Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 13 listopada 2024 19:11
Reklama KD Market

Wiara silniejsza, pomimo wszystko

Wiara silniejsza, pomimo wszystko
fot.YouTube

Za kilka godzin będę znów odlatywał z Polski. Kończy się mój kolejny pobyt w Ojczyźnie, którą kocham. Jak zawsze, było wiele spraw i zadań o bardzo zróżnicowanym napięciu emocjonalnym. Generalnie jednak jest mi trudno. Coraz częściej tak się właśnie czuję. Polska, która jest moim pierwszym i najbliższym domem, zmienia się bardzo intensywnie. Oczywiście zmienia się świat, czasy, ludzie. Tempa zmian nie da się ani spowolnić, a tym bardziej zatrzymać. Pytanie jest jednak o to, czy rzeczywiście ze wszystkim i na wszystko trzeba się zgadzać tak, jakby nic nie było? Podzielę się kilkoma obserwacjami.

Najpierw brałem udział w Synodzie Prowincjalnym mojego zgromadzenia zakonnego. Spotkanie z braćmi posługującymi w różnych częściach świata. Smutne analizy na przyszłość, jeśli chodzi o liczebność powołań kapłańskich i zakonnych. Czytam póżniej, że choć liczba katolików na świecie wzrasta, to jednak liczba powołań drastycznie spada. Nic optymistycznego, biorąc pod uwagę to, że spora liczba wyświęconych już księży i zakonników odchodzi, nawet po latach działania. Jednak pomyślałem, że nie może to być powodem do smutku i poddawania się. Trzeba iść dalej, nikt nie jest perfekcyjny, a służyć trzeba ludziom, bardziej służyć i być.

Kolejna obserwacja. Głosiłem rekolekcje wielkopostne pod Szczecinem, nad samą Odrą. Dokładnie tam, gdzie odmawiano kilka miesięcy temu śnięte ryby. Cztery nieogrzewane kościoły. Zimno, że wydobywającą się z ust parę miałem ciągle przed sobą. Zamiast organisty, puszczane nagrania kościelnych pieśni. Przede wszystkim jednak bardzo niewielka liczba uczestniczących we Mszy św. i rekolekcjach w ogóle. Smutny obraz rzeczywistości polskiego Kościoła nad Odrą, ktoś powie. Rozmawiając z księżmi, wyczuwam ich rozbicie spowodowane tą sytuacją. Dotarły do mnie słowa wezwania błogosławionego Ojca Założyciela mojej rodziny zakonnej, Franciszka Jordana: „Dopóki żyje na świecie choćby jeden człowiek, który nie zna i nie kocha Jezusa Chrystusa, nie wolno ci spocząć”. Tak właśnie ma być. Liczy się każdy człowiek, nawet jeśli zostanie tylko jeden. Każdy jest ważny, za każdego umarł Chrystus, wystarczy się tylko na Niego otworzyć. Pomogło mi to nie tylko w głoszeniu słowa Bożego, ale także w tym, że bardzo tę nieliczną wspólnotę polubiłem. Była między nami więź wiary i to wystarczy. Wiemy, że chcemy tutaj być, że chodzi o więcej. Jesteśmy dla siebie braćmi i siostrami. To były dobre rekolekcje! Z takim przekonaniem wracałem na wciąż jednak inne południe Polski.

Kolejna smutna obserwacja to dobrze znany wszystkim reportaż na temat rzekomej wiedzy i ukrywania przypadków pedofilii przez biskupa krakowskiego, Karola Wojtyłę, dzisiaj św. Jana Pawła II. Od chwili emisji nie ma wolnej chwili, by nie komentowano i analizowano treści reportażu. I dobrze, że tak jest. Jak twierdzi abp Ryś, pochodzący z Krakowa historyk Kościoła, trzeba dokładnego przebadania archiwów, a papież sam się obroni. Odnośnie do św. Jana Pawła II zapewne zrobiono to skrupulatnie przy okazji procesu kanonizacyjnego. Nie myślę, że coś pozostało ukryte. Oczywiście, nie byłem i nie jestem zwolennikiem tezy: „Santo subito”, czyli „natychmiast święty”. Mądrość historii polega na tym, że się odkłada i można ją dokładnie badać. „Upadek mitu religijnego idola”, tryumfują niektórzy. Faktem jest, że wielu jeszcze za życia polskiego papieża starało się o podważenie i obalenie jego autorytetu. Nie będę wchodził w politykę i uwarunkowania ówczesnych i dzisiejszych czasów. Dla mnie Jan Paweł II był i pozostanie autorytetem przede wszystkim na płaszczyźnie duchowej. Miałem tę okazję, aby przez trzy ostatnie lata jego życia być blisko, mieszkając „po sąsiedzku” w Rzymie. Każda celebracja papieskiej Mszy św., jego homilie, katechezy i nauczanie w ogóle wywoływały we mnie głębokie echo i kształtowały moje życie i kapłaństwo. Kiedy został wybrany na papieża w 1978 roku, miałem zaledwie 5 lat. Cała moja religijna młodość i dorastanie upłynęły w czasie jego pontyfikatu. Nigdy nie miałem wątpliwości co do tego, że prowadził święte życie. Co nie znaczy, że nie popełniał błędów. Jak każdy, był tylko człowiekiem swoich czasów. Do świętości długo dojrzewał, jak każdy.

Nie oznacza to jednak, że byłem bezkrytyczny. Jednak nie dotyczyło to nigdy jego osoby. Czy mogę go nazwać moim idolem? Nie lubię tego określenia w stosunku do ludzi. Idolatria jest kultem jakiegoś idola. Jedyny kult, który oddaję i sprawuję, jest skierowany ku Bogu. Jak to napisał ks. Andrzej Draguła, z czym się w pełni zgadzam, Jan Paweł II był dla mnie bardziej ikoną, „która ma to do siebie, że na sobie nie zatrzymuje, bo jest tylko niedoskonałym odbiciem ideału, odbiciem ręką ludzką uczynionym, ze wszystkimi konsekwencjami”. I jeszcze ksiądz Draguła: „Kanonizowano człowieka, a nie pomnik czy herosa. Historycy niech robią swoje. Byleby bez wstępnych tez i założeń, jak to często robią dziennikarze z jednej i drugiej strony”. W punkt! Dlatego cała akcja skierowana przeciwko świętości Jana Pawła II wcale nie obala czy nie umniejsza mojej wiary, a nawet bardziej ją wzmacnia i gruntuje. I wierzę też w realne działanie złego, który nie odpuści do końca.

Ostatni smutek to morderstwo diakona w Sosnowcu, za którym być może stoi ksiądz, który już także nie żyje. Nieznane są na razie szczegóły i motywy. Nie oceniam i nie zamierzam młócić słomy. Wielka tragedia, która potrzebuje wielkiej modlitwy i refleksji. Nad całym życiem, także nad wiarą nas, Polaków, nad formacją chrześcijańską i kapłańską. Apeluje o większą pokorę wobec Boga, życia, ale także działania złego, któremu nie wolno się poddawać czy ulegać. „Ale nas zbaw ode Złego” to ważna prośba z Modlitwy Pańskiej! W każdym czasie!

Mimo wszystko wyjeżdżam umocniony wiarą mojego rodzinnego domu, parafii, Kościoła w Polsce także, tej kurczącej się wspólnoty, która pozostaje wierna, pomimo. To jak dobre punkty do wielkopostnych rekolekcji. Bez idealizacji.

ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama