Szczątki trzech zestrzelonych w ostatnich dniach obiektów latających nadal nie zostały znalezione i może to zająć jeszcze dużo czasu ze względu na trudno dostępne tereny - powiedział we wtorek rzecznik amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby. Zasugerował jednocześnie, że obiekty mogły być komercyjnymi balonami.
Pytany podczas briefingu prasowego, czy możliwe jest, że szczątki tajemniczych obiektów nigdy nie zostaną znalezione, Kirby odmówił jednoznacznej odpowiedzi, lecz przyznał, że będzie to trudne ze względu na pogodę i warunki geograficzne.
Obiekty spadły na zamrożone wody u północnych wybrzeży Alaski, w górach Jukonu i do jeziora Huron. Według oficjeli Pentagonu, pierwszy z obiektów miał rozmiar małego samochodu, drugi był "metalicznym balonem", a trzeci miał ośmiokątny kształt.
"Będziemy nadal próbować i będziemy starać się zdobyć jak najwięcej szczątków, jak tylko możemy, bo to będzie najlepszy sposób, by przeprowadzić badania tych obiektów. To powiedziawszy, jesteśmy świadomi, że może to zająć trochę czasu" - oznajmił Kirby.
Jak dodał, nadal nie ma pewności, co do natury tych obiektów, choć zaznaczył, że nic nie wskazuje, aby były one częścią chińskiego lub innego programu szpiegowskiego. Rzecznik poinformował też, że choć nikt nie zgłosił się po obiekty, to Biały Dom i służby rozważają, że mogły być to "balony związane z podmiotami komercyjnymi lub naukowymi, a więc całkowicie niegroźne".
Kirby przyznał też, że pierwsza próba zestrzelenia obiektu nad jeziorem Huron w niedzielę nie powiodła się, bo wystrzelona rakieta nie trafiła w cel i spadła do jeziora.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)