłości, a także obecne wyzwania – inflację i rosnące w związku z tym stopy procentowe oraz wojnę w Ukrainie. Pojawienie się nowego zagrożenia, jakim jest potencjalny kryzys bankowy, może jeszcze bardziej pogłębiać poczucie niepewności. Eksperci jednak raczej starają się uspokajać, przypominając, że kryzys dotknął instytucji stosujących bardzo specyficzne strategie inwestycyjne, przynajmniej w porównaniu z bankami uniwersalnymi.W mediach można znaleźć mnóstwo dywagacji, na ile ostatnie wydarzenia mają wpływ na kondycję całego sektora. I – jak to w życiu bywa – co głos to inna opinia. Z kryzysu lat 2008-09 wyciągnięto jednak wnioski i dopracowano mechanizmy wdrażania programów pomocowych dla instytucji finansowych. Banki muszą także utrzymywać większe kapitały własne, co pozwala na absorbowanie strat. Rząd federalny uruchomił też programy mające na celu zwiększenie płynności instytucji finansowych.Ostatnie zawirowania w sektorze bankowym mogą natomiast wpłynąć na politykę Rezerwy Federalnej (Fed) o podnoszeniu stóp procentowych. Ostatnio rosły one szybko, bo dążono do schłodzenia gospodarki i szybszego stłumienia inflacji. Teraz Fed może zrobić sobie pauzę, co dla zwykłych klientów banków oznaczałoby, że przestałoby rosnąć oprocentowanie kart kredytowych, pożyczek samochodowych i innych kredytów. Ale jednocześnie trzeba by było przygotować się na jeszcze dłuższą walkę z inflacją. W ekonomii jak w przysłowiu: każdy kij ma dwa końce.
Tomasz Deptuła
Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.