Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 2 października 2024 17:27
Reklama KD Market
Reklama

Rok z wojną

Rok z wojną
Bachmut fot. OLEG PETRASYUK/EPA-EFE/Shutterstock

Na Ukrainie, tuż przy polskiej granicy, trwa od roku wojna. Zdumiewające, jak szybko zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić.

Ukraińcy od razu poprawią – wojna trwa nie od roku, ale od 2014 roku, kiedy Rosja zajęła Krym i rozpaliła separatystyczny konflikt w obwodach ługańskim i donieckim. Ale jeszcze rok temu można było kilka razy dziennie polecieć z Warszawy do Lwowa. Lot z powrotem trwał tak krótko, że uwzględniając różnicę czasu, przylatywało się do stolicy Polski wcześniej, niż wskazywała na to godzina wylotu z Ukrainy. Dziś wygląda to jak wspomnienie z zamierzchłej epoki. Niebo nad Ukrainą stało się częścią teatru wojny. Nikt nie wie, kiedy znów będzie można polecieć do Lwowa, Kijowa czy Charkowa. 

Świat w ostatnich dekadach widział wiele wojen. Dwa konflikty w Zatoce Perskiej, okupacja Afganistanu, etniczne jatki na Bałkanach, wojna z terroryzmem czy konflikt w Syrii – to wszystko jednak działo się z dala od centrum Europy. Od czasu II wojny światowej konflikt zbrojny nie toczył się nigdy tak blisko centrum Europy. Polska z dnia na dzień stała się krajem przyfrontowym, zaangażowanym w pomoc wojskową i humanitarną jednej z walczących stron.

Ten rok wojny może być wielkim zaskoczeniem, jeśli przypomnimy sobie, że 12 miesięcy temu mało kto spodziewał się, że Ukraińcom uda się powstrzymać inwazję na Kijów. Jeszcze w trzecim miesiącu wojny zaledwie kilkanaście procent Polaków wierzyło, że ich sąsiedzi obronią się przed rosyjską machiną wojenną. Widać to było także w reakcjach Zachodu. Pierwsze deklaracje pomocy były wręcz śmieszne – przypomnijmy chociaż propozycję przekazania Ukrainie hełmów przez Niemcy. Broniący się zaskoczyli wszystkich swoją walecznością i determinacją. Dziś coraz częściej mówi się o przekazaniu Ukrainie samolotów – rzecz jeszcze kilka miesięcy temu zupełnie nie do pomyślenia. Trzeba jednak przyznać, że sankcje nałożone na Rosję i skala pomocy finansowej dla Ukrainy nie mają precedensu w najnowszej historii. 

Brak znaczących postępów Rosjan i skuteczne kontrofensywy zakończone odbiciem części zajętych terytoriów spowodowały, że zaczęto wierzyć w ostateczne zwycięstwo. Konflikt jednak się przedłuża, bo z różnych powodów (w tym także rosyjskiej dywersji informacyjnej) Zachód dość dostarcza broń zbyt wolno, biorąc pod uwagę potrzeby walczących. Chodzi zwłaszcza o ciężkie uzbrojenie, bez którego trudno marzyć o przejęciu inicjatywy strategicznej. Obecnie jesteśmy świadkami wyścigu z czasem – Rosja próbuje przeprowadzić ofensywę i złamać ukraiński opór jeszcze przed dowiezieniem zachodniego sprzętu na front. 

Wojna stała się nową normalnością i z czasem zaczęła męczyć, co skwapliwie wykorzystują prorosyjskie trolle także w Polsce i USA. Dywersja znajduje posłuch tym bardziej, że wojna oznacza uciążliwości także dla społeczeństw zaangażowanych w pomoc dla Ukrainy, takie jak wysokie ceny energii i wszechobecna inflacja. Entuzjazm, z jakim udzielano pomocy uciekającym przed wojną Ukraińcom, też mocno osłabł. W Polsce do obecności sąsiadów ze Wschodu w szkołach i sklepach zdążono się przyzwyczaić, ale nie próżnują prorosyjskie środowiska ostrzegające przed „ukrainizacją” kraju. Mimo to nadal aż 87 proc. Polaków uważa, że należy im nadal pomagać (ostatnie badanie Uniwersytetu Warszawskiego).  Te pozostałe kilkanaście procent dzięki internetowi potrafi jednak być bardzo głośne. Z drugiej jednak strony wojna wzmocniła pozycję Polski w regionie, zwłaszcza wobec chwiejnej postawy Niemiec na początku konfliktu. Dziś trudno wyobrazić sobie wschodnią flankę Paktu Północnoatlantyckiego bez Polski; podobnie rzecz się ma ze wsparciem dla Ukrainy. Dowodem na to może być już druga w ciągu roku wizyta prezydenta USA nad Wisłą, która ma się odbyć w nadchodzącym tygodniu. 

To jednak mało znaczące sprawy w porównaniu z samą Ukrainą. Działania wojenne wiążą się przede wszystkim z ogromnymi uciążliwościami dla tamtejszej ludności cywilnej, cierpiącej z powodu ataków na infrastrukturę krytyczną. Cała gospodarka Ukrainy musiała się przystosować do funkcjonowania w stanie wojny. Mimo powszechnej determinacji społeczeństwa w sprawie obrony niepodległości i niepodzielności kraju zmęczenie wydaje się nieuniknione. Do tego dochodzą także opłakiwane ofiary wojny. Ofiarą rosyjskich okrucieństw stała się ludność cywilna, ale na wojnie giną codziennie żołnierze, których opłakują rodziny. 

Zabitych opłakuje się także w kraju agresora, gdzie wymuszonej przez sankcje polityce zaciskania pasa towarzyszy agresywna i niestety skuteczna propaganda przedstawiająca agresję na Ukrainę jako walkę z „nazistami”. Kremlowski przekaz wydaje się skuteczny wewnątrz Rosji, co oznacza, że rośnie tam kolejne pokolenie zindoktrynowane przez neoimperialną ideologię. Analogie do mechanizmów stosowanych przez machinę propagandową III Rzeszy są jak najbardziej uzasadnione. Sankcje, mimo swoich uciążliwości nie zdołały złamać kręgosłupa rosyjskiej gospodarki w pierwszych 12 miesiącach wojny. Na ich efekty trzeba będzie poczekać, szukając kolejnej nowej normalności. Oby okazała się nią odbudowa Ukrainy po zakończonej, zwycięskiej wojnie obronnej. 

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama