Nie mogę uwierzyć, że już 50 lat żyję na ziemi, pół wieku! Ciągle myślę o tym, jak czas szybko mija. Dopiero co były lata dzieciństwa, młodość przeszła, nie wiadomo kiedy, a już po południu życia dojrzałego. „Jak jeden dzień”, uświadamia mi, że czas naprawdę szybko zmierza do przodu, że życie na ziemi jest krótkie i trzeba je przeżyć jak najlepiej. Urodziłem się na Górnym Śląsku, a tutaj obchodzi się od zawsze urodziny. Kiedyś dyskutowaliśmy, co jest ważniejsze, urodziny czy imieniny. Uważam, że te pierwsze. W końcu to bardzo szczególny dla każdego dzień, jedyny. Nauczyłem się też, że dzień moich urodzin jest dniem wdzięczności za dar życia, które dał mi Pan Bóg, a przekazali rodzice. To także wdzięczność za rodzeństwo, rodzinę i dom. To potwierdzenie tego, co otrzymałem jako swój talent, który rozwijając, mogę dzielić z innymi. Tak, urodziny to jest mój dzień w ciągu całego roku.
Czy mam świadomość tego, że żyję już 50 lat? Bardzo trudno się z tym zgodzić, to przecież kawał czasu. Ile jeszcze zostało? Trudno powiedzieć, wszystko w rękach Bożych. Jednak to, co ważne, to swoisty rachunek sumienia z dotychczasowego życia. Trzeba czasami stanąć w prawdzie o sobie, postawić pytania o to, jak przeżywam moją codzienność, jaki jestem dla innych, jaki wobec świata, w którym żyję. Tego nikt za mnie nie zrobi. Zawsze jest okazja, żeby coś w życiu poprawić, żeby było lepiej. Bo czy nie jest tak, że bycie dobrym pozwala być szczęśliwszym? Trudno mi zrozumieć ludzi, którzy tkwią w tym, co złe. Mam wrażenie, że są bardzo nieszczęśliwi. Trudno mi zrozumieć ludzi, którzy boją się kochać, nie zawierają przyjaźni, wybierają egoistyczny i egocentryczny sposób życia. Trzeba się cieszyć każdym dniem na nowo, przyjmować go jako dar i zadanie, i robić wszystko, aby nie było „pustych przebiegów”.
Mimo wielu trudności czuję się szczęśliwym człowiekiem i spełnionym. Jestem wdzięczny za życie, i za to, co robię. Jestem wdzięczny za ludzi, wśród których i dla których żyję. Codziennie proszę, abym mógł jeszcze pożyć, żeby zrobić jeszcze więcej dobra. Wszystko oddaję Bogu, zwłaszcza kiedy odmawiając modlitwę Ojcze Nasz, wypowiadam słowa: „bądź wola Twoja”. Nigdy w życiu niczego nie planowałem. Kiedy 24 lata temu zostałem wyświęcony na księdza, nigdy nie pomyślałbym, że będę mógł pracować w Krakowie, a później studiować w Rzymie, poznawać Włochy, by w końcu wylądować w Stanach Zjednoczonych. Zawsze mówię Panu Bogu „tak” i nigdy się nie zawiodłem. Oby tak było zawsze.
„Proszę”, „dziękuję”, „przepraszam”, trzy słowa, których nauczyłem się w rodzinnym domu, a dzięki którym mogę docierać do serc innych. Jestem wdzięczny za to, że dom nauczył mnie także kultury osobistej. Bardzo cenię ludzi, którzy są kulturalni, mają zasady i jasno określony cel życia. Bardzo to jest potrzebne, szacunek do siebie i innych. Często powtarzam w kościele, że nie można kochać innych, nie kochając siebie. Trudno jest też szanować innych, nie szanując siebie. Zatem ta szkoła szacunku i zdrowej miłości do samego siebie jest bardzo potrzebna. Warto w nią inwestować.
Wiem, że dziś piszę o sobie. Chciałem jednak podzielić się kilkoma refleksjami z Czytelnikami, aby zaprosić do osobistych przemyśleń nad darem życia i przede wszystkim do wdzięczności. Życie, nawet jeśli jest trudne, jest piękne. Właśnie zakończyłem głoszenie rekolekcji parafialnych na północno-zachodnim terenie Polski, pod Szczecinem. Byłem tam pierwszy raz w życiu. Prawda, ludzi nie było wielu w kościele, jednak ci, co byli, pozwolili mi odkryć piękno. To także coś, co mnie bardzo ubogaciło i za co jestem wdzięczny. Jak i za wszystko, czego doświadczyłem i mogę w życiu doświadczyć. Bogu dzięki i ludziom, i oby każdy dzień był lepszy i dojrzalszy!
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.