Idą Święta. Boże Narodzenie tuż, tuż. Nie chcę jednak w tym momencie powielać tekstów o konsumpcyjnym podejściu do świąt, o ich zeświecczeniu. Mam wrażenie, że im więcej się o takich sprawach pisze czy mówi, to bardziej się też obojętnieje. Dziś nieco z innej strony. Uświadamiam sobie raz po raz, że czas okołoświąteczny, jak i same święta nie dla wszystkich są piękne, wyczekiwane i przyjemne. Dla wielu ludzi są trudne i ciężkie. Powodów jest wiele. Od nostalgii za rodzinnym domem i tęsknotą za bliskimi, którzy są daleko albo już pomarli, przez trudności ekonomiczne i biedę, aż po takie sytuacje, kiedy wizja dni świątecznych spędzanych przy stole może być czasem znoszenia obecności krewnych, których nie znosimy i mamy z nimi trudne relacje. Niejeden raz jestem pytany, jak się zachować w ostatniej z wymienionych sytuacji. To prawda, nic na siłę. Czasem lepiej jest odpuścić, nie zapraszać się tylko dla wypełnienia jakiejś powinności. No tak, ale co powiedzą inni? Czy znowu trzeba będzie znosić upokorzenia z powodu pomówień i plotek? To nie są bagatelne sytuacje. Co zatem robić, by święta przeżyć naprawdę świątecznie?
W adwentowym czasie oczekiwania, stawiam sobie wiele bardzo osobistych pytań o jakość mojego życia i postępowania we wszystkich jego wymiarach. Szukam okazji, by w ciszy nad tym poreflektować. Przyznaję, że nie zawsze tak robiłem. Skoro jednak stwierdzam, że każdego roku jest coś nie tak, to znaczy, że coś jest na rzeczy. Jest we mnie jakiś powód, który sprawia, że coś nie wychodzi i jest przyczyną trudnego świętowania. Najpierw czujnie obserwuję siebie. Moją kondycję fizyczną, psychiczną i duchową. Wszystko jest ze sobą ściśle związane. Ostatnio zauważyłem na przykład, że duży wpływ na tę kondycję mają tak zwane „grzechy główne”. Stoją one u źródeł konkretnych zachowań i postaw. Mają wpływ na ciało i duszę, czyli także psychikę człowieka. Jakie to grzechy? Może warto je sobie przypomnieć: pycha, chciwość, nieczystość, gniew, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu (czyli łakomstwo), zazdrość, lenistwo. Powodują one nieuporządkowanie wewnątrz nas i są przyczyną innych grzechów. Często bywają niezauważone, bo wbrew pozorom, bywają przyjemne. Ich trujące działanie widać dopiero po czasie. Są powszechnie nazywane także wadami.
Wszystkie mają swoją odpowiedź w czymś, co nazywamy cnotami. Są one przeciwieństwem wad. I tak: przeciwieństwem pychy jest pokora, chciwości – hojność, nieczystości – czystość, nieumiarkowania w jedzeniu i piciu – umiarkowanie, zazdrości – miłość, gniewu – cierpliwość, a lenistwa – gorliwość i pracowitość. Zbadanie siebie pod tym kątem może dać pełny i prawdziwy obraz siebie, a to z kolei odsłoni trudności nie tylko świętowaniu, gdyż pokaże dużo więcej. I to jest pierwszy etap refleksji. Kolejnym będzie przyjrzenie się relacji z innymi, zwłaszcza z bliskimi i krewnymi.
A te nie zawsze są pełne miłości i piękne. Różnic między członkami najbliższej rodziny bywa bardzo wiele. Dotykają one także innych miejsc, jak relacji sąsiedzkich, zawodowych. Silna jest konkurencja, rywalizacja, zazdrość i gniew. I znów, można by analizować to w kluczu grzechów głównych. Smutne jest to, że najczęściej obwiniamy o wszystko innych. Jakoby wina była po ich stronie. Zapomina się wtedy lub wypiera popatrzenie na siebie i swój własny udział w sporach i konfliktach. Wtedy najłatwiej jest poszukać jakiegoś rozwiązania poza sobą, ale czy to załatwi sprawę? Na szczęście byłem świadkiem niejednego pojednania zwaśnionych stron, nawet po latach, i szczęśliwego odbudowywania zrujnowanych relacji. Święta są ku temu okazją, zwłaszcza jeśli chcę się je przeżyć w pełni, także będąc katolikiem, przystępując do spowiedzi i komunii świętej. Bardzo potrzebne są takie znaki pojednania i pokoju, także kiedy w tle są konflikty międzynarodowe i wojny.
Święta na pewno są ciężkie dla ludzi żyjących na terenach, gdzie toczy się wojna. Jeśli będzie okazja, to zapewne po to, by w modlitwie błagać o upragniony pokój. Dramat wojny odbiera nadzieję, rodzi ogromny ból i niepewność. Nie można przyzwyczajać się tak po prostu do medialnych informacji, że kolejny dzień trwa wojna. Trzeba często patrzeć na tę tragedię oczami tych, którzy tam żyją lub których bliscy się tam zmagają. Trzeba czasem postawić siebie na ich miejscu. Czy tylko po to, by współczuć? Myślę, że chodzi tu o więcej, aby rozszerzyć swoje serce i włączać się w pomoc, która absolutnie nie może być jednorazowa. Duch chrześcijański jest z samej istoty nastawiony na miłość, na caritas, na pomoc drugiemu zawsze i wszędzie. To jest duch dzielenia się miłością, jak chlebem z drugim człowiekiem, który dzisiaj potrzebuje pomocy. Kilka tygodni temu, przed tegorocznym Świętem Dziękczynienia spotkałem człowieka, który rokrocznie funduje sporą liczbę indyków dla najbardziej potrzebujących w parafiach pewnego miasta. Robi to, ponieważ, jak mówił, kiedyś, gdy był dzieckiem, jego rodzina była bardzo biedna i cierpiała głód. Wtedy ludzie z parafii hojnie pomagali im przy okazji świąt i nie tylko. Dzisiaj, będąc dobrze sytuowanym człowiekiem, pomaga innym. W duchu wdzięczności. Nie ukrywam, że przykład to piękny. Takich jest dużo więcej.
W okresie przedświątecznym organizowanych jest wiele akcji charytatywnych, nie tylko przy kościołach. Wewnątrz są drzewka, a na nich pojawiają się papierowe serduszka z konkretną pomocą, która zostanie przekazana ubogim i potrzebującym. Tych serduszek jest wiele i każdy może tam umieścić swoje. Jest to coś naprawdę bardzo autentycznego. Pokazuje wrażliwość wobec innych. Zawsze też można zaoferować inną formę pomocy, także dzieląc się potrawami świątecznymi. Chodzi o to, żeby jak najmniejszej liczbie ludzi było ciężko. Chodzi o zwyczajne gesty dobroci i miłości.
Czasami czymś bardzo potrzebnym jest też dobre słowo. Kiedyś pisano życzenia, wysyłało się sporo świątecznych kartek. Dzisiaj, jeśli już, to wysyła się wiadomość tekstową, seryjną, do wszystkich. Zauważyłem jednak, jak pięknie jest dostać takie życzenie poprzedzone własnym imieniem. Jest wtedy jakoś bardziej osobiście i robi się miło. Serdeczna pamięć zawsze daje poczucie bliskości, które wywołuje nie tylko uśmiech, ale jest najzwyczajniej ciepłe.
Idą Święta Bożego Narodzenia. Przygotujmy je oraz siebie do nich jak najlepiej!
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.