Miałem kilka dni temu taką refleksję, którą „podzieliłem się” na moim facebookowym profilu, a wiązała się z pytaniem o charakterze jak najbardziej religijnym i duchowym. Postawiłem pytanie o to, gdzie się dzisiaj podziali ojcowie duchowi oraz święci i mądrzy spowiednicy. Gdzie ich można znaleźć. Od razu pojawiły się słowa wsparcia i otuchy, a także rady, gdzie ich można znaleźć. Jestem wdzięczny za troskę, aczkolwiek moje pytanie miało nieco inny cel. Wyjaśniłem go w kolejnym poście. Jest to pytanie, które towarzyszy mi od lat. Dotyczy ono nie tylko innych, ale także mnie samego, od dwudziestu czterech już lat księdza. Uczono mnie w Seminarium, że aby być dobrym spowiednikiem, należy samemu dobrze się spowiadać. Być dobrym kierownikiem czy towarzyszem duchowym, samemu trzeba z tej praktyki korzystać. Wiele czasu poświęcono tym naukom. Niestety często także my, duchowni i zakonnicy, żyjemy niejako na pustyni, szukając kogoś, kto byłby jak dawny „Abba” (ojciec pustyni). A w życiu jest wiele problemów i pytań, które domagają się pogłębionej refleksji i konfrontacji z kimś, kto prowadzi głębokie życie duchowe i ma zdolność rozeznania oraz cierpliwego słuchania. Stąd też wzięły się moje dywagacje i poszukiwania.
Mam takie doświadczenie, wsparte lekturą apoftegmatów, czyli zapisu najbardziej autentycznego doświadczenia duchowego, które mimo upływu stuleci, wciąż nie traci nic ze swej aktualności. Ich autorzy, zwani ojcami oraz matkami pustyni, przeżywali bardzo głęboko swoje życie duchowe, żyjąc często w samotności i odosobnieniu. Przychodzili do nich ludzie spragnieni światła i rady. Ci zaś odpowiadali prosto, czerpiąc z życiowych obrazów. Były to jednak odpowiedzi niezwykle celne i cenne. Stawali się prawdziwymi mistrzami duchowymi, których nauka jest żywa także dziś. Czasy się jednak zmieniają i mam wrażenie jest coraz mniej takich osób. A są bardzo potrzebni. Życie przebiega na coraz większych obrotach, często brakuje czasu nie tylko na refleksję i modlitwę, ale także na zajęcie się duchowym wymiarem swojego istnienia. Życie duchowe jest dziś bardzo zaniedbywane. A wręcz, takie mam przynajmniej obserwacje, niewiele się mówi o tym, że taki wymiar życia istnieje. Koncentrujemy się na życiu materialnym, wielu ludzi przesadnie czasem inwestuje w swoje ciało, z bólem stwierdzając, że podlega ono procesowi starzenia. Człowiekowi takiemu wydaje się, że jest piękny, bo ma piękne i zdrowe ciało. To jednak nie wszystko. Naprawdę pięknym jest człowiek wtedy, gdy oprócz fizycznej dbałości, poświęca i pracuje także nad wymiarem duchowym. Akurat dzisiaj zmarła jedna z moich włoskich parafianek. Za miesiąc miałaby 97 lat. Bardzo lubiłem odwiedzać ją z komunią świętą. Ostatnio byłem miesiąc temu. To była naprawdę piękna kobieta. Pomimo wieku zawsze zadbana, w pełni akceptująca swój czas, oddana swoim najbliższym, choć całe życie była niezamężna. Wstawała codziennie o trzeciej rano, siadała w swoim fotelu, aby uczestniczyć w transmisji Mszy św. z rodzinnych Włoch. Modliła się, czytała, słuchała wartościowych programów. Przeżyła swoje życie w całości i do końca. Piękny człowiek pogodzony z tym, że każda chwila może być ostatnią.
Niezwykle wartościowe są rozmowy i spotkania z takimi osobami. Są prawdziwą lekcją życia oraz inspiracją, aby nie koncentrować się jedynie na wymiarze doczesnym, ale robić wszystko, żeby każdego dnia mieć czas także dla swojej duszy. Kiedy ona wyjdzie z ciała, zostaje trup. To ona jest życiem ciała, dlaczego zatem nie poświęca się jej czasu lub też jest go zbyt mało? Dusza to w języku greckim psyche. Jest ona „pierwiastkiem życia, decydującym o tym, że osoba ludzka, zwierzę i roślina są bytami żywymi. W antropologii filozoficznej najczęściej przyjmuje się, że dusza rozumna jest, obok materialnego ciała, jednym z dwóch konstytutywnych elementów struktury”. Człowiek potrzebuje tego, aby zaglądać we własną duszę. Czy tego chce, czy nie. Dlatego szuka kogoś, komu może się zwierzyć, przed kim może się swobodnie wygadać. Czasem mówi się, że szuka „bratniej duszy”, która jest czymś więcej nawet niż przyjaciel. Rolę duchowych mistrzów przejmują dzisiaj gabinety psychologiczne. Tak, psychologia jest nauką o duszy. I chociaż są bardzo potrzebne, nie zastąpią do końca duchowej rozmowy z mistrzem duchowym, a tym bardziej konfesjonału, gdzie dochodzi do bardzo intymnego spotkania człowieka z Panem Bogiem w sakramencie pojednania.
Dusza potrzebuje pokarmu. Potrzebuje modlitwy, także tej w ciszy i samotności. Potrzebuje słowa, które ją pokrzepi i oświeci drogę, a dla chrześcijan jest ono zawarte w Piśmie świętym. Potrzebuje wartościowej lektury prowokującej do myślenia i stawiania sobie pytań. Potrzebuje filozofii. Potrzebuje dialogu w kierownictwie duchowym. Jedną z ważniejszych ostatnio czytanych przeze mnie lektur jest książka o dziwnym, na pierwszy rzut oka tytule: „Hewel. Wszystko jest ulotne oprócz Boga”. Jej autor, dominikanin, Krzysztof Pałys, dzieli się krótkimi refleksjami, które powstały „w ciszy i samotności” i jak zaznacza we wstępie: „zostanie właściwie zrozumiane tylko w takim samym otoczeniu”. Tytułowy „hewel” zaczerpnął autor z Księgi Koheleta, gdzie pojawia się ono aż 38 razy, a oznacza parę, oddech, pustkę, nicość, iluzję, fałsz i marność. To właśnie w obliczu marności wydobywają się z duszy człowieka perły, prawdziwe bogactwo, które wypływa z bardzo intymnej relacji z Bogiem. Człowiek nie tylko jej pragnie, ale także poszukuje. We wszystkich religiach jest praktykowana medytacja, kontemplacja i inne ćwiczenia o charakterze duchowym. Będą czymś właściwym tylko wtedy, gdy poprowadzą do spotkania i relacji, a nie będą służyły jedynie poprawie samopoczucia. Zresztą często jest tak, że w medytacji dotyka się także czegoś trudnego, co może zaboleć. Jednak w spotkaniu z Bogiem ten ból poprowadzi do wewnętrznego uzdrowienia.
W odniesieniu do psychologii zaś, trzeba powiedzieć, że styl dzisiejszego życia, pęd i chaos, powodują wiele zaburzeń i chorób, które domagają się leczenia i terapii. Depresja, ten ból duszy, który może prowadzić do różnych powikłań, a także uzależnień, jest dzisiaj bardzo powszechna. I wcale nie trzeba, a nawet nie można uciekać przed przyznaniem się do tego, że się cierpi i że trzeba poszukiwać pomocy u lekarza psychiatry lub w gabinecie psychologicznym. Ktoś mi kiedyś całkiem niedawno powiedział, że nie pójdzie do psychiatry, bo zrobią z niego wariata. To nie tak, owszem wariatów jest wiele na świecie, ale w zupełnie innym znaczeniu. To ci, co rujnują świat, siebie i innych, i promują zło. Zaburzenia i choroby natury psychicznej potrzebują profesjonalnego leczenia i terapii, dającej zrozumienie i wsparcie. Dusza domaga się jednak także kontaktu z kimś, kto autentycznie i święcie, to znaczy prawdziwie, przeżywa swoje życie duchowe. Zatem szukajmy, bo tacy ludzie jeszcze gdzieś są!
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.