Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 14 listopada 2024 22:18
Reklama KD Market

W internetowej dżungli 

W internetowej dżungli 
fot. Unsplash.com

Po stronach portali informacyjnych, przynajmniej tych prowadzonych przez szacowne koncerny medialne, moglibyśmy oczekiwać przekazywania nam rzetelnych wiadomości, analiz i komentarzy bez szukania nadmiernej sensacji, epatowania i robienia z nas „wariata”. Tak jednak nie jest. W walce o poczytność, czyli w internetowych realiach „klikalności” już dawno temu zrzucono rękawice. 

Internet odcisnął swoje piętno w sposób nieodwracalny na sposobie uprawiania  dziennikarstwa i przekazie informacji. Materiały muszą być krótkie, łatwe do przeczytania. Do historii przeszło konstruowanie wiadomości na zasadzie piramidy – od najważniejszej na początku po mniej ważne wątki w dalszej części tekstu. Dziś to, co najważniejsze, umieszcza się na końcu, aby czytelnik przewinął całą stronę, zobaczył wszystkie reklamy i spędził na niej więcej czasu. Zresztą – jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. To samo jest zresztą z tytułami. Ma on nie informować, tylko zachęcić do kliknięcia linku. 

To samo zresztą dzieje się także po „drugiej stronie mocy”, czyli już w czysto komercyjnej części internetu (tak jakby portale informacyjne nimi nie były – sic!). Zestawy chwytów, jakimi próbuje przyciągnąć się klienta, są często podobne, co w przypadku tradycyjnego handlu – stosuje się presję czasu (liczniki promocji, po których oferta wygasa), ukrywa ważne informacje (np. o dodatkowych warunkach zawierania transakcji), używa zwodniczych interfejsów. Ile razy spotkaliśmy się z sytuacją, gdy kliknięcie w „x” nie zamykało jakiejś reklamy, tylko oznaczało wejście w kolejny link? Albo otrzymywaliśmy listę zgód na prowadzenie działalności marketingowej z zaznaczonymi już opcjami wyboru. To typowe chwyty wykorzystujące nasze przyzwyczajenia. Kupujący w pośpiechu, nie mając czasu na czytanie informacji wyświetlonej na ekranie drobnym drukiem, często potwierdza wszystkie zgody. Skutkuje to w praktyce zalaniem naszych skrzynek i smartfonów informacjami komercyjnymi. Na szczęście w tej dżungli jest jeszcze miejsce na pewne mechanizmy regulacyjne, dobre praktyki i… samych konsumentów, którzy zirytowani rezygnują z zakupów w podejrzanych miejscach. Problem w tym, że stosowanie tzw. dark patterns, czyli technik manipulacyjnych, może być podobne w przypadku handlowców próbujących nachalnie wcisnąć towar niekoniecznie w zgodzie z intencjami konsumenta tak, jak i w zwykłych oszustwach, gdy chodzi już o zwykłe wyłudzenie pieniędzy. 

Te dark patterns obowiązują także w strefie informacji, o której wspomniałem na początku. Tu chodzi nie tylko o wymuszenie jak największej liczby klików np. w postaci galerii zdjęć, pod którymi znajdujemy kolejny okruch artykułu, a przy okazji za każdym razem kolejne reklamy, albo umieszczanie najważniejszej informacji na dole strony, widocznej dopiero po przewinięciu wszystkich banerów i reklam. Wiadomo, na czym zarabia się w internecie – komercyjny sukces mierzony jest właśnie liczbą obejrzanych reklam albo klikniętych linków. 

Kolejny chwyt to propozycja udzielenia zgody na wysyłanie powiadomień wydawcy portalu o ważnych wydarzeniach. Często robi się to w taki sposób, że następne kliknięcie lub dotyk ekranu oznacza zgodę na dopisanie do listy wysyłkowej. Z kolei rezygnacja z pojawiających się powiadomień to długi i uciążliwy proces. To w końcu zrozumiałe – „klikalność” i czas pozostawania na stronie stały się podstawowym kryterium oceny. Ale dark patterns mogą być także używane do siania dezinformacji w bańce informacyjnej, w której się poruszamy. To może mieć smutne konsekwencje. Nawet jeśli uważamy się za osoby dobrze poinformowane, to trzeba pamiętać, że porcje, jakie do nas docierają, są agregowane przez wyszukiwarki takie jak Google czy Yahoo albo portale społecznościowe – Facebooka, Instagrama czy Twittera. Ich algorytmy dostosowują się do naszych zainteresowań i tematów wyszukiwań. Słowem dają nam to, co sami chcemy przeczytać. Agregatorzy nie tworzą własnych treści, ale dobierają je z wielu źródeł, tak jak im to nakazują napisane programy. Coraz częściej zdarza się, że nawet same informacje nie są napisane przez człowieka, bo generuje je sztuczna inteligencja. 

Jeśli po przeczytaniu powyższego czujecie się trochę pogubieni i zaniepokojeni, to nie jesteście jedyni. Internetowa wolność, jaka nas zalewa, być może jest dowodem na ogólną swobodę dostępu do informacji i prowadzenia działalności komercyjnej. Tylko że z tej wolności trzeba umieć korzystać. Często jest to dużo trudniejsze niż w przypadku lektury gazety ze „staroświecko” zredagowanymi informacjami i tradycyjnymi reklamami. 

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama