Wielkopostne rekolekcje, które głoszę właściwie każdego roku, są nie tylko zadaniem, które mam do wykonania. Bardziej nawet niż zadaniem, jest to także mój osobisty czas na przemyślenie tego, co w życiu naprawdę istotne. Pisząc w ubiegłotygodniowym felietonie o wewnętrznych smutkach, które towarzyszą mojej wizycie w Polsce, mam świadomość, że wciąż stawiają mnie takie czy inne sytuacje wobec potrzeby skonfrontowania samego siebie. Przecież skoro takie smutki są we mnie, to mają one jakieś źródło. Sytuacje zewnętrzne owszem, prowokują, jednak nie są źródłem, gdyż ono jest we mnie. Rekolekcje są okazją, aby te źródła poznać i zmierzyć się z tym wszystkim, co jest przyczyną i smutku, i radości.
Często jednak zapomina się albo nie chce się w ogóle mówić na temat istnienia zła i tego wszystkiego, co ono wyprawia z życiem człowieka i ze światem w ogóle. Zauważam, że istnieje taka niezdrowa trochę narracja w treści głoszonych kazań czy rekolekcji, aby nikogo nic nie zabolało, nie dotknęło. Raczej wszystko musi być takie ułożone i prowadzić od razu do uczucia pełnego pokoju. Inaczej mówiąc tak, aby doszło do pocieszenia, bez jakiegokolwiek bólu. Niestety, nie zawsze to jest możliwe. Idąc do lekarza, jest często tak, że droga do uzdrowienia prowadzi przez ból. Nawet lekarz niejednokrotnie musi ten ból zadać, nawet jeśli stosuje środki przeciwbólowe lub narkozę. Taka jest droga do uzdrowienia. Trzeba też jasno określić co i gdzie mnie boli, to znaczy nazwać przyczynę złego samopoczucia i cierpienia. Nigdy jednak nie powinno się pozostać pozbawionym nadziei. Wiara i mocna nadzieja pomagają w przeżyciu tego, co trudne. W czytaniu brewiarzowym z listu św. Teofila z Antiochii, żyjącego w II wieku, autor pisze: „Jeżeli jednak chcesz, możesz zostać wyleczony. Powierz się Lekarzowi, a On nakłuje oczy twojej duszy i twego serca. Któż jest tym lekarzem? Bóg, który przez Słowo i Mądrość leczy i ożywia. On przez Słowo i Mądrość wszystko stworzył, albowiem „Słowem Jego utwierdzone zostały niebiosa, a Jego Duchem wszystkie ich zastępy”. Bóg uzdrawia sumienie i przede wszystkim otwiera oczy, żeby móc widzieć. Bo, jak pisze jeszcze starożytny autor: „Chociaż bowiem wszyscy mają oczy, u niektórych są one zaćmione i dlatego nie mogą zobaczyć światła słonecznego. Z tego jednak, że ślepi nie widzą, nie wynika, iż słońce nie świeci, lecz że oni są dotknięci ślepotą. Tak i ty masz zaćmione oczy swojej duszy z powodu grzechów i złych czynów twoich”. Ślepota duszy nie pozwala rozróżniać dobra od zła, to dlatego dzieje się tak, a nie inaczej.
Zło istnieje naprawdę. Jest prawdziwe i niebezpieczne tym bardziej, im bardziej się człowiek na nie otwiera. Jakikolwiek dialog ze złem jest niebezpieczny i może mieć długofalowe i trudne konsekwencje. W Piśmie świętym wejście w dialog z wężem, do którego dała się skusić Ewa, stało się początkiem tragedii całego stworzenia. Grzech pierworodny jest przyczyną wielu innych problemów i cierpień. To nie są bajki. Ze Złym nie ma przelewek. Dlatego trzeba mieć na tyle jasne i uformowane sumienie, aby postawić granice i powiedzieć: Stop! Nie wchodzić w dialog, który jest jak pole minowe! W każdej chwili może nastąpić eksplozja, a z nią zniszczenie i śmierć. Jednak by mieć sumienie wrażliwe i prawe, trzeba je kształtować przez całe życie. Wciąż dociera do mnie, a zwłaszcza w pierwszej części Wielkiego Postu, że Bóg dał człowiekowi prawo Dziesięciu Przykazań, czyli Dekalog, nie jako coś, do czego co jakiś czas trzeba robić dopiski i zmiany. To prawo jest niezmienne, jest, jak mówi Biblia, wypisane w sercach ludzkich. Wystarczy się dokładnie przyjrzeć, żeby zobaczyć, że każde z przykazań pomaga człowiekowi żyć bardziej szczęśliwie i budować lepszy świat. Stąd dyskusje na temat na przykład życia, zabijania, zdrad, kłamstwa i innych grzechów, są zupełnie pozbawione racji. One przeczą przykazaniom, które Pan Jezus streszcza w przykazaniach miłości.
Będąc dzieckiem, kiedy rodzice uczyli mnie pacierza, odmawiałem codziennie także 10 Przykazań Bożych i 2 Przykazania Miłości. Nie tylko ja. Tak wtedy uczono. Po co? Żeby ich nie zapomnieć, tylko przypominając sobie każdego dnia ich treść, starać się nimi żyć. A przygotowanie do spowiedzi? Zawsze oparte było o treść przykazań. Rachunek sumienia najlepiej pokazywał, gdzie jest źródło mojego złego postępowania i grzechów, z czym mam problem i co domaga się szczególnej pracy. Czy dzisiaj jest tak samo? Czy każdego dnia wracamy do Przykazań Bożych, czy raczej koncentrujemy się, w czym było mi dobrze, a w czym źle, oczywiście, jeżeli jeszcze w ogóle się modlimy. W całym wielkim współczesnym bałaganie w świecie, a przede wszystkim w ludziach prawdziwym powodem jest to, że odchodzi się coraz bardziej od Boga i Jego drogowskazów, a lepi się złote cielce, aby oddawać im pokłon i buduje wieże Babilon, aby udowodnić, że jest się potężniejszym i rozumniejszym od Boga. Z Bogiem jednak nikt jeszcze nie wygrał. Tylko pokorny człowiek, bez względu na to, kim jest, znajdzie w Bogu pocieszenie, prawdziwą siłę i wewnętrzny pokój, nawet pośród cierpień, prześladowań i wojen.
W tych dniach w Polsce ogłoszono wyniki śledztwa wokół śmierci ks. Franciszka Blachnickiego, zmarłego nagle w 1987 roku, założyciela ruchu oazowego Światło-Życie, z którego wyrosła także gałąź Domowego Kościoła. Potwierdziło się to, co wielu wiedziało od początku, że ks. Blachnicki został otruty, czyli zabity, w środku dnia, przez małżeństwo agentów Urzędu Bezpieczeństwa. Dopadli go, gdyż od wielu lat przeszkadzał systemowi komunistycznemu. Zamiast lepić złote cielce, on gromadził ludzi wokół Chrystusa i Kościoła. Po wielu latach przyszedł moment, że prawda została potwierdzona. A co robią dzisiaj ci, o których domniemywa się, że dokonali tego mordu w „białych rękawiczkach”? Wystarczy wpisać w Google, żeby się dowiedzieć. A ks. Blachnicki uczył wiary konsekwentnej i pokazywał możliwość „nowego życia” w pełnej wolności. Wielu nie tylko z tych rad skorzystało, ale też wciąż korzysta.
Wielkopostne i rekolekcyjne wezwanie do nawrócenia, to nic innego jak wołanie o powrót do Boga i na drogę Jego przykazań. Ona prowadzi do szczęścia, możliwego pomimo trudów.
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.