Zatrzęsło. Jedna chwila, tysiące ofiar, przerwane życia, albo też całkowita ruina wszystkiego, co dotychczasowe życie stanowiło. Wielka tragedia wpisana w dramat pod tytułem życie na ziemi. Najgorsze jest to, że tych tragedii nie brakuje, dzieją się każdego dnia. Zarówno te, na które nie mamy za bardzo wpływu, jak i te, które są wywołane złem zagnieżdżonym w sercu człowieka. I zawsze ktoś jest ofiarą.
Widok walących się blokowisk, które w jednej chwili dla wielu stały się grobowcami, wzbudził we mnie wiele smutku i szczerego współczucia. Rozdrażnia mnie obojętność niektórych ludzi i naprawdę głupie komentarze. Nie na tym jednak chciałbym się skupiać, bo nie warto. Myślę raczej o tym, jak wielkiej pokory potrzeba wobec życia na ziemi. I jak jej bardzo brakuje. To, że mają miejsce różne zjawiska w przyrodzie, a także kataklizmy, to nie powinno nikogo dziwić. Ziemia żyje i wciąż się tworzy. Owszem, Stwórca uczynił ją poddaną człowiekowi. Jednak w tym panowaniu nad ziemią potrzeba wielkiej pokory i zgody na prawdę, że jesteśmy tu tylko gośćmi, przechodniami, a nasza prawdziwa ojczyzna jest gdzie indziej. Często się jednak o tym zapomina. Dlatego też głos papieża Franciszka, który wyraził w encyklice „Laudato si”, jest niezwykle ważny i potrzebny. Każdy człowiek, który tego słucha i podejmuje w swoim codziennym życiu, jest po prostu, w mojej ocenie, mądry. To nie ja, człowiek, jestem panem. Jeden jest Pan, Stwórca, Ojciec wszystkiego. Życie na ziemi jest mi podarowane, żeby nie tylko dobrze je przeżyć, ale także mądrze gospodarować tym, co otrzymało się w zarząd.
Czy zatem ofiary kataklizmów popełniły jakiś błąd w owym zarządzaniu? Zapewne nie. Ich życie było proste i zwyczajne, niepozbawione trudności i codziennych zmagań. Apel o pokorę jest skierowany do wszystkich bez wyjątku. Raz po raz w rozmowach z moim przyjacielem pojawia się z jego strony jak refren stwierdzenie: „Wiesz, ale to są problemy pierwszego świata”. Oczywiście pojawia się on wtedy, gdy nasza rozmowa dotyczy banalnych spraw i niezaspokojonych potrzeb ludzi żyjących w świecie bogatym. Kiedyś pisałem o marnotrawstwie. To tylko jeden z przykładów na to, jaki grzech popełniają często ludzie „pierwszego świata”, kiedy marnują na przykład żywność, elektryczność, wodę itp., zupełnie nie myśląc o tym, że w tym samym czasie ludzie „trzeciego świata” umierają z głodu i niedostatku. „Gdzie oni są?” Pytają pogrążeni w rozpaczy ludzie po trzęsieniu ziemi w Turcji, czekający w napięciu na światełko nadziei, że w gruzowisku znajdą jeszcze żywych swoich bliskich.
„Gdzie oni są?”, pytają jedni. „Co oni robią?”, w tej samej chwili, w innym miejscu wołają inni, chroniąc się przed atakiem rakietowym. Zawsze są jacyś „oni”, niestety. „Panie, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”, modli się w agonii ukrzyżowany Jezus. Podobnie jak dwa tysiące lat temu, „oni” są albo obojętni, albo zbyt zajęci swoim życiem, albo żądni walki za wszelką cenę. Świat jest zawsze pełen Kainów, pytających o to, czy są stróżami swoich braci, a przecież często sami pozbawili ich życia i szczęścia.
Pierwszy świat wobec trzeciego i ostatniego wygląda blado. Zajęty sobą, swoimi sprawami, pytający o to, jak i gdzie atrakcyjniej jeszcze wydać pieniądze. A z drugiej strony niewinne dzieci, jeśli przeżyły, mają przerażenie w oczkach, kto i kiedy pomoże im wyjść z okrutnej traumy niebezpieczeństwa lub bardziej jeszcze braku poczucia bezpieczeństwa. Kiedy już na starcie ich życie musi przejść przez nieopisany trud i ogień nieszczęść. Mój wujek, rocznik 1948, powiedział mi niedawno, że miał szczęście urodzić się po II wojnie światowej, kiedy jego ojciec, a mój dziadek, przebywał w dwóch hitlerowskich obozach koncentracyjnych. Wujek mówi, że przeżył życie we względnym pokoju, nie wyobrażając sobie, że pod koniec będzie znów tak szalone niebezpieczeństwo wojny światowej.
Dlatego potrzeba ogromnego szacunku dla życia w ogóle, a zwłaszcza ludzkiego. Nie powinno być mowy o zbrodniczej aborcji czy eutanazji. Szacunek i pokora wobec świata, a zwłaszcza wobec jego Stwórcy. Potrzeba bycia pro-life i pro-eko. Od każdego naprawdę dużo zależy, wystarczy popatrzeć wokół siebie, zadbać o ziemię, mądrze gospodarować i nie ulegać żądzy zdobywania, posiadania, władzy i dysponowania życiem innych.
Patrzę z najwyższym szacunkiem na polskich ratowników, którzy bezzwłocznie udali się do Turcji, aby nieść pomoc z narażeniem własnego życia. Nie dociera do mnie, że biedacy z Syrii nie mają takiej możliwości, aby im pomóc, bo tam wciąż toczy się wojna. I wciąż nie do zrozumienia dramat Ukrainy. Kiedy to piekło się skończy? A przecież w wielu innych miejscach świata dzieją się każdego dnia podobne dramaty i nikt nawet o tym nie mówi. Dlatego coraz częściej modlę się, powtarzając słowa pierwszych chrześcijan: Marana tha! Przyjdź Panie Jezu! I obym nie uległ nigdy pokusie bycia człowiekiem pierwszego świata, zapominając o całym świecie.
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.